No i będzie kryptoreklama. Ale zasłużona
.
Do Lwowa pojechałem z ambitnym zadaniem wyregulowania klawesynu "Ton" (kijowski) i zagrania na nim recitalu. Niestety, po wymianie brakujących piórek i regulacji klawiatury nadeszła fala wilgotnych upałów. Zblokowały się sita (a niestety producent zrobił wszystko by utrudnić ich wyjęcie), do tego stwierdziłem wiotkość wielu sprężynek w skoczkach ... Trochę za mało narzędzi, brak spokoju (w Filharmonii różne próby)...
Co robić ?
Postanowiłem zagrać na Steinwayu.
Oczywiście trochę dziwna dla mnie sytuacja. 6 suit fancuskich Bacha, klawesynista - i na fooortepianie???
Muszę powiedzieć, że lwowski Steinway rozwiał wszelkie wątpliwości. Reagował na wszelkie pomysły dynamiczne, barwowe i artykulacyjne. Dał mi komfort jakiego nie miałem chyba nigdy na żadnym (prawie żadnym?) klawesynie.
No i co powiecie na to?
Z mojej strony znakomite doświadczenie. Chyba częściej będę grał te suity w takiej wersji.
poniedziałek, 27 czerwca 2016
Co Steinway to Steinway
Etykiety:
Bach,
festiwal muzyki dawnej,
klawesyn fortepian,
Lwów,
Steinway,
suity francuskie,
Бах,
Львів,
фестиваль давньої музики
Lokalizacja:
Przemyśl, Polska
piątek, 24 czerwca 2016
Switłana Szabałtina
...zagrała dziś cudowny koncert w kościele św. Łazarza - notabene, siedzibie kultowej instytucji - chóru i jednocześnie szkoły muzycznej dla chłopców - Dudaryk. Na program złożyły się utwory wykonane podczas pierwszego festiwalu muzyki dawnej we Lwowie oraz utwory ze zbioru popularnych utworów, który był własnością rodziny zmarłego niedawno założyciela festiwalu - Romana Stelmaszczuka: tanga, fokstroty, ragtime'y, popularne melodie ...
W dawnym, zaniedbanym nieco malutkim kościele (dawniej rzymsko- obecnie grekokatolickim, zresztą pełno tam polskich pamiątek, tablic itd.), który emanuje (chyba ze względu na drewnianą podłogę) niecodziennym ciepłem Switłanie udało się stworzyć atmosferę domowego muzykowania. Dodajmy - na najwyższym poziomie!
Strasznie się cieszę, że tam byłem, a jeszcze bardziej cieszy mnie to, że wskoczyłem na zastępstwo wykonując partię secondo w dwóch polonezach Ogińskiego i galopach Glinki. A miałem tam być tylko jako słuchacz...
A dla informacji gości mojego bloga:
Switłana Szabałtina jest profesorem Akademii Muzycznej w Kijowie, prowadzi tam od wielu lat jedyne na Ukrainie regularne zajęcia w zakresie gry klawesynowej. Wielka i niezwykle inspirująca postać dla całego środowiska muzyki dawniejszej na (w) Ukrainie. Prawdziwy, wielki profesor. Po prostu ktoś. Wychowawca całej plejady świetnych muzyków.
O wczorajszym koncercie, na którym wystąpiłem z moimi lwowskimi Boginiami - Bożeną Korczyńską i Nastią Arbuzową nie piszę, bo trudno pisać recenzje samemu sobie.
Ale koncert był. Trochę wyciszonych arii z kantat Bacha ...
W dawnym, zaniedbanym nieco malutkim kościele (dawniej rzymsko- obecnie grekokatolickim, zresztą pełno tam polskich pamiątek, tablic itd.), który emanuje (chyba ze względu na drewnianą podłogę) niecodziennym ciepłem Switłanie udało się stworzyć atmosferę domowego muzykowania. Dodajmy - na najwyższym poziomie!
Strasznie się cieszę, że tam byłem, a jeszcze bardziej cieszy mnie to, że wskoczyłem na zastępstwo wykonując partię secondo w dwóch polonezach Ogińskiego i galopach Glinki. A miałem tam być tylko jako słuchacz...
A dla informacji gości mojego bloga:
Switłana Szabałtina jest profesorem Akademii Muzycznej w Kijowie, prowadzi tam od wielu lat jedyne na Ukrainie regularne zajęcia w zakresie gry klawesynowej. Wielka i niezwykle inspirująca postać dla całego środowiska muzyki dawniejszej na (w) Ukrainie. Prawdziwy, wielki profesor. Po prostu ktoś. Wychowawca całej plejady świetnych muzyków.
