wtorek, 21 grudnia 2021

Jeszcze w odpowiedzi "Krytyce Politycznej"

 Kilka dodatkowych argumentów w sprawie Januszewska versus Nawalny. Z korespondencji z "KP" wnoszę, że tekst Pauliny Januszewskiej postrzegany jest jako odważne naruszanie autorytetów, a moja reakcja niezrozumieniem subtelnej ironii i sarkazmu. Oto moja odpowiedź:

 Cenię Państwa publicystykę i uważam istnienie lewicowego portalu za ogromną wartość. Pozwoliłem sobie jeszcze raz przeczytać artykuł pani Januszewskiej pod kątem sarkazmu. Jeśli zdefiniujemy sarkazm jako złośliwą ironię to istotnie można od biedy ten tekst potraktować w ten sposób. Wydaje mi się jednak, że słowa „drwina”, „ironia” czy właśnie „sarkazm” zakładają jednak pewien dystans, umiejętność trzeźwej oceny faktów, a co za tym idzie odpowiedniego dawkowania gorzkiej trucizny i mrugnięcia okiem do czytelnika. Czytając tekst pani Januszewskiej ma się wrażenie, że autorka wykazuje niezdrową fiksację na punkcie feminatywów i gotowa jest zniszczyć (na szczęście tylko werbalnie) każdego, kto ma na ten temat inne zdanie. Ba, nawet każdego, kto kiedykolwiek w przyszłości miał inne zdanie niż ona. Szczególnie jeśli jest mężczyzną, co w świetle różnorakich, niezwiązanych z osobą Nawalnego fizjologiczno-skatologiczno ukierunkowanych dowcipasów wydaje się być, zdaniem autorki, najcięższym oskarżeniem. Uwaga! Sarkazm! W pewnym stopniu… A jeśli jakikolwiek mężczyzna przyznaje się do zmiany tego zdania (przypomnę tu znane powiedzenie, że zdania nie zmieniają nigdy tylko głupcy) to tym gorzej dla niego, lisa jednego przefarbowanego!

Z ogromną uwagą prześledziłem wszelkie dąsy pani Januszewskiej i niestety stylistyka artykułu nie wskazuje na to, aby autorka nie traktowała swoich wywodów śmiertelnie poważnie.

Pani Januszewska przedstawia Nawalnego jako „okrzykniętego na Zachodzie uwięzionym zbawicielem Rosji”. Ciekawe, jak autorka rozumie tu słowo: „Zachód”. ??? Wydaje mi się, że Nawalny jest wybitnym dysydentem, dzięki działalności blogerskiej i patrzeniu na ręce rosyjskiej władzy niekwestionowanym autorytetem tak dla represjonowanej rosyjskiej opozycji, jak i świata. Tak sformułowany opis jego osoby doskonale zmieściłby się jednak w rosyjskich czy białoruskich mediach rządowych. Kusi zatem pytanie czy autorka naprawdę podziela poglądy tych mediów? Może po prostu nie wie o kim pisze? Czy też może dystansuje się od burżuazyjnego Zachodu? Czy dla autorki jest „Zachód”? Proszę mi wytłumaczyć, bo czegoś tu nie rozumiem …

Nie wiem czy autorka stukając na komputerze przy porannej lub nocnej kawusi (lub nie) swój tekst zdawała sobie też sprawę z różnicy między sytuacją zwykłego osadzonego w „pierdlu”, a umieszczonego w rosyjskiej kolonii karnej człowieka, który rzucił rękawicę Putinowi i który w tym więzieniu znajdował się na granicy śmierci. To jest też taki czynnik, który powinien – nawet wściekłej feministce – kazać ważyć słowa. Warto – w kontekście dobrego smaku – rozważyć tytuł: Lepiej późno i w pierdlu niż wcale.

Wpis Nawalnego odbieram jako wyraz jego wielkości. To człowiek, który pomimo tego, że znalazł się w ekstremalnych warunkach jest w stanie dostrzec złożoność życia, które krzywo się nad nim zaśmiało. Jest w stanie myśleć o zwykłych, drobnych jednak w świetle tragiczności losu problemach takich jak feminatywy i jest w stanie zmieniać swoje zdanie. Kiedyś Wacław Radziwinowicz charakteryzując osobę Nawalnego jako polityka i jego szanse przeżycia po powrocie określił go jako „ciężki kaliber”. Warto przeczytać facebookowy wpis opozycjonisty. Lekki, pełen klasy i tolerancji. Niemniej znajduje się on w sytuacji, w której drwienie z niego jest swojego rodzaju kopaniem leżącego. A to już po prostu brak wyczucia i zupełny brak smaku. I naprawdę trudno ten brak wrażliwości i rozeznania skwitować słowem „(uzasadniony) sarkazm”. Nie ma na to zgody!

Lewicowy (i feministyczny) punkt widzenia na świat jest w Polsce potrzebny. Takie teksty, jak „Lepiej w pierdlu niż wcale” skutecznie budują obraz lewicy jako formacji intelektualnej niezdolnej do jakiegokolwiek kompromisu, zafiksowanej na czysto formalnych znamionach „lewicowości” i „feminizmu”. Czy naprawdę taki jest profil Państwa portalu? Szkoda…




wtorek, 14 grudnia 2021

Lewa strona dna

 Czy ślepe na rzeczywistość zacietrzewienie jest cechą prawicowej li tylko publicystyki?  Tekst Pauliny Januszewskiej w "Krytyce Politycznej" dotyczący lekkiego w formie i treści "okrzykniętego na Zachodzie zbawcą Rosji" Aleksieja Nawalnego pokazuje, że i z lewej strony dna dochodzi głośne pukanie. Bardzo głośne pukanie. Nawalny, który w ramach "resocjalizacji" wykonuje różne prace fizyczne m.in. szycie pisze, że zdanie sobie sprawy, że dla wykonywanego przez niego zajęcia (szycie) nie ma męskiego odpowiednika rzeczownika швея, co zmusiło go do przewartościowania zdania na temat feminatywów. 

https://www.facebook.com/navalny/posts/5034390863246623

Fantastyczne jest to, że dysydent znajdując się w ekstremalnym przecież położeniu udowadnia, że jest w stanie kontaktować się z ludźmi, którym bliski jest jego los w sposób lekki, dowcipny,  ze zdystansowaniem w stosunku do otaczającej go rzeczywistości. Oraz to, że jest w stanie zmienić swoje poglądy jeśli te okażą się niesłuszne czy nieaktualne. 

