poniedziałek, 5 lutego 2024

Karolina Augustyn i Olena Pavlova w Fortepianarium (4.02.2024)



 O Karolinie pisałem już przy okazji koncertu z francuską barokową kantatą "Andromeda"  . To młoda śpiewaczka, która chętnie wykonuje muzykę dawną, łącząc wrażliwość, umiejętności wokalne i wiedzę. Znam ją zresztą właśnie z prowadzonych przeze mnie dla śpiewaków w krakowskiej Akademii Muzycznej zajęć "Interpretacji muzyki dawnej"...

Wczoraj pokazała się jednak z zupełnie innej strony; jako wirtuozowska wykonawczyni muzyki w stylu bel canto śpiewając dla zabrzańskiej publiczności utwory Belliniego, Verdiego, Pucciniego, Gounoda, Dvoraka i Korngolda. Karolina doskonale rozumie i oddaje kapryśny: czasem przekorny, czasem dramatyczny charakter wirtuozowskich koloratur, wydobywając z nich ekspresyjny, a nie tylko czysto wirtuozowski, retoryczny walor. Choć tym razem zrezygnowałem z opowiadania o treści poszczególnych oper, tekstach, to Karolina znakomicie złapała kontakt z publicznością.

Zaś Olena Pavlova to "akompaniatorka" marzeń. Celowo to słowo ująłem w cudzysłów, bo tak pełne i artystyczne wykonanie partii fortepianu: pełne barw, znaczenia, a jednocześnie idealnie spójne i współoddychające z solistką, to wyraz najwyższego mistrzostwa muzycznego. Są tacy muzycy, którzy jednym dźwiękiem, jednym akordem potrafią przykuć uwagę i wyobraźnię słuchacza i Olena Pavlova właśnie do tej grupy muzyków należy. A jednocześnie widać, że po prostu niesamowicie lubi grać i przewidywać to, co zrobi kameralny partner, ciesząc się wspólnym muzycznym dialogiem. Jest mi to bardzo bliskie i takich właśnie muzyków uwielbiam. 

Fantastyczny, piękny wieczór. Dziękuję. 

A przy okazji serdecznie zapraszam na wieczór w Akademii Muzycznej w wykonaniu tych artystek poświęcony Ukrainie.

 



 

sobota, 20 stycznia 2024

Wieloklawiszowa przygoda w Capelli ze studentami. Zjednoczone klawiatury.

 


    Dzięki zaproszeniu Capelli Cracoviensis mogłem zrealizować wieloetapowy projekt muzyczny dla moich studentów, z moim udziałem jako współwykonawcy. Nowa siedziba Capelli dzięki połączeniu posiadanych już wcześniej instrumentów i nowym zakupom stała się prawdziwym rajem dla klawiszowców różnej maści i orientacji (nic zdrożnego nie mam tu na myśli!). 

    We wtorek (16.01) z moimi studentkami: Orysią Mashtalir, Ksenią Więcek, Weroniką Hryniewicką i Elą Ziarnik zagraliśmy koncert utworów na 2 klawesyny; a to kolorowa i ciekawa literatura. Był koncert Solera, śliczny kwartet Armanda-Louisa Couperina, transkrypcja uwertury orkiestrowej C-dur Bacha (BWV 1066) i efektowny koncert-pastisz Nathana Mondry'ego. Studentki grały też na pięknym klawesynie włoskim (Giulio Fratini) i kopii Mietke'go (Matthias Kramer) muzykę solową.

    Środowe matinee to występ śpiewaków, którzy przygotowali różnobarwną muzykę od Stachowicza poprzez Haendla, Bacha, Pergolesiego po Mozarta z akompaniamentem (moim) na różnych instrumentach klawiszowych mam nadzieję dobrze oddającym charakter, styl i klimat każdego z utworów. 

