Kolejna facebookowa burza po drugim artykule pani Szyłło. Tym razem
na celowniku znalazły się organizowane przez CEA przesłuchania
uczniów, autorka publikuje tekst pod chwytliwym tytułem
„Mistrzowska szkoła muzyczna upokarza. Setki uczniów trzęsą się
przed przesłuchaniami w ministerstwie” Ten tytuł to kolejna gruba
manipulacja – przesłuchania nie odbywają się przecież w
ministerstwie, organizują je wytypowane szkoły. Formuła sprawia,
że nie dla wszystkich jest to zapewne doświadczenie przyjemne;
niemniej epatowanie „setkami” spanikowanych uczniów w tytule
jest również sporym nadużyciem.
Poniższy tekst nie
jest polemiką z tym artykułem. Z dwóch powodów. Po pierwsze:
dopóki pani Szyłło nie przeprosi osób i instytucji, na których –
korzystając z wygodnej osłony „Gazety Wyborczej” - dokonała
medialnego linczu w pierwszym artykule, nie jest partnerką do
rozmowy. Pani Szyłło nie posiada zdolności honorowej, aby taką
dyskusję prowadzić czy inicjować. Pani Szyłło – nieprawdziwie
przedstawiając sytuację w Zespole Szkół Muzycznych nr 4 –
wzięła na zakładników swojej sprawy dzieci; w zabłoconych butach
wtargnęła w sytuację trudną rzucając oszczerstwa i pomówienia.
To niebywała podłość, za którą powinna przeprosić i „Gazeta
Wyborcza” nie poczuwająca się chyba jednak do odpowiedzialności
i rzetelności w tego typu małych, z punktu widzenia wielkiej
polityki, sprawach (prośbę o przyjrzenie się rzetelności
dziennikarskiej skierowałem do redakcji, pozostała ona bez
odpowiedzi...)
Drugi powód jest
taki, że nie jestem zwolennikiem ani przesłuchań (przynajmniej w
obecnej formie), ani miłośnikiem urzędniczej kontroli
ministerialnej (publiczne chełpienie się „rozwaleniem” jazzu i muzyki dawnej
w szkołach). Jestem też gorącym zwolennikiem wspierania szkół
muzycznych w mniejszych ośrodkach jako lokalnych ośrodków kultury.
Te trzy – potrzebne skądinąd wątki i wskazanie na bolączki
systemu – pojawiają się w drugim artykule pani Szyłło (autorka
wczytała się w dyskusję w mediach i większość treści podebrała
stamtąd próbując udawać osobę zorientowaną) i można się z
nimi zgodzić.
Tocząca się
dyskusja ujawniła bardzo mocny sprzeciw wielu nauczycieli w stosunku
do instytucji przesłuchań. Krytykowana jest tu przede wszystkim
obligatoryjność; wymuszanie przez CEA przysyłania uczniów z
obejmującego obowiązek rocznika niezależnie od ich aktualnej formy
i poziomu. Ogromny sprzeciw budzi też pomysł urzędników, że są
władni i kompetentni (powołując się oczywiście na opinie
zaproszonych ekspertów, często profesorów i wykładowców
akademickich) aby w ten sposób oceniać wartość pracy nauczycieli.
Oczywiście, na podstawie krótszego lub dłuższego przesłuchania
jednego z uczniów, niekoniecznie tego najlepszego, trudno dokonać
sensownej oceny; łatwo natomiast skrzywdzić dobrego i oddanego
pedagoga, któremu akurat trafił się mniej zdolny bądź mniej
pracowity uczeń. Bądź uczeń miał trochę gorszy dzień… Wydaje
się, że mentalność polegająca na wierze w to, że uczenie to
wlewanie do głowy (rąk) wiedzy i umiejętności trzyma się mocno
...W najbardziej ekstremalnej formie, z jaką się spotkałem
polegało to na całkowitej rezygnacji z jakichkolwiek elementów
współzawodnictwa konkursowego i zmuszeniu jurorów przesłuchań do
redagowania ocen opisowych. Te opinie miały z kolei trafić na
odpowiednie biurko, gdzie wybierano z nich zapewne co smakowitsze
kąski, które,następnie, lądowały na biurkach dyrektorów szkół
… itd. ...