Łatwiutko przy porannej kawie pisać napuszone i pełne bojowego zapału demaskatorskie w stosunku do przefarbowanych, maczystowskich lisów, których dopiero posiedzenie w pierdlu (określenie autorki) zmusza do przyjęcia jedynie słusznych poglądów. To zestawienie wolnego od fanatyzmu posta Nawalnego i obrzydliwych wynurzeń niedzielnej,  feministki z "Krytyki Politycznej" jest bardzo pouczające. Tani, a przez to wstrętny radykalizm.

I smieszno, i straszno ... Wstyd, Krytyko Polityczna. 

Continuowe różności

 Granie continuo to specyficzna zabawa. Czasem bardziej kameralistyka. Czasem bardziej improwizowana kompozycja. Mnie szczególnie interesuje płynne przechodzenie z jednego do drugiego poziomu. Zatem rozwijanie umiejętności kompozycyjnego dopełniania muzyki kameralnej poprzez transformację basów w kanwę dla improwizacji solowych utworów. W marcu zostałem zaproszony do udziału w online'owej konferencji w Akademii Muzycznej w Ljubljanie. Mój występ postanowiłem poświęcić różnym aspektom grania continuo; w tym wspomnianej problematyce. Nagrany przez Adama Jastrzębskiego materiał (z ważnym udziałem Zbigniewa Pilcha) po pewnej obróbce udostępniliśmy w serwisie YouTube:

https://youtu.be/kDZymiYtyfI

Zainteresowanych odsyłam również do transformacji sonaty Dario Castello, którą kiedyś spróbowałem sobie zagrać na klawikordzie i chwyciło ...

https://youtu.be/S8Fdhb_ji0I


wtorek, 21 września 2021

Traugott Berndt w akcji

 


Z dużym opóźnieniem brakująca informacja z własnego podwórka.

    Oto płyta będąca portretem znakomitego fortepianu wrocławskiej firmy Traugott Berndt modelowo odrestaurowanego przez Matthiasa Arensa z Lipska. Instrument przez wiele lat był głównym aktorem organizowanych przeze mnie w zabrzańskim Fortepianarium koncertów (teraz liczba grających XIX-wiecznych instrumentów się zwiększyła, ale instrument jest wciąż w akcji!). To nie tylko zabytkowy fortepian służący do grania muzyki z 40-tych lat XIX wieku; to fortepian piękny i bardzo uniwersalny doskonale "czujący się" i w muzyce wcześniejszej, i trochę późniejszej. 

    W programie cztery fantastyczne polonezy koncertowe Ferdinanda Riesa, kilka opracowanych przeze mnie polonezów Ogińskiego, wreszcie wielka Sonata op. 48 Jana Ladislava Dusika. 

    Miłego słuchania! A w najbliższą niedzielę (26.09.2021) będziemy promować płytę na koncercie w Fortepianarium.

poniedziałek, 20 września 2021

Harpsicordion

 


Bardzo zachęcam do sięgnięcia po tę płytę. Szczególnie tych, którzy wciąż jeszcze żywią pewną nieufność w stosunku do akordeonu ... ;-) 

A na poważnie. Połączenie instrumentu o stosunkowo krótkim, wyrazistym ataku z dźwiękiem ciągłym (a nadto możliwym do wzmagania i uciszania!) to stały element między-klawiszowych spotkań. Dość przywołać ogromną ilość literatury na fortepian z fisharmonią i popularność hybrydy łączącej oba instrumenty w XIX wieku. Również próby wykonywania takich dzieł jak koncerty Solera na dwoje organów z klawesynem "zamiast" jednego z piszczałkowców są zazwyczaj bardzo udane. 

Płyta Evgenii Cherkazovej (jeju, jak to pisać po polsku? Eugenii Czerkazowej chyba...) i Svitlany Shabaltiny (Swietłany Szabałtiny): Harpsicordion (Od Piazzy do Piazzoli) jest muzycznie bardzo udana. Rozpoczyna się właśnie takim późnobarokowo-rokokowym dwuklawiszowym koncertem i prowadzi nas przez bardzo udane transkrypcje Bortniańskiego, Daquina i Corette'a do Fandanga Boccheriniego i tang Astora Piazzoli. Godna podziwu jest tu wrażliwość obu artystek; w tym i cudowna paleta środków artykulacyjnych akordeonistki. Płyty słucha się po prostu świetnie. Od początku do końca i od końca do początku. Utwory zdają się brzmieć tak jakby napisane zostały na ten, a nie inny skład instrumentów.

Serdecznie gratuluję! 

https://open.spotify.com/album/6qDBXZ7h5CSfy9DAwieqG8

II Świętokrzyskie Dni Muzyki Dawnej. 19.09.2021. Dzień ostatni. Te Deum laudamus.

 W tym ostatnim dniu odbyły się wyjątkowo aż dwa koncerty. Pierwszy z nich to mój recital na trzech instrumentach: wirginale, klawesynie i kopii historycznego fortepianu. Mój pomysł na ten koncert to pokazanie czegoś, co określiłbym jako "poezję dotyku" - różną dla każdego z tych instrmentów, ale przecież połączoną wizją instrumentu klawiszowego jako medium subtelnego. Wydawało mi się, że najlepiej do tej idei pasować będzie muzyka z Wysp Brytyjskich. Ocena należy już do słuchaczy ...


A zaraz potem efektowne zwieńczenie festiwalu. Te Deum Marc-Antoine'a Charpentier; jedno z najbardziej efektownych barokowych dzieł oratoryjnych w wykonaniu połączonych sił profesjonalnych, studenckich i amatorskich. Mimo drobnych (nieuniknionych w wypadku projektu artystycznego i pedagogicznego zarazem) wpadek wykonanie porywające, z ogromnym zrozumieniem, pasją i wyczuciem poprowadzone przez Martina Gestera. Soliści: Renata Drozd, Zuzanna Kozłowska, Piotr Olech, Bartłomiej Chorąży, Przemysław Józef Bałka, Chór Politechniki Świętokrzyskiej i Schola Cantorum Kielcensis (przyg. Małgorzata Banasińska-Barszcz), oraz muzycy Akademii Kielcensis wraz z zespołem Arte Dei Suonatori. 

