Kilka dodatkowych argumentów w sprawie Januszewska versus Nawalny. Z korespondencji z "KP" wnoszę, że tekst Pauliny Januszewskiej postrzegany jest jako odważne naruszanie autorytetów, a moja reakcja niezrozumieniem subtelnej ironii i sarkazmu. Oto moja odpowiedź:
Cenię Państwa publicystykę i uważam istnienie lewicowego portalu za ogromną wartość. Pozwoliłem sobie jeszcze raz przeczytać artykuł pani Januszewskiej pod kątem sarkazmu. Jeśli zdefiniujemy sarkazm jako złośliwą ironię to istotnie można od biedy ten tekst potraktować w ten sposób. Wydaje mi się jednak, że słowa „drwina”, „ironia” czy właśnie „sarkazm” zakładają jednak pewien dystans, umiejętność trzeźwej oceny faktów, a co za tym idzie odpowiedniego dawkowania gorzkiej trucizny i mrugnięcia okiem do czytelnika. Czytając tekst pani Januszewskiej ma się wrażenie, że autorka wykazuje niezdrową fiksację na punkcie feminatywów i gotowa jest zniszczyć (na szczęście tylko werbalnie) każdego, kto ma na ten temat inne zdanie. Ba, nawet każdego, kto kiedykolwiek w przyszłości miał inne zdanie niż ona. Szczególnie jeśli jest mężczyzną, co w świetle różnorakich, niezwiązanych z osobą Nawalnego fizjologiczno-skatologiczno ukierunkowanych dowcipasów wydaje się być, zdaniem autorki, najcięższym oskarżeniem. Uwaga! Sarkazm! W pewnym stopniu… A jeśli jakikolwiek mężczyzna przyznaje się do zmiany tego zdania (przypomnę tu znane powiedzenie, że zdania nie zmieniają nigdy tylko głupcy) to tym gorzej dla niego, lisa jednego przefarbowanego!
Z ogromną uwagą prześledziłem wszelkie dąsy pani Januszewskiej i niestety stylistyka artykułu nie wskazuje na to, aby autorka nie traktowała swoich wywodów śmiertelnie poważnie.
Pani Januszewska przedstawia Nawalnego jako „okrzykniętego na Zachodzie uwięzionym zbawicielem Rosji”. Ciekawe, jak autorka rozumie tu słowo: „Zachód”. ??? Wydaje mi się, że Nawalny jest wybitnym dysydentem, dzięki działalności blogerskiej i patrzeniu na ręce rosyjskiej władzy niekwestionowanym autorytetem tak dla represjonowanej rosyjskiej opozycji, jak i świata. Tak sformułowany opis jego osoby doskonale zmieściłby się jednak w rosyjskich czy białoruskich mediach rządowych. Kusi zatem pytanie czy autorka naprawdę podziela poglądy tych mediów? Może po prostu nie wie o kim pisze? Czy też może dystansuje się od burżuazyjnego Zachodu? Czy dla autorki jest „Zachód”? Proszę mi wytłumaczyć, bo czegoś tu nie rozumiem …
Nie wiem czy autorka stukając na komputerze przy porannej lub nocnej kawusi (lub nie) swój tekst zdawała sobie też sprawę z różnicy między sytuacją zwykłego osadzonego w „pierdlu”, a umieszczonego w rosyjskiej kolonii karnej człowieka, który rzucił rękawicę Putinowi i który w tym więzieniu znajdował się na granicy śmierci. To jest też taki czynnik, który powinien – nawet wściekłej feministce – kazać ważyć słowa. Warto – w kontekście dobrego smaku – rozważyć tytuł: Lepiej późno i w pierdlu niż wcale.
Wpis Nawalnego odbieram jako wyraz jego wielkości. To człowiek, który pomimo tego, że znalazł się w ekstremalnych warunkach jest w stanie dostrzec złożoność życia, które krzywo się nad nim zaśmiało. Jest w stanie myśleć o zwykłych, drobnych jednak w świetle tragiczności losu problemach takich jak feminatywy i jest w stanie zmieniać swoje zdanie. Kiedyś Wacław Radziwinowicz charakteryzując osobę Nawalnego jako polityka i jego szanse przeżycia po powrocie określił go jako „ciężki kaliber”. Warto przeczytać facebookowy wpis opozycjonisty. Lekki, pełen klasy i tolerancji. Niemniej znajduje się on w sytuacji, w której drwienie z niego jest swojego rodzaju kopaniem leżącego. A to już po prostu brak wyczucia i zupełny brak smaku. I naprawdę trudno ten brak wrażliwości i rozeznania skwitować słowem „(uzasadniony) sarkazm”. Nie ma na to zgody!
Lewicowy (i feministyczny) punkt widzenia na świat jest w Polsce potrzebny. Takie teksty, jak „Lepiej w pierdlu niż wcale” skutecznie budują obraz lewicy jako formacji intelektualnej niezdolnej do jakiegokolwiek kompromisu, zafiksowanej na czysto formalnych znamionach „lewicowości” i „feminizmu”. Czy naprawdę taki jest profil Państwa portalu? Szkoda…