W czwartek "duży koncert" z muzykami Capelli. Rozpoczęliśmy koncertem organowym op. 4 nr 1 Haendla z continuo granym na 2 klawesynach przez Weronikę Hryniewicką i Elę Ziarnik, potem kantata "Andromede" przepięknie wykonana przez Karolinę Augustyn, koncert potrójny Telemanna (oryginał na 3 oboje i 3 skrzypiec, moja wersja na 3 klawesyny), sonata wiolonczelowa Piattiego (Monika Hartmann) i koncert a-moll na 2 klawesyny i smyczki (oryg. na 2 flety) Telemanna. Tu pobawiliśmy się stereofonicznymi efektami i przeciwstawieniem grupy solo i ripienistów. 

Jesli uczenie muzyki sprawia satysfakcję, to właśnie dzięki takim przedsięwzięciom ...

Capello, dziękuję. 


9 suit Pietera Bustijna. Piękne nagranie Marii Banaszkiewicz-Bryły.

 


    Tę piękną płytę wydała Akademia Muzyczna w Poznaniu. Fantastyczne, że polscy klawesyniści sięgają po rzadko nagrywaną muzykę uzupełniając w ten sposób światową bazę fonograficzną. I fantastyczne, że robią to w taki sposób.
    9 suit Pietera Bustijna: holenderskiego organisty i carillonisty to bardzo piękny przykład klasycznego stylu francuskiego (choć oznaczenia części są włoskie...). Muzyka prosta fakturalnie, wymagająca kreatywnego podejścia, wrażliwego toucher, wyczucia charakteru, pulsacji i zawartych w tekście subtelności. 
    To wszystko w tym nagraniu jest! A co najważniejsze: jest to jedna z najpiękniej pod względem brzmieniowych nagranych płyt klawesynowych. To oczywiście wypadkowa instrumentu, nastrojenia (Karolina Kapela), reżyserii dźwięku (Michał Bryła, Prelude Classics) i subtelnego dotyku klawesynistki. Oj, warto posłuchać! 


wtorek, 16 stycznia 2024

Czteroklawesynowa przygoda w Białymstoku

Ogromnie wdzięczny jestem Galerii Sleńdzińskich i pani Izabeli Suchockiej oraz Annie i Amadeuszowi Buczyńskim za stworzenie fantastycznej dla mnie możliwości artystycznej i warsztatowej zabawy czterema wysmakowanymi klawesynami. 

13 stycznia 2024 roku w Galerii Sleńdzińskich odbyły się warsztaty "Klawesynowa koalicja 13 stycznia", a 14 stycznia miałem ogromną przyjemność wykonać na czterech instrumentach klawesynowe matinee. 

Te instrumenty to przepiękny Włoch z warsztatu Titusa Crijnena udostępniony przez Rafaela Gabriela Przybyłę. Cudowny, najpiękniejszy chyba w Polsce Francuz (Zuckermann mistrzowsko złożony przez Zygmunta Kaczmarskiego i niedawno odświeżony i przeintonowany przez Weronikę Janyst. Flamand firmy Wittmayer zintonowany piórami ptasimi przez Amadeusza Buczyńskiego. Oraz jedyna chyba w Polsce  kopia angielskiego klawesynu Kirckmanna (Michael Thomas ?) również optasiona przez AB. 

Ogromne gratulacje dla Ani i Amadeusza (przepraszam za poufałość, w tym wypadku chciałbym bardzo podkreślić moją sympatię i szacunek) za ogromny wkład w kształtowanie kultury klawesynowej w Białymstoku. To właśnie dzieki nim to piękne i sympatyczne miasto staje się ważnym punktem na klawesynowej mapie Polski. 

W imieniu klawesynistów, dziękuję! 











niedziela, 31 grudnia 2023

Mały aneks do poprzedniego wpisu

 Postanowiłem jednak sprawdzić czy o temperacji 10 TET jest coś w internecie. Jeden wpis na YouTube, jedno kliknięcie no i proszę :


 

(14) Like spring sea 10平均律での音楽 10 tone Equal Temperament song 10-TET 10EDO - YouTube 

Są tam nawet tabele porównawcze. 