Myślę, że był to koncert, który na długo zapadnie w pamięci publiczności kieleckiej... 

Jeszcze raz brawa dla siostry Hanny Szmigielskiej, która ten koncert wymarzyła sobie kilka lat temu i konsekwentnie do tego wydarzenia doprowadziła. 

sobota, 18 września 2021

II Świętokrzyskie Dni Muzyki Dawnej. 18.09.2021. Płacz Ariadny.

     Bardzo wysmakowany wybór XVIII-wiecznej literatury koncertowo-orkiestrowej. Niezwykle udany koncert, który można określić jako crescendo prowadzące do niezwykłego i genialnego utworu Locatellego.

    Wieczór rozpoczął wirtuozowski koncert Jean-Marie Leclaire'a. Aż dziwne, że ta efektowna muzyka,dająca tak wiele możliwości interpretacyjnych jest tak rzadko obecna w programach koncertowych. Oczywiście, trzeba ją zagrać z taką klasą jak Joanna Kreft i towarzyszący jej zespół Arte Dei Suonatori. 

    Następnie od klawesynu do pulpitu dyrygenckiego przeszedł Martin Gester, który zadyrygował moim ulubionym Concerto grosso Haendla: tym w tonacji D-dur op. 6 nr 5 z efektowną uwerturą i pełnymi blasku pozostałymi częściami. Część wolna została wprowadzona pięknym solo lutniowym, które wykonał Yasunori Imamura, którego spotykam w Kielcach po kilkudziesięciu latach od moich studiów w Strasbourgu ... To świetny muzyk, który znakomicie pomógł w zbudowaniu brzmienia continuo i całej orkiestry.

    Po przerwie usłyszeliśmy perfekcyjnie wykonany przez Martę Gawlas Koncert fletowy D-dur Carla Philippe'a Emmanuela Bacha. Z tego wykonania najbardziej pamiętam chyba kadencje, głęboki i ciemny początek drugiej części oraz porywająco wykonaną część trzecią.

    Wreszcie Concerto grosso Locatellego "Płacz Ariadny": utwór przejmujący, w którym dyrygent i orkiestra świetnie wyczuli timing dramatycznych pauz, a Joanna Kreft wykonała przejmująco skrzypcowe soli. 

    Bardzo udany, odświętny barokowy wieczór...


piątek, 17 września 2021

II Świętokrzyskie Dni Muzyki Dawnej. Piątek 17.09.2021. Trzy klawesyny, w tym jeden niecodzienny.

 Począwszy od dzisiaj rolę współgospodarza festiwalu przejął zespół Arte Dei Suonatori, który wystąpi w Kielcach trzykrotnie. Nasz pierwszy koncert poświęcony był muzyce kameralno-orkiestrowej uprawianej przez Bacha z synami i przyjaciółmi w Cafe Zimmermann. Koncert rozpoczęła Suita h-moll Bacha błyskotliwie wykonana przez Martę Gawlas i muzyków Arte. Następnie wykonaliśmy dwa koncerty na 3 klawesyny i smyczki: d-moll (autorstwo tego utworu nie jest do końca potwierdzone) i C-dur. Tu pewna niespodzianka. Tu z powodów techniczno-organizacyjnych musieliśmy użyć w roli jednego z klawesynów clavicembalo a martelletti: klawesyn młoteczkowy. Po naszemu: fortepian (oczywiście model XVIII-wieczny!) Bach miał kontakt z fortepianami Silbermanna, nawet pośredniczył w zakupie jednego z takich instrumentów przez hrabiego Branickiego w Białymstoku. Niemniej takie wykonanie niesie za sobą pewne ryzyko. XVIII-wieczny fortepian jest instrumentem cichszym i mniej przenikliwym od klawesynów. Poza tym timing, sposób kształtowania ekspresji jest jednak zupełnie inny i chyba nigdy tak mocniej się o tym nie przekonałem niż teraz próbując się wpasować w estetykę klawesynową (którą przecież raczej znam...), a jednocześnie dodać mocne strony fortepianu. Moi czytelnicy i słuchacze wiedzą doskonale, że filozofia przechodzenia od jednago klawiszowego instrumentu do drugiego jest centralnym elementem mojej sztuki (i pedagogiki). Mimo to, doświadczenie ciekawe, wartościowe, ale i zaskakujące ... 



Również wzruszająca możliwość wspólnego występu z moimi mistrzami: Aline Zylberajch i Martinem Gesterem. Piękne podziękowania również za niezawodne i inspirujace wykonanie partii orkiestrowych. Oraz za opanowanie stroju trzech instrumentów naraz przez Weronikę Janyst! 


                                                                                                zdj. Aline Zylberajch

 

II Świętokrzyskie Dni Muzyki Dawnej. Czwartek 16.09.2021. Muzycy kieleccy

 Bardzo ważny dla nas koncert. Ważny, bo pokazujący kreatywność środowiska związanego z Kielcami i jego muzycznymi instyucjami: szkołą i filharmonią. Poza tym możliwość pokazania, że muzyka dawna jest jak najbardziej estradowa (sali koncertowej można kieleckiej szkole muzycznej jedynie mocno zazdrościć; jest fantastyczna!), może być rownież cennym punktem programów wykonywanych na bardziej uniwersalnych niż historyczne współczesnych instrumentach. 

Wielu muzykom nie zdołałem po koncercie pogratulować. Dlatego uzupełniam tę zaległość w niniejszym wpisie i wszystkim wykonawcom serdecznie gratuluję.

