Jest
takie zgrabne niemieckie słowo. Oznacza ono kogoś kto przyłącza
się do reżimowego systemu opresji bez przekonania, dla własnej
wygody, korzyści materialnych lub świętego spokoju. Istotna jest
tu postawa zakładająca wymówienia się od odpowiedzialności za
otaczający świat, dokonywaniu czynów podłych, gdyż te są
pochwalane przez państwowy aparat. Zawsze uważano, że w Niemczech
– kraju o bardzo mocno zakorzenionej tradycji lojalności wobec
własnego państwa (jakiekolwiek by ono nie było) – postawa taka
jest szczególnie rozpowszechniona. Mitläuferstwem
tłumaczono zatem zbrodnie wojenne – przecież pracownicy obozów
koncentracyjnych nie podejmowali decyzji, działali zgodnie z
obowiązującym PAŃSTWOWYM prawem. Tak samo tłumaczyli się
donosiciele z czasów NRD.
Zawsze
uważaliśmy, że zasięg mitläuferstwa
w Polsce, kraju indywidualistów i opozycjonistów wobec wszelkiej
władzy jest przecie niewielki. Szlachetni Polacy oprą się bowiem
każdej próbie – wewnętrznego przynajmniej – zniewolenia.
Rządząca
obecnie Polską partio-mafia wspiera i buduje system mitläuferski
czynnie popierając osoby skompromitowane w czasach stanu wojennego i
budując własne zaplecze nie z ludzi ideowych, lecz zwykłych
szumowin. Teraz mają okazję rehabilitacji. Mitläuferzy tamtego i
dzisiejszego systemu. Kiedyś niewątpliwie okaże się, że zostali
„przymuszeni” do popełniania podłości (bo przecież musieli za
coś żyć i zapewnić godny byt własnym rodzinom). Przede wszystkim
zaś nie robili nic złego, bo takie było prawo i takie były czasy.
Najsmutniejsze
w tym wszystkim jest to, że instytucje, które mitläuferstwa
powinny nienawidzić – takie jak kościół katolicki – właśnie
taką postawę promują i pochwalają.