A w ramach remanentu jeszcze migawki z koncertu z Capellą Cracoviensis w Moskwie - Germanico in Germania (Porpora)
https://www.facebook.com/inner.emigrant/videos/565653597216881/
niedziela, 23 grudnia 2018
Jeszcze o filharmonicznym Mesjaszu ...
Taki oto ciekawy wpis znalazłem na FB Kuby Burzyńskiego
Rzeczywiście, Martin Haselböck - związany przecież z ruchem historycznym - tu dyrygował solenniej, bardziej majestatycznie ... Co ciekawe, na próbach sporo pracowaliśmy nad lekkością i tanecznością, a na obu koncertach interpretacja - trochę chyba zaskakująco dla nas - poszła w kierunku pewnego monumentalizmu.
Co do znakomitego sola Krzysztofa Bednarczyka - w pełni się zgadzam !
Rzeczywiście, Martin Haselböck - związany przecież z ruchem historycznym - tu dyrygował solenniej, bardziej majestatycznie ... Co ciekawe, na próbach sporo pracowaliśmy nad lekkością i tanecznością, a na obu koncertach interpretacja - trochę chyba zaskakująco dla nas - poszła w kierunku pewnego monumentalizmu.
Co do znakomitego sola Krzysztofa Bednarczyka - w pełni się zgadzam !
Po wielu latach w FN pojawił się Mesjasz robiony własnymi siłami. Co wyróżniało tę produkcję, to niespodziewana praca, jaką wykonały smyczki - imponująca i... nieoczywista. Dopiero po czasie dochodziło do człowieka, że jeżeli to wykonanie trąci miejscami myszką, to raczej z powodu koncepcji dyrygenckiej (tempa, ekspresja), niż manier współczesnej, odpornej na eksperymenty orkiestry filharmonicznej. No szacunek, estetycznie wielki ukłon w stronę HIP, bez utraty godności i niezależności. Osobne brawa należą się trąbce Krzysztofa Bednarczyka, że się tak wyrażę :) A klasę samą w sobie potwierdził znad klawiatury klawesynu niesamowity Marek Toporowski, bez jednej przypadkowej nuty i bez chwili nudy w najskromniejszych nawet recytatywach czy ariach. Piotr Wilczyński natomiast, świetnie registrując filharmoniczne organy, dał na nich mini koncert z chórem i orkiestrą we fragmencie All we like sheep...
A skoro o HIP mowa... Nie sposób nie wspomnieć przy tej okazji o trzech epokowych nagraniach, z dziesiątek znakomitych. Przede wszystkim o nagraniu Christophera Hogwooda z roku 1980. U nas dostępny był na początku lat 90, dzięki pirackim kasetom JOYa i potem już na CD. Zjawisko, zauroczenie, od pierwszych nut. Paul Elliott jako wzorzec eterycznego tenora bez manier, Emma Kirkby jako głos tak naturalny, że aż boli, David Thomas retoryczny i potężny, Carolyn Watkinson niedoceniana w tym gronie, ale z perspektywy lat zdecydowanie godna pochwał, orkiestra cudownie brzmiąca, chór chłopięcy nie jakoś powalający, za to ogromnie klimatyczny. Całość zaś miała w sobie jeszcze coś ponadto, poza nutami i parametrami. Chyba do dziś nie do pobicia pod względem klimatu, czystości przekazu, braku nadęcia, sterylności z dużą dozą ciepła. Obok albumu CD powstało całościowe video, różniące się nieco detalami.
Na kolejne tej wagi nagranie trzeba było poczekać do 1997 roku, gdy niechętnie, acz z morderczą precyzją zabrał się za Mesjasza Paul McCreesh. Modelowe pod każdym względem - retoryki, solistów (Charles Daniels! Susan Gritton!), orkiestry i przede wszystkim bosko perfekcyjnego chóru. Co ciekawe, punktem wyjścia była tu ta sama wersja partytury, co u Hogwooda (Foundling Hospital), tym większa frajda w porównaniach. Jeżeli ktoś chce odważnego, wirtuozowskiego Mesjasza ale bez zbędnej brawury i przejaskrawień - nie ma lepszego wykonania. I to może być także wadą tego nagrania, takie dotarcie do ściany w kwestii, na co stać najlepszych możliwie wykonawców barokowych w Mesjaszu.