Koncert rozpoczął organista Paweł Wróbel, który grając na elektronicznym instrumencie za pomocą  subtelnej registracji i przemyślanej interpretacji przeniósł nas do wnętrza kościelnego. Następnie usłyszeliśmy przejmującą pierwszą arię z kantaty "Ich habe genug" w wykonaniu Mariusza Bednarza (bas), Grzegorza Kustry (obój) i Katarzyny Sroki, która na klawesynie zrealizowała partię smyczków. A potem znów ważny utwór muzyki kameralnej: sonata gambowa g-moll BWV 1029 w altówkowym wykonaniu Macieja Jaronia (ładne, miękkie brzmienie altówki).  Klawesyn brzmi w tej nowoczesnej sali doprawdy świetnie, co mogliśmy usłyszeć w wykonanych przez Katarzynę Srokę dwóch utworach Couperina. Następnie lekka i lekko, fantazyjnie wykonana sonata fletowa Jeana-Christophe'a Naudot. Tu solistą był Jarosław Wanecki, a towarzyszyła ponownie Katarzyna Sroka. Piękna sonata g-moll BWV 1020, o której nie wiemy czy jest dziełem Jana Sebastiana czy Carla Philippa (no, raczej już wiemy, że to CPE) wykonana została błyskotliwie na oboju przez Emilię Ogonowską-Jaroń i Edytę Piwowarczyk świetnie panującą nad artykulacją fortepianu. No i wreszcie fragmenty z orkiestrowej Suity h-moll Jana Sebastiana Bacha subtelnie interpretowane przez Paulinę Kruk, której ponownie pewnie i z ogromnym smakiem towarzyszyła Edyta Piwowarczyk pokazując raz jeszcze jak świetnie da się grać Bacha i muzykę baroku na fortepianie ... 


niedziela, 12 września 2021

II Świętokrzyskie Dni Muzyki Dawnej. Zachwycający Vox Clamantis.

 Jan-Eik Tulve i jego zespół Vox Clamantis specjalizują się w chorałowej monodii średniowiecznej i wyrastającej z niej wczesnej polifonii (Guillaume de Machaut - cóż to za muzyka!) oraz minimalistycznej muzyce Arvo Parta. Muzyka z tych trzech źródeł wykonana została dzisiaj w utrzymanym w półmroku wnętrzu kieleckiej katedry. To wydarzenie trudno nawet nazwać koncertem, chyba, że wrócimy do pierwotnego sensu terminu concertare oznaczającego łączenie głosów we wspólnej harmonii. Tak właśnie muszą brzmieć głosy muzykujących wspólnie aniołów... Vox Clamantis osiąga niebywałą zupełnie spójność brzmienia, a choć wykonywany przez nich śpiew wypływa naturalnie z głębi serca to przecież precyzja i wirtuozeria intonacji świadczy o ogromnej pracy nad techniką i wysokim profesjonalizmie. Wydarzenie odebrałem bardziej jako skupioną modlitwę i wspólną medytację, było w tym śpiewie mnóstwo pokory, ciszy, zamyślenia, zupełny brak chęci przypopodobania się komukolwiek. Tak śpiewają i muzykują jedynie prawdziwi mistrzowie. Piękny wieczór, ważny moment w moim życiu, którego łatwo nie zapomnę... 

sobota, 11 września 2021

II Świętokrzyskie Dni Muzyki Dawnej. Dzień drugi. Aline i Piotr.

 Dzisiejszy dzień rozpoczął się występem Hartig Ensemble i młodych talentów muzyki dawnej w Busku. Na tym wydarzeniu z przyczyn organizacyjnych (kurs dla słuchaczy studium organistowskiego) nie mogłem być.

Wieczorny koncert był dla mnie bardzo wzruszający. Był to bowiem koncert ważnych dla mnie muzyków:  mojej klawesynowej mistrzyni - Aline Zylberajch i mojego ulubionego kontratenora, z którym łączą mnie dziesiątki wykonanych wspólnie koncertów: Piotra Olecha. 


                                                                                                                zdj. Paweł Januchta

Koncert był zachwycający. Na początku artyści wykonali airs de cour Michela Lamberta przeplatane muzyką klawesynową Jeana-Henri d'Angleberta. Koncepcja Aline zakładająca ukazanie tego, jak bardzo ornamentyka klawesynowa wypływa z ducha wokalnego potwierdziłą się tu w całej pełni. Cudowne prowadzenie głosu Piotra płynnie przechodziło w arabeski partii klawesynu, które w tym kontekście urzekały miodową słodyczą i miękkością. Był to jeden z tych koncertów, na których mój własny klawesyn pod palcami innego artysty zadziwił mnie i zaczarował pięknem brzmienia.

Następnie Aline wykonała sześć klawesynowych miniatur Francois Couperina, potem zaś artyści wykonali z ogromną werwą włoską kantatę Michela Pignoleta de Monteclaira Il dispetto d'amore zakończoną bardzo nietypowo dowcipnym recytatywem mówiącym o tym, że wszystkie owe nieszczęścia miłosne opisał Pasterz ku przestrodze innych kochanków.  

Kolejnym punktem programu była wydana w Londynie w tłumaczeniu angielskim ballada Schillera z muzyką Zumsteega Rycerz Toggenburg opisująca losy wojownika, który wróciwszy do ojczyzny dowiaduje się, że jego ukochana zamknęła się w klasztorze. Siada naprzeciwko jej okna oczekując na moment kiedy ta się tam pojawi. I nawet po śmierci wciąż jeszcze wpatruje się w jej okno. 

A potem cztery fantastyczne angielskie canzonetty Haydna, z których najbardziej przejmująca i niesamowita muzycznie była Pieśń Ducha błąkającego się swobodnie po świecie i czekającego na to, aż jego druga połowa dołączy do niego. Piotr Olech udowodnił tu, że fantastycznie czuje się w późniejszym; klasycystyczno-romantycznym repertuarze. To wszystko przeplecione cudownym fortepianowym Larghettem, w którym Aline ponownie odkryła nam jak cudowny świat barw można wyczarować wrażliwym dotykiem...

To wszystko w cudownym wnętrzu seminaryjnego kościoła św. Trójcy, miejscu o niepowtarzalnej, uszlachetniającej każdy dźwięk akustyce. 


piątek, 10 września 2021

Mid Europe Early Music Festival. II Świętokrzyskie Dni Muzyki Dawnej im. Wincentego z Kielc ...

 ...rozpoczęte !



Dziś dla kieleckiej publiczności wystąpił praski zespół operowo-teatralny Hartig Ensemble wykonując w pierwszej części arcydzieło Claudia Monteverdiego Ballo delle ingrate.  Ten utrzymany w genere rappresentativo utwór to w stosunku do Orfeusza i Koronacji Poppei miniatura; zawierająca jednak ogromną ilość pomysłów, które odnajdziemy w większych dziełach genialnego kompozytora. Większość część stanowią tu ekspresyjne recytatywy; W wypadku continuo ograniczonego do samego klawesynu prawdziwe wyzwanie dla klawesynisty, który musi współmalować wszystkie stany emocjonalne ... Partię klawesynu wykonała Edita Keglerova, która wskoczyła za chorego Tamasa Halę.



