Dzisiejszy koncert mozartowski - efektowne Divertimento D-dur, koncert A-dur KV 488, symfonia Haffnerowska. Bardzo lubię z tym zespołem grać. Znam tu prawie każdego z muzyków; z większością łączą mnie różne "sprawki" kameralne, wspólne doświadczenia i przeżycia. Muszę też powiedzieć, że ostatnio grają wspaniale. Jeden z niewielu polskich zespołów barokowych działających regularnie razem, próbujących w tym samym składzie, po prostu zgranych... W tym wypadku jakoś nie prowadzi to do rutyny, a po prostu działa!
Jako dyrygent mam pełen komfort zajmowania się sprawami ważnymi i muzycznymi detalami. A nie na przykład odczytywaniem nut, bądź tłumaczeniem podstawowych muzycznych terminów.
Bardzo fajna i satysfakcjonująca praca, za którą serdecznie dziękuję.
A zespołowi gratuluję i życzę dobrych oraz stabilnych warunków działania! Czasy dla dobrych i niekonwencjonalnych zespołów bowiem coraz trudniejsze.
piątek, 12 lipca 2013
środa, 10 lipca 2013
Marc Baumann
Dużo działo się w czerwcu i na początku lipca. Nie zdołałem
napisać o nich od razu, ale warto chyba do niektórych z nich wrócić.
Przynajmniej z mojego punktu widzenia.
Marc Baumann był gościem XIX Kursu Interpretacji Muzyki
Organowej, jaki odbywał się w Koszalinie w dniach 1-6.07.2013. Osobiście, dla
mnie, było to niezwykle wzruszające spotkanie po latach. Kiedy przed
dwudziestoma prawie laty byłem biednym studentem z komunistycznej Polski
okazano mi w Alzacji ciepło, przyjaźń i pomoc. Marc i jego żona, Valérie,
zapraszali mnie prawie co tydzień, wspierali i pomagali w każdym kłopocie.
Teraz, tych wspaniałych ludzi mogłem gościć jako współorganizator kursu.
Marc jest organistą katedry w Strasburgu; jednego z
najsławniejszych w Europie miejsc. Przedstawił nam trzy znakomite – bardzo
zwięzłe, ale jednocześnie dotykające sedna problemów prezentacje dotyczące
francuskiej muzyki organowej, francuskiej praktyki liturgicznej oraz
charakterystyki budownictwa organowego w Alzacji.
Z podziwem obserwowałem go również w roli pedagoga
pracującego z niezwykłym spokojem, cierpliwością i oddaniem. Przekazującego
uczniom to samo ciepło i życzliwość, którymi promieniuje jako człowiek. To
pedagogika tkwiąca w najlepszej tradycji francuskich organistów; częściowo
uczyliśmy się u tych samych mistrzów (André Stricker, Michel Chapuis, czy Aline
Zylberajch). Ta pedagogiczna klasa, która jest dla mnie wciąż niedościgłym
wzorem, była doskonale widoczna podczas zajęć.
Tu moja dygresja akademickiego belfra. Często zastanawiam
się jak to jest, że nasze plany nauczania, rozbudowane bloki zajęć pedagogicznych na
uczelniach nie owocują taką klasą,
powszechną w tych krajach, gdzie nic podobnego nie istnieje. Chyba ważniejsza
jest tradycja, a może po prostu wprowadzane na siłę przedmioty, które w
magiczny sposób mają coś załatwić nie załatwiają niczego. Może tam życzliwość do ucznia jest też po prostu czymś normalnym i zwyczajnym, czego nie trzeba specjalnie uczyć.
Fortepian i pianoforte
Strasznie denerwuje mnie powtarzane wciąż bezkrytycznie
słowo „pianoforte”. „Czy masz własne pianoforte?”, „Będziesz grał na
fortepianie czy pianoforte?” Wyrazem zagubienia terminologicznego jest również
pytanie: „Czy to jest fortepian czy pianoforte”.
Termin został chyba spopularyzowany przez Polskie Radio,
które (co jest chwalebne) w ramach przedstawiania światowych dokonań
fonograficznych często używało tego określenia w odniesieniu do wszelkiej maści
nagraniach na historycznych fortepianach.
Musimy zdać sobie sprawę, że jest to termin bardzo
nieprecyzyjny. Jego jedyną racją istnienia jest zakorzeniona wśród pianistów
świadomość wyjątkowości własnego instrumentu. Rzeczywiście – współczesny
fortepian jest formą wysoce zunifikowaną; istniejącą w jednej, jedynie słusznej
formie umożliwiającą współczesnym wirtuozom bezproblemowe i bezrefleksyjne
(zazwyczaj nie wiedzą co siedzi pod maską) przemieszczanie się z jednej sali
koncertowej do drugiej. Dawne fortepiany – przynajmniej do początku XX wieku –
to olbrzymie bogactwo form, gatunków, odmian ... Ale są to wszystko pianoforty
lub fortepiany – instrumenty klawiszowe o mechanice młoteczkowej! Warto
pamiętać, że często instrument z 1790 jest bardziej odległy od tego z 1840 niż
ten drugi od współczesnego Steinwaya pomalowanego lakierem „na wysoki połysk”.
Swoją drogą ciekaw jestem czy ktokolwiek uznałby za przejaw
dobrego smaku postawienie sobie w domu tak wypicowanej i błyszczącej się meblościanki
jak współczesny fortepian. Cóż, de
gustibus non est disputandum, ale chyba to zwycięstwo dążących do prostoty
techników nad artystyczną formą instrumentu jest znamienne.
Proszę nie myśleć jednak, że odrzucam współczesne formy
fortepianu i na nich nigdy nie gram. Lubię grać również na współczesnych,
dobrze brzmiących instrumentach i nawet mi ten czarny lakier nie przeszkadza.
A przy okazji : super się gra na walterowskiej kopii Paula McNulty'ego !
Zatem – odzwyczajajmy się od „pianoforte” i dookreślajmy
rodzaj instrumentu – wczesny fortepian wiedeński, kopia instrumentu Waltera z
końca XVIII wieku; fortepian stołowy z I połowy XIX wieku, fortepian Pleyela z
..., współczesny koncertowy fortepian Fazioli. czy Steinway czy coś tam jeszcze.
To trochę trudniejsze, ale też trochę mądrzejsze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)