Letnia Akademia Organowa w Koszalinie - to już 20 raz !
Dla nas - fantastyczny jubileusz !
W tym roku - wyjątkowy gość : prof. Peter Planyavsky z Wiednia.
Unsere Sommerakademie findet schon zum 20sten Mal statt !
Diesmal mit Prof. Planyavsky !
Więcej szczegółów wkrótce na mojej stronie :
Mehr Details bald auf meiner Website zu finden :
www.marektoporowski.pl
sobota, 12 kwietnia 2014
Koszalin 2014
Etykiety:
akademia organowa,
Koszalin,
kurs organowy,
organ,
organiści,
organy,
Orgel,
Orgelakademie,
Orgelkurs,
Ostsee,
Planyavsky
Zabytkowy Hammond Commodore w akcji
Jeden z moich instrumentów - Hammond Commodore - instrument z lat 70-tych doczekał się rejestracji płytowej !
Płyta ma charakter lekki; zależało mi na tym, aby pokazać, że połączenie klasyki i popu jest możliwe.
Ta fuzja wynika zresztą ze specyfiki instrumentu - łączącego wiele zalet organów "klasycznych", kinowych i hammondowatych.
Tranzystorowa generacja instrumentów przeminęła zbyt szybko; klasyka pominęła te instrumenty, a w jazzie i muzyce rozrywkowej nie zdołały one przebić instrumentów lampowych (bardziej rasowych, choć może mniej przymilnych :-) )
Myślę, że tę historyczną niesprawiedliwość warto co nieco ponaprawiać.
Zapraszam do słuchania !
Płyta ma charakter lekki; zależało mi na tym, aby pokazać, że połączenie klasyki i popu jest możliwe.
Ta fuzja wynika zresztą ze specyfiki instrumentu - łączącego wiele zalet organów "klasycznych", kinowych i hammondowatych.
Tranzystorowa generacja instrumentów przeminęła zbyt szybko; klasyka pominęła te instrumenty, a w jazzie i muzyce rozrywkowej nie zdołały one przebić instrumentów lampowych (bardziej rasowych, choć może mniej przymilnych :-) )
Myślę, że tę historyczną niesprawiedliwość warto co nieco ponaprawiać.
Zapraszam do słuchania !
Dawne temperacje
To tytuł książki napisanej wspólnie z Markiem Pilchem.
Jest ona pomyślana jako wprowadzenie do sztuki strojenia (i rozumienia systemów strojenia) i ma, w założeniu, być pracą dla "początkujących", która umożliwi kontakt z dalszą literaturą.
Jest ona pomyślana jako wprowadzenie do sztuki strojenia (i rozumienia systemów strojenia) i ma, w założeniu, być pracą dla "początkujących", która umożliwi kontakt z dalszą literaturą.
piątek, 11 kwietnia 2014
Lohengrin w Operze Narodowej
Opera to dzieło kompletne, totalne ... Muzyka, tekst, scenografia, reżyseria, ruch, kostiumy, światła ... a może i zapach desek sceny, meandry teatralnych korytarzy ... kto wie ?
Zazwyczaj - na większości oper czuję się szczęśliwy i zaciekawiony kilkoma z wyżej wymienionych elementów. Ale kiedy zagrają wszystkie - po prostu można tylko rozdziawić paszczę i dać się ponieść. I - koniecznie! - przeżyć katharsis. Zrozumieć, że każda inna sztuka jest sztuką względem opery podrzedną (to nie znaczy gorszą i mniej potrzebną, ale podrzedną właśnie)
Taki jest właśnie nowy, warszawski Lohengrin. Oszczędna, mądra, wysmakowana scenografia, precyzyjny ruch sceniczny - podobnie precyzyjny jak gesty prowadzącego całość - Stefana Soltesza. Nieprawdopodobnie dobrze grająca orkiestra, fantastycznie strojąca (również w podniebnych regionach gry smyczkowej). Brzmiąca po prostu przepięknie. O solistach pewnie napiszą inni ... mnie zachwyciła najbardziej Anna Lubańska.
Nie chcę i nie myślę recenzować. Bo nie jestem krytykiem, a piszącym muzykiem, który przeżył coś pięknego. To po prostu trzeba zobaczyć. Tam trzeba pójść. Takiego przedstawienia w Polsce jeszcze nie widziałem i pewnie długo nie zobaczę. Powiew wielkiego świata.
Zazwyczaj - na większości oper czuję się szczęśliwy i zaciekawiony kilkoma z wyżej wymienionych elementów. Ale kiedy zagrają wszystkie - po prostu można tylko rozdziawić paszczę i dać się ponieść. I - koniecznie! - przeżyć katharsis. Zrozumieć, że każda inna sztuka jest sztuką względem opery podrzedną (to nie znaczy gorszą i mniej potrzebną, ale podrzedną właśnie)
Taki jest właśnie nowy, warszawski Lohengrin. Oszczędna, mądra, wysmakowana scenografia, precyzyjny ruch sceniczny - podobnie precyzyjny jak gesty prowadzącego całość - Stefana Soltesza. Nieprawdopodobnie dobrze grająca orkiestra, fantastycznie strojąca (również w podniebnych regionach gry smyczkowej). Brzmiąca po prostu przepięknie. O solistach pewnie napiszą inni ... mnie zachwyciła najbardziej Anna Lubańska.
Nie chcę i nie myślę recenzować. Bo nie jestem krytykiem, a piszącym muzykiem, który przeżył coś pięknego. To po prostu trzeba zobaczyć. Tam trzeba pójść. Takiego przedstawienia w Polsce jeszcze nie widziałem i pewnie długo nie zobaczę. Powiew wielkiego świata.
Subskrybuj:
Posty (Atom)