Wkrótce po tym, w 1999, pojawiła się produkcja tak śmiała, że aż niewyobrażalna. Przede wszystkim pomyślana jako ścieżka dźwiękowa do filmu autorstwa Williama Kleina, poruszającego najróżniejsze struny ludzkiej wrażliwości społecznej, religijnej czy politycznej. Właśnie ze względu na film, pojawiają się tam muzyczne wtręty z innej bajki - a to chór afrykanerów, a to więźniowie śpiewający fragmenty Mesjasza między wykonaniem głównym, jakim jest wersja Marca Minkowskiego. I to właśnie jemu oberwało się najwięcej za to, co zrobił z partyturą Haendla. To jazda bez trzymanki, spacer - lub raczej: bieg - po linie nad przepaścią, teatr operowy bez oglądania się na dotychczasową tradycję, epatowanie ekstremami temp, ekspresji, dynamiki, estetyki. Przy pierwszym słuchaniu może się zdawać, że ktoś puścił chóry w przyspieszonym tempie (począwszy od pierwszego, And the glory, z kulminacją szaleństwa w turba He trusted), ale gdy wejdzie się głębiej w tę koncepcję, szuka się potem jej echa w każdym kolejnym Mesjaszu, jakiego się doświadcza (tryle w Behold the Lamb! W końcu selektywne triole w Why do the nations! Ponadczasowe He was despised). Bo tak jak Klein zadał w swym filmie wiele milczących pytań-oskarżeń, Minkowski przekroczył wiele muzycznych granic, jakby mówił: serio? tak żeście zaskorupieli w swych wygodnych wykonawczych konwencjach? posłuchajcie, o czym może być ta muzyka. Dla mnie remedium na wszelkie "tak powinno się grać barok". Czysto ecowskie "ma gavte la nata". Niestety, w sieci nie ma filmu, bez obrazu szok wydaje się jeszcze większy :)
Etykiety:
Filharmonia Narodowa,
Haendel,
Jakub Burzyński,
Krzysztof Bednarczyk,
Martin Haselbock,
Mesjasz,
Piotr Wilczyński
Lokalizacja:
Warszawa, Polska
sobota, 22 grudnia 2018
Nowa płyta REVERSIO. Baroque with a Difference. Litewskie birbyne w akcji.
Chyba nie ma piękniejszego dętego instrumentu niż ten litewski klarnet. Cudowne brzmienia, można posmakować na :
https://promo.theorchard.com/kxpK8iKqoHEfESMEx1Ny
Etykiety:
Baroque with a Difference,
birbyne,
Darius Klisys,
Lietuviška Birbynė,
Reversio,
Vivaldi
Lokalizacja:
Warszawa, Polska
Dwa razy Mesjasz
Koncerty w Filharmonii (Narodowej) mojego rodzinnego miasta są dla mnie zawsze wyjątkowe.
To miejsce, które w niewielkim tylko stopniu się zmieniło. Miejsce, w którym jako młody człowiek - uczeń, student, - bywałem wciąż i wciąż, które było dla mnie synonimem muzycznego luksusu, wielkiego świata; miejsce, które ukształtowało moje marzenia o karierze muzyka. Że ja też kiedyś ... tam ...no właśnie ...
Są już w Polsce efektowne, nowoczesne, dopieszczone akustycznie sale koncertowe. One jednak tradycję bywania dopiero budują.
Filharmonia Narodowa ustępuje na pewno pod wieloma względami tym nowym miejscom; swojej tradycji na nowo budować jednak nie musi. Ta tradycja już jest, a ja osobiście mam moją własną historię wysłuchanych i zagranych tu koncertów, spotkań i fascynacji.
