Dużo działo się w czerwcu i na początku lipca. Nie zdołałem
napisać o nich od razu, ale warto chyba do niektórych z nich wrócić.
Przynajmniej z mojego punktu widzenia.
Marc Baumann był gościem XIX Kursu Interpretacji Muzyki
Organowej, jaki odbywał się w Koszalinie w dniach 1-6.07.2013. Osobiście, dla
mnie, było to niezwykle wzruszające spotkanie po latach. Kiedy przed
dwudziestoma prawie laty byłem biednym studentem z komunistycznej Polski
okazano mi w Alzacji ciepło, przyjaźń i pomoc. Marc i jego żona, Valérie,
zapraszali mnie prawie co tydzień, wspierali i pomagali w każdym kłopocie.
Teraz, tych wspaniałych ludzi mogłem gościć jako współorganizator kursu.
Marc jest organistą katedry w Strasburgu; jednego z
najsławniejszych w Europie miejsc. Przedstawił nam trzy znakomite – bardzo
zwięzłe, ale jednocześnie dotykające sedna problemów prezentacje dotyczące
francuskiej muzyki organowej, francuskiej praktyki liturgicznej oraz
charakterystyki budownictwa organowego w Alzacji.
Z podziwem obserwowałem go również w roli pedagoga
pracującego z niezwykłym spokojem, cierpliwością i oddaniem. Przekazującego
uczniom to samo ciepło i życzliwość, którymi promieniuje jako człowiek. To
pedagogika tkwiąca w najlepszej tradycji francuskich organistów; częściowo
uczyliśmy się u tych samych mistrzów (André Stricker, Michel Chapuis, czy Aline
Zylberajch). Ta pedagogiczna klasa, która jest dla mnie wciąż niedościgłym
wzorem, była doskonale widoczna podczas zajęć.
Tu moja dygresja akademickiego belfra. Często zastanawiam
się jak to jest, że nasze plany nauczania, rozbudowane bloki zajęć pedagogicznych na
uczelniach nie owocują taką klasą,
powszechną w tych krajach, gdzie nic podobnego nie istnieje. Chyba ważniejsza
jest tradycja, a może po prostu wprowadzane na siłę przedmioty, które w
magiczny sposób mają coś załatwić nie załatwiają niczego. Może tam życzliwość do ucznia jest też po prostu czymś normalnym i zwyczajnym, czego nie trzeba specjalnie uczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz