wtorek, 6 lipca 2021

Piotr Olech śpiewa "Piękną młynarkę"

 


Uwielbiam wspólne przedsięwzięcia z Piotrem Olechem. A muzykujemy razem prawie od początków mojej kariery. Ten początek wart jest zresztą przypomnienia. Okazało się, że skromny i sympatyczny chórzysta jest w stanie z dnia na dzień zastąpić niedysponowanego renomowanego solistę w „Odzie na dzień urodzin królowej Anny” Haendla. Zastąpić w sposób, który wywołał podziw kolegów-muzyków biorących udział w tym koncercie i który sprawił, że od tego czasu bardzo rzadko już szukałem innych kontratenorów.

To było kilkadziesiąt już lat temu. Tym bardziej ucieszyłem się kiedy dogadaliśmy się co do „Pięknej młynarki” Schuberta. Bo to również dzieło, które towarzyszy mi od samych początków i to nawet wcześniejszych niż znajomość z Piotrem.




Często pada to pytanie jakie dzieło artystyczne byłyby nieodzowne na bezludnej wyspie. Wspaniała opowieść Wilhelma Müllera na zawsze zjednoczona z szemrzącym strumieniem poruszającym młyńskie kamienie wciąż obecnym w mieniących się tysiącem subtelnych odcieni akompaniamentach Schuberta jest dla mnie bez wątpienia takim właśnie dziełem. Tak szczere i prawdziwe przeżycie niespełnionej miłości wynikało istotnie z osobistych przeżyć poety nieszczęśliwie zakochanego w poetce Luise Hensel (szwagierce Fanny Hensel, siostry Feliksa Mendelssohna-Bartholdy’ego). Tyle, że miłość poety do poetki przedstawił jako miłość czeladnika młynarskiego do pięknej młynarki umieszczając historię na tle iście romantycznego, malarskiego pejzażu z młynem, strumieniem. I jakże współczesny, „ekologiczny” motyw: konkurentem młynarczyka staje się myśliwy wprowadzający do sielskiego krajobrazu gwałtowność i śmierć. Niestety, młynarce podoba się właśnie polowanie…

Zastanawiałem się, jak odbiorę wersję kontratenorową śpiewaną wyżej, choć w niższej tonacji. Piotr śpiewa pięknie, perfekcyjnie, klasycznie, rasowo, z właściwym sobie dobrym smakiem i pokorą wobec tekstu i muzyki. Zmiana rodzaju głosu ma chyba większe konsekwencje dla pianisty. Schubertowski akompaniament pisany jest nisko i eksploruje najniższe dźwięki dostępne w fortepianach do 40-tych lat XIX wieku! Zatem trzeba trochę pokombinować; czasem grać coś opuścić, przenieść, czasem zagrać właśnie wyżej.

Sukces lubelskiego wykonania był również dziełem Edmunda Kuryluka, który ekspresyjnie interpretował tłumaczenia tekstów znakomicie wprowadzając publiczność w klimat cyklu. 

Mam nadzieję, że ten mój pierwszy raz z dziełem, które jest moją młodzieńczą miłością, będzie miał swoją kontynuację i jeszcze wiele razy uda nam się wspólnie przedstawić „Młynarkę”.