Ciepłe i bliskie to dla mnie miejsce.
Niesamowite jest też spotykanie ludzi, których znam jednak bardziej niż przelotnie; spotkanie z kolegami ze szkoły, muzykami, którzy brali udział w firmowanych przeze mnie projektach oratoryjnych z czasów Sine Nomie & Concerto Polacco ... to nawet trudno określić, ale tak - jestem warszawiakiem!
Mesjasza gram już w FN po raz drugi; według programu ostatni raz - 17 lat temu - z Kazimierzem Kordem; wielkim propagatorem muzyki oratoryjnej.
Drugi raz grałem również z Martinem Haselböckiem - ostatnio "Pory roku"Haydna dwa lata temu.
Dyrygent sporo mówił o budowaniu dramaturgii Mesjasza. Co ciekawe: piątkowy i sobotni koncert właśnie pod tym względem; zupełnie różnego narastania emocji, innego rozłożenia punktów kulminacyjnych; bardzo się od siebie różniły.
Dużo mocnych punktów: soliści, świetnie brzmiący chór, wiele znakomicie wykonanych partii instrumentalnych; pozwalam sobie jednak selektywnie wyrazić mój subiektywny podziw dla kunsztu mojego przyjaciela - Piotra Wilczyńskiego, który fantastycznie okiełznał wielkie filharmoniczne organy nadając temu wykonaniu rzadko spotykaną moc i wielkość.
czwartek, 20 grudnia 2018
Mesjasz z Martinem Haselböckiem
Bardzo cieszę się już na ten koncert. Każde spotkanie z Martinem Haselböckiem w roli dyrygenta jest okazją do wzięcia udziału w doskonale przygotowanym przedsięwzięciu oratoryjnym. Haselböck emanuje radością muzykowania; a dobrą atmosferę i entuzjazm potrafi przekazać dalej. Sporo o wykonywanej muzyce opowiada znajdując w niej ciekawe skojarzenia, jednocześnie nie przerywa co chwilę, daje pograć i rozkręcić się. Uwagi dotyczą zawsze muzyki, nie są nigdy oceną czy krytyką ... niby oczywiste, a jednak ...
Potrafi zbudować brzmienie orkiestry, a co dla nas - klawiszowców ważne - zdaje też sobie sprawę ze znaczenia klawiszowego continuo i wie jak wkomponować je w całość by było bardziej efektywne i efektowne.
Zachęcam do słuchania internetowej transmisji na youtubowym kanale Filharmonii Narodowej. (sobota 22 grudnia 2018).
https://www.youtube.com/watch?v=4VKlLSxhrFs
Potrafi zbudować brzmienie orkiestry, a co dla nas - klawiszowców ważne - zdaje też sobie sprawę ze znaczenia klawiszowego continuo i wie jak wkomponować je w całość by było bardziej efektywne i efektowne.
Zachęcam do słuchania internetowej transmisji na youtubowym kanale Filharmonii Narodowej. (sobota 22 grudnia 2018).
https://www.youtube.com/watch?v=4VKlLSxhrFs
sobota, 17 listopada 2018
Anioł i diabeł. Christoph Urbanetz we Floriance.
Ważny i przyjemny dla mnie koncert. Christoph Urbanetz jest nie tylko pewnym i niezawodnym wykonawcą, potrafi również porwać publiczność fascynującą interpretacją. Po raz kolejny zdałem sobie sprawę jak ważna jest we francuskiej muzyce - narzucającej przecież w dużym stopniu sztywny gorset reguł i zasad - osobowość wykonawcy.
Christoph znakomicie ułożył program, udało mu się też utrzymać dramaturgię wieczoru od początku do końca.