                                                                                                 zdj. Martin Gester

W drugiej części zobaczyliśmy i usłyszeliśmy program Nieśmiertelny Arlekin wykorzystujący w dużym stopniu francuskie tańce barokowe: kolorowy i zabawny. 

Przed nami dalsze koncerty, kursy mistrzowskie, koncerty uczestników. Postaram się - mimo zmęczenia wynikającego z obsługi różnorakich potrzeb festiwalowych: strojenia instrumentów, prowadzenia koncertów itd. postaram się o tych wydarzeniach na blogu - jak zwykle subiektywnie - napisać. Mam nadzieję, że niestrudzonej siostrze Hannie Szmigielskiej i jej kantorom ze Schola Cantorum Kielcensis uda się dzieło zbudowania znaczącego festiwalu muzyki dawnej w samym sercu Polski! 







wtorek, 6 lipca 2021

Piotr Olech śpiewa "Piękną młynarkę"

 


Uwielbiam wspólne przedsięwzięcia z Piotrem Olechem. A muzykujemy razem prawie od początków mojej kariery. Ten początek wart jest zresztą przypomnienia. Okazało się, że skromny i sympatyczny chórzysta jest w stanie z dnia na dzień zastąpić niedysponowanego renomowanego solistę w „Odzie na dzień urodzin królowej Anny” Haendla. Zastąpić w sposób, który wywołał podziw kolegów-muzyków biorących udział w tym koncercie i który sprawił, że od tego czasu bardzo rzadko już szukałem innych kontratenorów.

To było kilkadziesiąt już lat temu. Tym bardziej ucieszyłem się kiedy dogadaliśmy się co do „Pięknej młynarki” Schuberta. Bo to również dzieło, które towarzyszy mi od samych początków i to nawet wcześniejszych niż znajomość z Piotrem.




Często pada to pytanie jakie dzieło artystyczne byłyby nieodzowne na bezludnej wyspie. Wspaniała opowieść Wilhelma Müllera na zawsze zjednoczona z szemrzącym strumieniem poruszającym młyńskie kamienie wciąż obecnym w mieniących się tysiącem subtelnych odcieni akompaniamentach Schuberta jest dla mnie bez wątpienia takim właśnie dziełem. Tak szczere i prawdziwe przeżycie niespełnionej miłości wynikało istotnie z osobistych przeżyć poety nieszczęśliwie zakochanego w poetce Luise Hensel (szwagierce Fanny Hensel, siostry Feliksa Mendelssohna-Bartholdy’ego). Tyle, że miłość poety do poetki przedstawił jako miłość czeladnika młynarskiego do pięknej młynarki umieszczając historię na tle iście romantycznego, malarskiego pejzażu z młynem, strumieniem. I jakże współczesny, „ekologiczny” motyw: konkurentem młynarczyka staje się myśliwy wprowadzający do sielskiego krajobrazu gwałtowność i śmierć. Niestety, młynarce podoba się właśnie polowanie…

Zastanawiałem się, jak odbiorę wersję kontratenorową śpiewaną wyżej, choć w niższej tonacji. Piotr śpiewa pięknie, perfekcyjnie, klasycznie, rasowo, z właściwym sobie dobrym smakiem i pokorą wobec tekstu i muzyki. Zmiana rodzaju głosu ma chyba większe konsekwencje dla pianisty. Schubertowski akompaniament pisany jest nisko i eksploruje najniższe dźwięki dostępne w fortepianach do 40-tych lat XIX wieku! Zatem trzeba trochę pokombinować; czasem grać coś opuścić, przenieść, czasem zagrać właśnie wyżej.

Sukces lubelskiego wykonania był również dziełem Edmunda Kuryluka, który ekspresyjnie interpretował tłumaczenia tekstów znakomicie wprowadzając publiczność w klimat cyklu. 

Mam nadzieję, że ten mój pierwszy raz z dziełem, które jest moją młodzieńczą miłością, będzie miał swoją kontynuację i jeszcze wiele razy uda nam się wspólnie przedstawić „Młynarkę”.

piątek, 25 czerwca 2021

Ogiński w nowej szacie.



    To był z początku pewien eksperyment. Potrzebowałem dodatkowo kilku utworów na 4 ręce i postanowiłem wziąć na warsztat kilka polonezów Ogińskiego.
Okazało się, że opracowanie  pozwala przy bardzo pieczołowitym zachowaniu bogactwa oznaczeń dynamicznych i interpretacyjnych i respektowaniu stylu kompozytora na znaczące wzbogacenie faktury i wprowadzenie elementów zabawy czteroręcznej (krzyżowanie sąsiadujących rąk wykonawców typowe dla sonat Mozarta, co często interpretowano jako paraerotyczne zaczepki :-) ) i dwufortepianowej (dialogowanie, potęgowanie brzmienia). 
Wydaje mi się, że powstało coś co świetnie uzupełni polską literaturę dla duetu fortepianowego i będzie zarówno cenną literaturą koncertową jak i dobrym i wdzięcznym materiałem pedagogicznym. Najpierw miało być tych polonezów 4, potem 8, a w końcu zdecydowałem się na cały zbiór (12) plus Pożegnanie ojczyzny, którego nie mogło zabraknąć. 

   Zeszyt opublikowało wydawnictwo Akademii Muzycznej Krzysztofa Pendereckiego w Krakowie. Dzięki bardzo dużemu zaangażowaniu pracowników wydawnictwa - pana Herberta Oleschko i pana Piotra Papli - udało się stworzyć nie tylko coś, co dobrze brzmi (to raczej moja zasługa), ale też świetnie się prezentuje. A nie ukrywam, że decydując się na wydanie papierowe, a nie tylko wirtualne, również na tym aspekcie bardzo mi zależało. 