A co się stanie gdy 10TET, albo 10EDO wpiszemy do wyszukiwarki. Kilka zrzutów ekranu:





 

Oczywiście, autor artykułu w "Wyborczej" skwapliwie pomijając informację o tym, że strój jest znany i był już praktycznie stosowany stara się nie pisać expressis verbis, że został on wynaleziony, raczej sugerując to opisem "nowatorskich" badań i tworząc wokół rzeczy ogólnie znanej atmosferę naukowej rewelacji, której jeszcze nie należy zdradzać. 

To skłania mnie do hipotezy, że mistyfikacja (będąca w rzeczywistości promocją artystycznego projektu) nie jest wynikiem li tylko ignorancji. 

PS. W internetach jest ogólnie dużo informacji o różnych strojach równomiernie temperowanych. Poniżej jeszcze jedna mała próbka:

 



piątek, 29 grudnia 2023

Fizyk grawitacyjny i słynny jazzman zbadali muzykę. O pewnym nadużyciu ...

 

Coraz bardziej się przekonuję, że o muzyce można w Polsce napisać wszystko. Miejsce, jakie sztuka muzyczna, wiedza o muzyce zajmują w naszym społeczeństwie jest chyba tak niski, że każda bzdura, kłamstwo czy mistyfikacja mogą ujść bezkarnie.

Kilkakrotnie już ze zdumieniem przecierałem oczy czytając różne rewelacje „Wyborczej” na temat muzyki czy muzycznego szkolnictwa. Tłumaczyłem sobie to tak, że punkt ciężkości działalności „Wyborczej” to jednak walka o demokrację i sprawy zasadnicze dla naszego społeczeństwa. Przed Świętami zmuszony byłem jednak jeszcze mocniej przetrzeć oczy. Zakładam, że nie chodzi tu o spóźniony Prima Aprilis, lecz artykuł na poważnie … Chociaż muszę przyznać, że zdanie:

Szansa na to, że Leszek Możdżer spotka się z prof. Nurowskim i zagra na konferencji, była – jak z grubsza oszacowałem – mniejsza niż 1 do wieku Wszechświata wyrażonego w sekundach.

wskazywałoby na żartobliwy charakter artykułu, zakładający, że inteligentny czytelnik zrozumie, że ma do czynienia z reklamą muzycznego projektu, a nie poważnym opisem.

Oczywiście pomysł przedstawienia na konferencji naukowej koncertu wybitnego muzyka eksperymentującego ze sztucznie wykreowaną muzyczną skalą jest wciąż znakomity i bardzo oryginalny. Sądzę jednak, że wielu czytelników nie wprowadzonych w tematykę skal muzycznych, temperacji, wreszcie możliwości instrumentów klawiszowych (a zakładam, że większość czytelników takiej wiedzy nie ma i mieć nie musi) weźmie wiele stwierdzeń Piotra Cieślińskiego za prawdę. Stąd myślę, że w ramach założonej konwencji przydałby się od czasu do czasu przynajmniej mały smajlik.

Piotr Cieśliński donosi o wynalezieniu w Polsce nowego rodzaju fortepianu; fortepianu „dekafonicznego”. Na prośbę Leszka Możdżera … stworzyliśmy zupełnie nowy FORTEPIAN DEKAFONICZNY. Przeczytałem artykuł i, zaiste, zachodzę w głowę, czy naprawdę przemalowanie dwóch czarnych klawiszy na biało w starym fortepianie z odzysku plus egzotyczne nieco nastrojenie instrumentu (i przeliczenie menzur strun w taki sposób, aby nie spowodowały naruszenia właściwości statycznych instrumentu) można uznać za wynalazek.

Warto przyjrzeć się niektórym stwierdzeniom autora artykułu cytującego, jak rozumiem wypowiedź Leszka Możdżera:

10-stopniowy system jest prostszy, mózg jest mniej zajęty rachowaniem, więc czerpie większą przyjemność z muzyki.

- Dlatego proste melodie oparte na ledwie kilku akordach są na szczycie list przebojów. I z tego samego powodu jazz nigdy się tam nie znajdzie.

Myślę, że to opowiedziany na koncercie przez Możdżera dowcip. Zwróćmy jednak uwagę, że mówimy o zupełnie rożnych rzeczach. Czym innym jest ograniczenie czy nawet pewne prostactwo środków użytych w ramach jakiegoś systemu, czym innym zmiana tego systemu na zupełnie inny.

Możemy wyobrazić sobie bardzo wyrafinowaną muzykę opartą o 5-tonową pentatonikę i prymitywny utwór w 53-tonowej skali temperowanej. A czy coś znajdzie się na szczytach list przebojów to już zupełnie inna sprawa … zakładam, że muzyka w 10-tonowej skali wykorzystowanej przez Możdżera ma na to małe szanse (i nie jest to z mojej strony stwierdzenie pejoratywne w stosunku do jego sztuki!).

Dalej autor podaje, że wg prof. Nurowskiego „skala 10-tonowa ma najmniejszy komat pitagorejski”. Komat pitagorejski polega na tym, że po nastrojeniu 12 kwint czystych akustycznie wyrażonych stosunkiem częstotliwości drgań 3:2 „wylądujemy” nieco wyżej niż po nastrojeniu 7 oktaw (2:1). Istotnie, jak to zaznacza autor, w wypadku chęci ograniczenia ilości dźwięków w oktawie do 12 musimy tę róznicę w jakiś sposób uwzględnić np. pomniejszając wszystkie lub niektóre kwinty. Dziś, najczęściej ów mały muzyczny interwał rozkłada się równomiernie na wspomnianych 12 kwint odpowiednio je pomniejszając. Jest to w każdym razie wartość stała, w często stosowanym w akustyce systemie centów (100 centów oznacza półton, czyli 1/12 oktawy w równomiernym systemie 12-tonowym) wynosi ok. 23.6 centów. Zakładam, że w systemie 10-tonowym konieczna jest podobna „temperacja”. Rozumiem, że po nastrojeniu 10 analogicznych interwałów w skali 10-tonowej, które podobnie jak kwinty w systemie 12-tonowym prawie zamkną się w 7 oktawach, otrzymamy mniejszy niż pitagorejski komat; nie możemy tu jednak mówić o komacie pitagorejskim, który oznacza bardzo konkretne zjawisko w konkretnym systemie.

Fantastyczne, że muzycy i to muzycy tej klasy co Możdżer eksperymentują z alternatywnymi skalami równomiernie temperowanymi. Znakomicie, że w projekcie uczestniczą wybitni naukowcy i budowniczowie instrumentów. Reklamowanie fajnego eksperymentu jako czegoś unikalnego wydaje się jednak poważnym nadużyciem, zważywszy choćby fakt, że konstruowanie różnego rodzaju równomiernych temperacji jest po prostu ważną i wciąż podlegającą badaniom dziedziną akustyki, co autor kompletnie ignoruje. Sporo informacji na ten temat znaleźć można choćby w Wikipedii:

https://en.wikipedia.org/wiki/Equal_temperament

Dobrze, że bardzo szybko usunięto bądź opatrzono prawidłowym podpisem fotografie różnych instrumentów zbudowanych bądź znajdujących się w kolekcji Andrzeja Włodarczyka (i nie mających zupełnie nic wspólnego z „fortepianem dekafonicznym”) przedstawianych jako nowowynaleziony fortepian. Aby nie zarzucono mi gołosłowności wklejam tu zrzuty ekranu jeszcze z przedświątecznej soboty.  Instrumenty na zdjęciach to zbudowana przez Andrzeja Włodarczyka kopia XVIII-wiecznego fortepianu Waltera oraz XIX-wieczny fortepian trójkątny ("spinet piano") z Jego kolekcji (oba instrumenty i inne odrestaurowane warto zresztą naprawdę zobaczyć!):





Powtórzę jednak jeszcze raz. Przedstawianie przemalowania dwóch klawiszy w oktawie i przestrojenia starego instrumentu nie może być przedstawiane jako wynalazek nowego fortepianu. 


