Dworzec w Katowicach jest miejscem niecodziennych zdarzeń.
Dzisiaj na przykład przeżyłem sytuację następującą.
Pociąg InterRegio Przewozów Regionalnych nie został
wyświetlony na żadnym z nowo zainstalowanych wyświetlaczy (choć wszelkie inne
pociągi tam były...) Zapytałem się w kasie; kasjer udał się w poszukiwaniu
informacji w nieznanym kierunku. Po powrocie powiedział, że pociąg pojedzie.
Było już za trzy ósma... Powolnym ruchem odliczył resztę, a następnie drobne
monety rozłożył na całej szerokości okienka. Wydłubawszy moneta po monecie
paznokciami ruszyłem z kopyta.
Zziajany wpadłem na peron trzeci. Stoi pociąg, a wyświetlacz
pokazuje : „Proszę słuchać zapowiedzi”. Tyle, że zapowiedzi ani słychu! Ludzie
wsiadają do pociągu; pytani czy to pociąg do Warszawy odpowiadają z uśmiechem,
że chyba tak. Nikt nie jest jednak pewny. Nigdzie nie ma na ten temat
jednoznacznej informacji.
Potem okazało się, że i tak miałem szczęście. W innych
kasach uzyskanie informacji o tym, że taki pociąg „fizycznie istnieje” trwało
20 minut.
Ostatecznie pociąg wyjechał z Katowic z 45 minutowym
opóźnieniem. Czekaliśmy podobno na... maszynistę.
Ale jeszcze pół godziny po planowym odjeździe pasażerowie
nie byli pewni czy siedzą we właściwym pociągu i dopytywali się o to przechodzącej
konduktorki.
Muszę jednak przyznać, że to InterRegio (w którym właśnie
siedzę) prezentuje się zupełnie nieźle. Za cenę trzykrotnie niższą niż w IC mam
nawet gniazdko do komputera. Lubię Przewozy Regionalne, bo ta znienawidzona
przez decydentów, regularnie pozbawiana możliwości działania, taboru itp. firma
ma czasem przebłyski tego, co zupełnie zatraciło się PKP IC – troski o klienta.
Moje zaciekawienie budzi jednak następujący fakt.
Wyświetlacze działają, niewyświetlany jest tylko ten właśnie konkretny pociąg.
I to właśnie Przewozów Regionalnych, które jak wiadomo stały się w Katowicach
obiektem niezbyt udanej operacji wojennej.
To oznacza, że na nowo (za ciężkie pieniądze zbudowanym)
dworcu ktoś prowadzi sobie jakąś własną prywatną wojenkę używając pasażerów
jako zakładników. Zadziwiające, że w kraju aspirującym czasem do duchowego
przewodnictwa w Europie taka sytuacja jest do pomyślenia.
Stan kolei jest miernikiem poziomu cywilizacyjnego danego
kraju. W Polsce, niestety, przyjęło się postrzegać kolej jako przedsiębiorstwo,
a nie instytucję użyteczności publicznej i podstawowy wyznacznik stanu
infrastruktury. Politycy wszelkiej maści jeżdżą raczej samochodami, a ich
znajomość pociągów ogranicza się do wiersza Tuwima. Wielu moich znajomych również
przeciera oczy ze zdumienia słysząc w moich ustach słowo „pociąg”. Udało się
zniszczyć zwyczaj i kulturę używania kolei; wsiadania w pociąg.
Zainwestowano góry euro w remont dworców i linii kolejowych.
Jednocześnie nie pomyślano o tym, że ich celem nie jest tylko sprawne wydanie jak
największej ilości pieniędzy unijnych. Zapomniano, że te remonty mają czemuś i
komuś służyć. Poczyniono wielki, epokowy krok w dziele odzwyczajania ludzi od
jeżdżenia koleją (trzeba być niespełna rozumu aby teraz wsiadać np. do pociągu
z Katowic do Krakowa – dzięki prowadzonym na kolei remontom rozwinęła się
niezawodna i znacznie lepiej funkcjonująca sieć połączeń autobusowych).
Stąd idące z góry przyzwolenie na to, czego byłem w
Katowicach świadkiem.
Rozumiem również , że autor tego, co eufemistycznie określę
jako zamieszanie w Katowicach (a co jest po prostu zwykłym kryminałem)
pozostanie bezkarny.
Z czystej ciekawości chętnie dowiedziałbym się jednak co tak
naprawdę zdarzyło się na nowiutkim dworcu w Katowicach. I kto komu chciał dokopać.