    Mam nadzieję, że teraz opracowania zaczną już żyć własnym życiem, że spodobają się i będą często wykonywane! Polonezy można kupić tu:



Cudowne królestwo Hammonda (-ów) w Kielcach


     O tym miejscu wiedziałem od dawna. Zupełnie nie spodziewałem się jednak, że jest tak bogate w eksponaty, ciekawe i przyjazne. To miejsce trzeba zobaczyć. Jedna z najpiękniejszych i najlepiej zorganizowanych kolekcji instrumentów w Polsce. Kolekcja specjalistyczna prezentująca wyłącznie instrumenty sygnowane przez markę Hammond. Wiele z nich jest w stanie grającym, w dużej części umożliwiającym wykorzystanie koncertowe. To również rzecz niecodzienna na gruncie polskim; Muzeum stara się przywracać do życia instrumenty i umożliwia nam obcowanie z ich niecodziennym brzmieniem.

    Chyba najbardziej zdumiewająca jest ilość modeli i odmian organów. Oczywiście niektóre modele różnią się między sobą tylko szczegółami; niemniej zestawienie ze sobą kilkudziesięciu instrumentów, z których każdy jest inny pod względem brzmienia, efektów, zdobienia zewnętrznego, designu jest czymś imponującym. Hammondy budowane były w różnych celach: niektóre z nich miały zastępować instrumenty piszczałkowe (w całej pełni; łącznie z pełnym, rekomendowanym przez Amerykańską Gildię Organistów zakresem pedału), inne nawiązywały do organów kinowych, inne to instrumenty raczej rozrywkowe. Choć – w wypadku organów elektronicznych – jestem przekonany, że generalnie są to instrumenty, które (biorąc pod uwagę fantastyczne walory brzmieniowe i estetyczne) wyparte przez współczesne instrumenty budowane w technologii cyfrowej zbyt szybko zakończyły swoją karierę w świecie. Być może gdyby technologia posuwała się do przodu nieco wolniej, organy Hammonda (i inne analogowe instrumenty elektroniczne) znalazłyby swoje stałe miejsce i w świecie muzyki klasycznej.

    Oglądając i grając na instrumentach można chyba również zrewidować pogląd, że organy budowane w technologii tranzystorowej są nieudolną imitacją tych lampowych. Są natomiast rzeczywiście zupełnie inne…

    Oczywiście sam grając czasem koncerty zabieram raczej w walizie na kółkach współczesną emulację Hammonda ewentualnie podpinając ją pod kolumnę Leslie, ale brzmienie i reaktywność oryginalnych – tak lampowych, jak i tranzystorowych instrumentów – jest doprawdy niepowtarzalna.

       Zachęcam do zwiedzania muzeum Hammonda w Kielcach. Miejsca fascynującego i przyjaznego!


niedziela, 20 czerwca 2021

Nowa płyta organowa. Ernst Köhler w Jaworze




 Dla czytelników mojego bloga jest oczywiste, że dużą część mojej działalności poświęcam przywracaniu do życia muzyki mistrzów, których uważam za niesłusznie zapomnianych. Tak jest i w tym wypadku. Ernst Köhler: urodzony w dolnośląskiej Bielawie w ostatnim roku XVIII jeszcze stulecia kompozytor należy do przedstawicieli tzw. wrocławskiej szkoły organowej I połowy XIX wieku; jego twórczość często postrzegana jest jako nieco użytkowa i wtórna. A są to utwory niezmiernie efektowne i zyskujące przy bliższym poznaniu.

Wrocławscy kompozytorzy kontynuowali w dużym stopniu kontrapunktyczną tradycję niemieckich organistów późnego baroku; w tym – Jana Sebastiana Bacha. Uważa się również, że w dużym stopniu przyczynili się do zachowania kunsztu wirtuozerii organowej i późniejszemu przejęciu np. wirtuozowskiej gry pedałowej przez Mendelssohna i kompozytorów francuskiego romantyzmu.

W roku 1893 Bernhard Kothe wydał rozproszone w różnych zbiorach oraz zachowane w formie manuskryptów utwory Köhlera pisząc przy tym znamienne słowa:

Die Veranstaltung derselben bedarf keiner besonderen Rechtfertigung. Die durch Gediegenheit, Frische der Erfindung und blühenden Styl ausgezeichneten Werke , unter denen die Feuer und Geist sprühenden Fantasien ganz besonders hervorragen, sprechen für sich selbst. Dem Herausgeber erschien es eine Pflicht der Pietät, dieselben der Vergessenheit zu entziehen und damit dem Verewigten ein würdiges Denkmal zu setzen.

Podjęcie się tego zadania (tj. zebrania zachowanych utworów) nie wymaga szczególnego uzasadnienia. Nacechowane solidnością (warsztatu kompozytorskiego), świeżością inwencji i kwiecistością stylu utwory, wśród których do najznakomitszych należą tryskające ogniem i esprit Fantazje, mówią same za siebie. Wydawca uważał za wymóg szacunku ocalić go od zapomnienia, a uwiecznionemu w ten sposób wystawić godny pomnik.


To było również moim zamierzeniem.

Kompozycje Köhlera można podzielić na kilka grup. Są tu preludia (i) fugi nawiązujące do dzieł Bacha w podobny sposób jak analogiczne utwory Mendelssohna. Dalej: opracowania chorałowe – dość schematycznie (c.f. w sopranie, tenorze bądź naprzemiennie w tych głosach). Formy romantyczne zapowiadają wariacje, wolne swobodne utwory w tempie adagio lub andante. Bardzo ciekawe są fantazje będące często rozbudowanymi i poszerzonymi transkrypcjami wielkich chórów oratoryjnych. Wybór wszystkich tych form znajdzie słuchacz na płycie.

Zdecydowałem się zarejestrować köhlerowską płytę w Kościela Pokoju Jaworze. To typowy dolnośląski instrument z I połowy XIX wieku, o dyspozycji umożliwiającej realizację większości kompozycji kompozytora. Choć kilka utworów okazało się wymagać większego instrumentu (taki jak organy kościoła św. Elżbiety, które do dyspozycji miał Köhler jako organista). Myślę, że do kilku nienagranych utworów będę musiał powrócić w przyszłości.

Płytę zdecydowałem się poświęcić pamięci mojego Ojca - Eugeniusza, który przez wiele lat starał się mnie wspierać będąc – dopóki zdrowie mu pozwalało – na każdym moim koncercie. Bardzo mi go brakuje … A wśród wielu podziękowań również to dla Małgorzaty Zuchowicz, która przez wiele lat była jaworską organistką. To właśnie dzięki Jej inspiracji zdecydowałem się wybrać ten instrument. Niestety jaworska parafia nie potrafiła docenić Jej entuzjazmu i zaangażowania, ale to smutny temat, którego nie chciałbym poruszać na łamach tego bloga. Płyta z obszernym tekstem dotyczącym organów autorstwa Małgorzaty Zuchowicz stała się świadectwem również Jej działalności.






poniedziałek, 19 kwietnia 2021

Sectio Canonis Web 0.2. Ukraiński wkład do badań nad problemami stroju, temperacji, intonacji.