 

To jednak chyba zbyt agresywna promocja ciekawego skądinąd muzycznego projektu.






czwartek, 28 grudnia 2023

Dwa Mesjasze

 

Rzadko mam taką okazję, aby trzy razy pod rząd wykonywać haendlowskiego „Mesjasza” w dwóch różnych miejscach: z różnymi dyrygentami, solistami, orkiestrami, chórami ...Bardzo ciekawe dla mnie doświadczenie.




Warszawska Filharmonia zaprosiła do poprowadzenia „Mesjasza” Matthew Hallsa (koncerty 15 i 16 grudnia 2023): świetnego dyrygenta, który obecnie jest szefem filharmonicznej orkiestry w Tampere. Co ciekawe, to również znakomity klawesynista, co sprawia, że muzyk grający continuo czuje się ważny, doceniony, dostaje również wiele bardzo konkretnych uwag (mam na myśli siebie i pięknie grającego na pozytywie mojego przyjaciela, Piotra Wilczyńskiego). Rzadko spotyka się dyrygenta, który tak pięknym i barwnym językiem jest w stanie opowiedzieć muzykom jak sprawić, aby wykonywana muzyka baroku brzmiała równie atrakcyjnie i giętko jak na instrumentach dawnych bez popadania w mentorstwo i narzucania dogmatycznych rozwiązań. Fantastyczna jest również jego sztuka kreacji muzyki na żywo; wydaje się, że szczególnie magicznie jego gest oddziaływał na chór, który osiągnął tu wyżyny ekspresji. Swietnie wypadli również soliści: Julia Sophie Wagner, Helen Charlston, Benjamin Hulett i James Platt. Benjamina Huletta pamiętam z krakowskiego wykonania „Lucio Silva” Mozarta z Capellą Cracoviensis w marcu tego roku; tu śpiewał równie pięknie ….


Alessandro Cadario, soliści, Piotr Piwko (kier. chóru), Mateusz Prendota

 

Oczywiście, byłem ciekaw, jak odbiorę „Mesjasza” krakowskiego. Tu dyrygował Alessandro Cadario – muzyk o zupełnie innym typie osobowości niż Matthew Halls. Muszę powiedzieć, że bardzo ujęła mnie jego umiejętność bardzo obrazowego (na podstawie przykładów „z życia”) opisywania sytuacji odmalowywanych przez Haendla w „Mesjaszu”. Zawsze już chyba będę postrzegał arię „The people who walked in darkness” jako obraz kogoś, kto wraca do domu w środku nocy, obija się o wszystkie meble, aby wreszcie znaleźć włącznik światła … Ten „Mesjasz” był znacznie bardziej teatralny i operowy i, w jakiś sposób, czuć było, że jest prowadzony przez Włocha, który wszystkie włoskie elementy stylu Haendla wychwytuje bezbłędnie. Również tu bardzo pozytywnie odebrałem grę orkiestry, świetne wokalne przygotowanie chóru i … rewelacyjny występ solistów, którzy, o ile mi wiadomo, właśnie na co dzień w chórze śpiewają. Porównywalne z zagranicznym garniturem solistów warszawskich … A byli to: Karolina Pawula-Szponder (ależ kadencje !!!), Yana Hurtova, Bartłomiej Chorąży i Paweł Szarpak. I nie sposób również pominąć pięknej solowej gry koncertmistrza: Pawła Wajraka w arii If God is for us.


Wersja warszawska została mocno skrócona, a wszystkie numery wykonane attacca, co bardzo sprawdziło się jako koncert symfoniczny. W Krakowie wykonana została pełna wersja oratorium.