Ale koncert był. Trochę wyciszonych arii z kantat Bacha ...
czwartek, 23 czerwca 2016
Poczta w centrum Warszawy
Osobliwy misz-masz. Bogoojczyźniany kicz wymieszany z lewicującymi i prawicującymi pismami oraz - najbardziej pozytywnymi w tym kontekście - przepisami na ciasteczka i drinki ... Świat Polaka. Kuchnia, dom, wieczne niezadowolenie i kontestacja demokracji za wszelką cenę. Nieważne czy z lewa, czy z prawa ...
Czy to są wartości, które powinna promować instytucja państwowej infrastruktury?
A przecież ta poczta (i wiele innych) wygląda tak samo od dawna. To nie przyszło z PiS-em i taką nie-propaństwową przecież działalność prowadzi w najlepsze od wielu lat
środa, 22 czerwca 2016
Zaczął się dla mnie festiwal we Lwowie...
Jak co roku zaczął się dla mnie Festiwal Muzyki Dawnej we Lwowie. Dzisiaj pierwszy koncert - z niestrudzonym i niezłomnym kompanem lwowskich eskapad - trębaczem Tomaszem Ślusarczykiem. Można powiedzieć, że daliśmy czadu. Cóż to za radość dla rasowego organisty (jakim chyba jestem): móc pograć sobie głośno i ostro z trąbką piccolo na dużym instrumencie (a organy Sali Organowej czyli dawnego kościoła Marii Magdaleny to właśnie duży przedwojenny Rieger).
Zaraz po tym - już jako słuchacz - na koncercie A capella Leopolis poświęconemu pamięci Romana Stelmaszczuka. Dyrygowała Jego żona - Ludmiła Kapustina. O tym jak bardzo wzruszają mnie ich koncerty już na tym blogu pisałem. Piękny, wyciszony, skupiony i modlitewny wieczór. Na koniec postawili akord, który poraził mnie niesamowitą czystością i szlachetnością barwy. Takiego akordu - pełnego rozświetlonej, niebiańskiej harmonii -jeszcze w życiu nie słyszałem i pewnie nie usłyszę!
Wczoraj - bardzo piękny mozartowski koncert w wykonaniu Bożeny Korczyńskiej (sopiłka), Lidii Futorskiej (skrzypce) i Hanny Iwaniuszenko (fortepian, klawesyn) w sali Filharmonii. Uroczym wykonawczyniom udało się również stworzyć fantastyczną atmosferę. Jeśli ktoś wpadł właśnie, tak jak ja, z tętniących życiem ulic Lwowa to nie sposób było nie dać się zahipnotyzować spokojowi i harmonii emanującemu ze znakomitego współgrania trzech wykonawczyń.
Najmocniejszym punktem wieczoru była niewątpliwie fortepianowa Sonata F-dur, którą z ogniem, smakiem, spokojem, wyrafinowaniem artykulacyjnym i brzmieniowym wykonała Hanna Iwaniuszenko. Już tylko dla tej sonaty warto było przyjść na ten koncert!
Zaraz po tym - już jako słuchacz - na koncercie A capella Leopolis poświęconemu pamięci Romana Stelmaszczuka. Dyrygowała Jego żona - Ludmiła Kapustina. O tym jak bardzo wzruszają mnie ich koncerty już na tym blogu pisałem. Piękny, wyciszony, skupiony i modlitewny wieczór. Na koniec postawili akord, który poraził mnie niesamowitą czystością i szlachetnością barwy. Takiego akordu - pełnego rozświetlonej, niebiańskiej harmonii -jeszcze w życiu nie słyszałem i pewnie nie usłyszę!
Wczoraj - bardzo piękny mozartowski koncert w wykonaniu Bożeny Korczyńskiej (sopiłka), Lidii Futorskiej (skrzypce) i Hanny Iwaniuszenko (fortepian, klawesyn) w sali Filharmonii. Uroczym wykonawczyniom udało się również stworzyć fantastyczną atmosferę. Jeśli ktoś wpadł właśnie, tak jak ja, z tętniących życiem ulic Lwowa to nie sposób było nie dać się zahipnotyzować spokojowi i harmonii emanującemu ze znakomitego współgrania trzech wykonawczyń.
Najmocniejszym punktem wieczoru była niewątpliwie fortepianowa Sonata F-dur, którą z ogniem, smakiem, spokojem, wyrafinowaniem artykulacyjnym i brzmieniowym wykonała Hanna Iwaniuszenko. Już tylko dla tej sonaty warto było przyjść na ten koncert!
Etykiety:
Bożena Korczyńska,
festiwal muzyki dawnej,
Korchynska,
Lwów,
Mozart,
Roman Stelmashchuk
Lokalizacja:
Lwów, Obwód lwowski, Ukraina
Subskrybuj:
Posty (Atom)