 Jeszcze jedna ważna migawka z kijowskiej konferencji. Pojawiła się ukraińska aplikacja poświęcona problemom systemów strojenia. Autorem jest Oleksandr Horodetskyj (mam nadzieję, że dobrze transliteruję z ukraińskiego...). Link tu

niedziela, 18 kwietnia 2021

Konferencja naukowa Katedry Muzyki Dawnej w Kijowie. Міжнародні Герасимовські читання - 2021: ЗВУК і ЗНАК


Wczoraj miałem przyjemność wziąć udział i śledzić cały dzień niezwykłej konferencji naukowej w Kijowie. 

https://www.facebook.com/events/802007627387961

Warto tu przypomnieć polskiemu czytelnikowi, że kijowska klasa klawesynu istnieje już 25, a Katedra Muzyki Dawnej 20 lat. Nie sposób nie wspomnieć tu zmarłej niedawno prof. Niny Gerasimowej-Persydskiej - patronki konferencji; charyzmatycznego muzykologa, częstego gościa polskich konferencji muzykologicznych; osoby, którą miałem okazję poznać osobiście podczas jednego z moich pobytów w Kijowie. I oczywiście prof. Svitlany Shabaltiny (ach ta transliteracja ... Switłany Szabałtiny wygląda przecież po polsku lepiej!) twórcy tego małego, a wielkiego przecież klawesynowego centrum na Wschodzie Europy. 

Nie mogłem uczestniczyć w całości konferencji (16-18.04.2021), ale może uda się co nieco nadrobić. Wiele wystąpień jest wciąż osiągalnych na facebookowej stronie Katedry:

https://www.facebook.com/earlymusicNMAU

Jestem pod ogromnym wrażeniem potencjału kijowskiego (i ogólnie ukraińskiego) środowiska wykonawców muzyki dawnej. Konferencja zgromadziła studentów, doktorantów, absolwentów, prezentacje były przygotowane znakomicie, profesjonalne. Najwspanialsze było to, że śledząc sobie z kanapy przebieg konferencji (a potem odpowiadając na pytania) zapominało się o tym, że jest to konferencja online, odbywająca się za pomocą środków komunikacji elektronicznej. Organizatorom wspaniale udało się przezwyciężyć sztuczność tego typu komunikacji, po prostu byliśmy tam wszyscy razem ciesząc się, że mimo trudnych czasów rozmawiamy o sprawach porywających, ważnych choć czasem przecież elitarnych.

Brawa dla Kijowa!

Nie mogę też - bardzo subiektywnie - nie zachwycić się wystąpieniem Bożeny Korczyńskiej - wybitnego lwowskiego muzyka, z którym wielokrotnie występowałem (i która pewnego dnia znalazła się u mnie w Katowicach na stypendium Gaude Polonia jako moja "podopieczna" choć kto wie, kto komu więcej zawdzięcza!) Choć wydawało mi się, że o ukraińskim flecie podłużnym (nazwa handlowa: sopiłka) wiem już wiele, to prelegentce udało się w sposób skondensowany, w niezwykle logicznym, precyzyjnym i świetnym pod względem wizualnym wywodzie przekazać dużo nowych i fascynujących informacji. Dziękuję! 




Cudowna muzyka Wasyla Barwińskiego


 


Z postacią Wasyla Barwińskiego zetknąłem się po raz pierwszy wykonując z moimi ukraińskimi przyjaciółmi zawarte w jego zbiorze kolędy. A potem poszukując muzyki fortepianowej możliwej do wykonania na fisharmonii zetknąłem się z cyklem cudownych 6 miniatur, wydanych w Wiedniu w 1925 roku; zbiorem, który mnie poruszył i zafascynował. Między innymi dlatego, że kocham muzykę "małą", która tak naprawdę jest wielka. Przez to, że jest małych rozmiarów rzadko rozbrzmiewa w salach koncertowych preferujących wielkie formy. A ponieważ w dużym stopniu zatraciliśmy potrzebę muzykowania w domu małe arcydzieła stały się nieco bezdomne. Do takiego gatunku muzyki zaliczam np. genialnie wyważone sonatiny Kuhlaua czy miniatury fortepianowe Piotra Czajkowskiego zawierające wszelkie istotne cechy jego stylu. 

Barwiński to postać piękna i tragiczna; w dużym stopniu "ikoniczna" dla losu Ukraińców i kultury ukraińskiej w XX wieku. Przed II wojną światową obywatel II Rzeczpospolitej. Myślę, że nie jest z mojej strony nadużyciem traktowanie Ukraińców - obywateli ówczesnej Polski jako części tej tradycji wielonarodowego państwa, pod którą się podpisuję. Po wojnie uwięziony przez władze sowieckie i zmuszony do zezwolenia na spalenie własnych manuskryptów. Przez ostatnie kilka lat życia pracowicie starał się odtworzyć z pamięci własne utwory. 

Tych, którzy zainteresowani są muzyką Barwińskiego zapraszam do zapoznania się z jego postacią :

https://2016.nowefale.pl/artysci/11-nowe-fale-ogolna/kompozytorzy/98-wasyl-barwinski

Czytający w języku ukraińskim mają do dyspozycji bardzo obszerny artykuł Kateryny Zagnitko:

zbruc.eu/node/87123

Ja zaś zachęcam do posłuchania nagrań muzyki Barwińskiego na fortepianie i fisharmonii oraz do częstszego sięgania po jego muzykę. Również większe utwory. 

6 miniatur na fortepianie:

https://youtu.be/UKEXjUtE5KU

Lirnik (Der Leiermann) na fisharmonii:

https://youtu.be/A_6WoC-zxmQ

Kołysanka (Wiegenlied) na fisharmonii: 

https://youtu.be/d-grMLFXbeA

A żeby nie była to tylko prywata jeszcze link do nagrania Tria fortepianowego kompozytora (Lwowskie Trio Fortepianowe):

http://www.pmv.org.pl/index.php?s=publikacje&id=49&fbclid=IwAR3UyhwM89lJykPzhD1zDP7rpom4cFfSvq6fjzNTG9W0V58wNCS6Sh6p8Vg




piątek, 2 kwietnia 2021

Dwie Pasje.