Sądzę, że owa
wątpliwość czym mają być przesłuchania – konkursem dla
uczniów czy batem na nauczycieli – jest jedną z przyczyn złej
opinii środowiska na temat tego przedsięwzięcia (w zależności od
aktualnych trendów przesłuchania czasem skłaniają się bardziej
stronę konkursu, czasem bardziej w stronę kontroli urzędniczej)
Wbrew pozorom
koncepcja konkursu jest chyba bardziej uczciwa i przynosi lepszą
informację zwrotną. Ot, konkurs, którego wyniki dają nam
informację o tym jak dany uczeń jest postrzegany przez tę
konkretną komisję (każda komisja oceni trochę inaczej, jesteśmy
na gruncie sztuki, nie do końca wymiernej). Konkurs nie rości sobie
prawa do pseudo-obiektywizmu, werdykt nie jest tu usankcjonowanym
przez ministerstwo wyrokiem, a jedynie opinią podpisaną imiennie
przez członków jury. Dodatkowe doświadczenie dla ucznia i
nauczyciela.
Postaram się teraz
zagrać rolę advocatus diaboli i
zastanowić się krótko czy i pod jakimi warunkami koncepcja
przesłuchań miałaby, moim
zdaniem, sens.
Wydaje
się, że najbardziej cennym
elementem stworzonej przez
CEA formuły przesłuchań
może być walor spotkania – spotkania nauczycieli akademickich ze
szkolnymi, spotkania nauczycieli różnych ośrodków między sobą,
spotkania uczniów …Wydaje mi się, że rola
CEA powinna ograniczyć się
do stworzenia przyjaznej
przestrzeni dla takiego spotkania, używanie
tej formuły dla zbierania raportów (paradonosów) jest niewskazane.
Kluczem jest tu stworzenie
odpowiednich warunków czasowych dla tego, aby rozmowy mogły się
odbyć. Pamiętam już
przesłuchania, w których uczniowie zagrali, przewodniczący
jury wygłosił myśl, że wiele osób grało brzydko, następnie
była chwila (nie za długa) na zredagowanie owych wspomnianych
przeze mnie paradonosów, a uczniowie i ich nauczyciele już dawno
byli w drodze
do domu.
Myślę,
że należy też odejść od koncepcji sprawdzania wszystkich uczniów
i obligatoryjnego wysyłania.
Warto pokazywać tych, którzy z takiego spotkania są w stanie
wynieść coś pozytywnego. Jedni
są bardziej, inni mniej utalentowani i żadne
urzędnicze działania tego nie zmienią. Za
to osobisty kontakt z krytyką wyrażoną przez przedstawiciela
innego środowiska może być konstruktywny. Pod warunkiem, że nie
staje się dowodem w działaniach mających na celu wzięcie w ryzy
kogokolwiek. Nie ma też potrzeby pozbywania się za wszelką cenę
trochę mniej zdolnych uczniów; szkoła, w której są wyłącznie
gwiazdy może dać zafałszowany obraz rzeczywistości i mamić
ucznia złudną wizją bliskiego sukcesu, który w realnym życiu
zależy od wielu czynników. Zaufajmy
jednak trochę doświadczeniu
nauczycieli i dyrektorów, którzy podejmują decyzje w sprawie być
lub nie być w danej szkole
uczniów.
Zaufajmy sobie trochę
nawzajem i nie kontrolujmyż się na każdym kroku!
Może
więc warto nie wylewać dziecka z kąpielą i starać się
wykorzystać stworzone i stwarzane ramy organizacyjne dla działań
integracyjnych? To pewnie trochę utopia; wiem z własnego
doświadczenia, że urzędnicy CEA często przyjeżdżają z gotowymi
rozwiązaniami i stawiają jurorów przed dokonanym faktem takiego, a
nie innego przeprowadzenia przesłuchań. Sądzę jednak, że zanim
zaczniemy demontować system warto spojrzeć w stronę utopii i
próbować napełniać go wartościami. Zbyt dużo rzeczy w Polsce
dzieje się na zasadzie burzenia rzeczy działających i zmieniania
co 5 minut i na 5 minut całego systemu. Zanim zaczniemy się
zastanawiać „czy?” zastanówmy się nad „jak?” i „czy
możemy to zrobić trochę inaczej?”.
Ale,
jak już napisałem, fanatycznym obrońcą przesłuchań nie jestem. Pożegnam się z nimi bez żalu. Chyba, że uda się wpisać w ideę przesłuchać nową treść; przyjazną i korzystną dla uczniów i nauczycieli.