Stałą już moja współpraca z Capellą Cracoviensis daje mi możliwość brania udziału w wykonaniach dzieł z kanonu literatury muzycznej; często takich, o których wykonaniu długo marzyłem. Marzec przyniósł fascynującą możliwość porównania dwóch pasji: "małej" Schütza - Die Sieben Worte unsers lieben Erlösers und Seligmachers Jesu Christi, so er am Stamm des Hl. Kreuzes gesprochen oraz wielkiej bachowskiej Pasji wg św. Jana. 

Siedem słów Schütza poznałem w moich czasach licealnych dzięki nagraniu ETERNY pod dyrekcją Rudolfa Mauersbergera. To „NRD-owskie” nagranie urzekło mnie piękną, nieco ascetyczną, iście protestancką ekspresją. Na długo ukształtowało też moje wyobrażenie o tym utworze i, co ciekawe, wykonując ten utwór na koncercie w Krakowie zdałem sobie sprawę w jak wielkim stopniu utwór ten widzę przez pryzmat tej młodzieńczej fascynacji. Choć napisane „in stylo oratorio” partie wokalne wymagają niewątpliwie ekspresyjnego zdobienia wydaje się, że istotą dobrego wykonania jest właśnie niełatwe pogodzenie oratoryjnej ekspresji z protestancką skromnością. To trochę tak jakby łączyć ogień z wodą, ale chyba warto spróbować. Niezwykle ciekawa jest też partia basso continuo, która wymaga zdecydowanie więcej niż tylko harmonicznego, akordowego akompaniamentu i powinna być pewnego rodzaju polifonicznym continuum.

Pasja Janowa Bacha to dzieło znacznie większych rozmiarów, utrzymane też oczywiście w zupełnie innym stylu. Przez wiele lat byłem – w recytatywach – zwolennikiem ascetycznej nieco realizacji na organach. Wykonując jednak Pasję z Concerto Polacco i chórem kameralnym Akademii Muzycznej w Katowicach pod dyrekcją nieodżałowanego Czesława Freunda (wiele, wiele lat temu; bardzo niecodzienny i chyba przełomowy dla ówczesnej Akademii projekt muzyczny dalece wyprzedzający powstanie wyspecjalizowanej jednostki dydaktycznej) wziąłem klawesyn odkrywając dla siebie jak bardzo operowo i dramatycznie można dynamizm akcji obecny w janowej ewangelii podkreślić. To niegdysiejsze doświadczenie starałem się przenieść również do krakowskiego wykonania; chociaż wciąż zastanawiam się czy nie jest to nieco zbyt ekstrawertyczne podejście…Z drugiej strony tak dynamiczne recytatywy dobrze współgrają z burzliwymi chórami turba. Może to część tej samej dyskusji, którą rozpoczęliśmy komentując dzieło Schütza. Czy muzyka ta jest bardziej skupioną modlitwą, czy pełną życia i akcji dramatyczną, religijną operą? Pewnie każdy słuchacz i wykonawca musi tu dokonać własnego wyboru (albo zaakceptować wielość rozwiązań). W każdym razie Bach wciąż umożliwia nam nowe odczytania, zachęca do eksperymentów. Jak większość twórczości Bacha Pasja Janowa to dzieło nieskończone, którego różne aspekty wciąż odkrywamy. Sądzę (nieskromnie), że zaproponowaliśmy przekonywującą i udaną pod względem artystycznym wizję. Wielka to zasługa aktorów tego przedsięwzięcia – solistów: Karola Kozłowskiego (Ewangelista), Sebastiana Szumskiego (Jezus), Przemysława Bałki (Piłat), Jolanty Kowalskiej, Michaliny Bienkiewicz, Matyldy Staśto, Piotra Szewczyka, fantastycznego chóru kameralnego Filharmonii Krakowskiej pod dyr. Piotra Piwko i moich znakomitych kolegów z Capelli. Warto może dodać, że przy organach zasiadł Marcin Świątkiewicz dzieląc się ze mną klawiszowym continuo, a dramatyzm recytatywów mocno podkreślała również niezwykle bogata i zniuansowana realizacja partii wiolonczeli (Tomasz Pokrzywiński) i dodające głębi violone (Łukasz Madej). 




poniedziałek, 8 marca 2021

Maria Murygina w Fortepianarium




 Maria Murygina (a w paszportowej transliteracji z białoruskiego to Marija Muryhina) to absolwentka katowickiej Akademii Muzycznej w klasie prof. Joanny Domańskiej, pianistka działająca obecnie na Śląsku, w tym w Zabrzu! Nie mogło zatem zabraknąć Jej występu w naszym Fortepianarium. Zagrała pierwszy, po zniesieniu zakazu organizowania imprez artystycznych, koncert w kolekcji.

Zaproponowała bardzo efektowny program, w którym fortepianowa wersja "Obrazków z wystawy" uzupełniona została o cztery preludia Sergiusza Rachmaninowa i etiudę Franciszka Liszta. Do wykonania wybrała fortepian Seiler z początku XX wieku; instrument o pięknym, secesyjnym wyglądzie, pełnym giętkich linii. ozdobnym i eleganckim. Kiedy grała wydawało się, że gra na instrumencie cztery razy większym, przy czym nie mam tu na myśli tylko wolumenu brzmienia, ale przede wszystkim szlachetność i przestrzenność forte. Znakomicie budowana forma utworów, doskonałe wyważenie elementów śpiewnych i tych, wymagających precyzyjnej artykulacji (Seiler jest w tym świetny, a artystka wyzyskała to w sposób mistrzowski), bogata paleta barw, bardzo kreatywna pedalizacja. Koncert wciągający od pierwszej do ostatniej chwili, poruszający emocjonalnie do łez (o tym odczuciu katharsis w finale "Obrazków z wystawy", które przeżyłem mówili mi również inni słuchacze). Słuchając tak wykonywanych "Obrazków" miałem wrażenie, że wersja orkiestrowa jest dużo uboższa od fortepianowej!

Wielki koncert na małym instrumencie i w małej sali.