Zastanawiałem się - czy jest bardziej Aniołem wioli jak Marin Marais, czy diabłem jak Forqueray. W obie role wcielał się jednak z równym powodzeniem!
czwartek, 25 października 2018
Już jest! Lietuviška Birbynė
Właśnie ukazała się "fizyczna" wersja dostępnej już od pewnego czasu cyfrowo płyty zawierającej muzykę XVII wieku ze źródeł polskich i litewskich. Jej niecodzienność polega na tym, że w roli instrumentów sopranowych wystąpiły litewskie klarnety birbynė (Darius Klišys i Eugenijus Čiplys); instrumenty bardzo przypominające brzmieniem renesansowy cynk, bardzo naturalnie wpisujące się jednak w estetykę tej muzyki, nadające też płycie specyficznie litewski koloryt. Grając z litewskimi kolegami zawsze mam wrażenie, jakby grali na instrumentach, na które właśnie została napisana ta muzyka. Tym bardziej, że staraliśmy się o stylowość w wielu aspektach (m.in. temperacji...)
Poza tym - fantastycznie jak zwykle grający na wioli Krzysztof Firlus, oraz my - Irmina i Marek na instrumentach klawiszowych. Tych ostatnich jest sporo: włoski klawesyn, lutniowo brzmiący klawesyn wirginałowy firmy Scheer & Vogel, zbudowany przez nas maleńki szpinecik, pozytyw i cudnie "ustawione" pod względem intonacji i temperacji przez Tomasza Orlowa małe organy kościoła św. Jana Nepomucena w Brennej Leśnicy.
Słuchacze znajdą na tej płycie wiele XVII-wiecznych przebojów: canzony Mielczewskiego, canzony i concerti Jarzębskiego, utwory z rękopisu 10001 Bibl. Jagiellońskiej, dużo małych kompozycji z Tabulatury Oliwskiej (Braniewskiej) i tzw. Tabulatury Żmudzkiej. Wreszcie utwory Tarquinio Meruli, który w Polsce działał. Małe acz interesujące kompozycje klawiszowe wiele zyskały jako preludia, postludia i intermedia do większych kompozycji kameralnych. Świetnie jak zwykle sprawdził się w warunkach nagraniowych wirginałowy klawesyn, znakomity w muzyce późnego renesansu. Bardzo zadowoleni jesteśmy też z Irminą z nagrania 3 canzon Jarzębskiego rozłożonych między klawesyn wirginałowy i szpinet, brzmienie przypomina consort lutniowy ...
Przede wszystkim udało się chyba zrealizować płytę "do słuchania", zgrabną miksturę różnych brzmień i składów pokazującą bogactwo inwencji i szlachetne piękno muzyki późnego renesansu.
Jestem dumny, chyba jedno z ładniejszych nagrań muzyki tego okresu ...
PS Płyta pokazana została po raz pierwszy wczoraj (24.10.2018) w Marijampolu przy okazji koncertu złożonej z polskich i litewskich muzyków orkiestry festiwalowej. Tu graliśmy też późniejsze utwory, w których birbynė były w niektórych utworach "cynkami", w niektórych "barokowymi obojami" i w obu rolach sprawdziły się znakomicie! A polsko-litewskie spotkanie zostało uzupełnione o przedstawicielkę Ukrainy (ukraiński flet prosty - sopiłka, o której już wielokrotnie na tym blogu pisałem) - Bożenę Korczyńską. Ależ świetnie grali z Krzysztofem Firlusem znany fletowo-gambowy koncert Telemanna!
To jeszcze raz pokazuje, że muzyka jest spotkaniem. A w każdym razem spotkaniem być powinna ...
Etykiety:
birbyne,
Jarzębski,
Lietuviška Birbynė,
Marijampole,
Medynės,
Mielczewski,
Tarquinio Merula
Lokalizacja:
Katowice, Polska
czwartek, 6 września 2018
niedziela, 26 sierpnia 2018
I Warszawskie Warsztaty Klawiszowe Marka Toporowskiego ...
...zakończone!
Czytelnicy tego
bloga doskonale wiedzą, że moją artystyczną idée
fixe jest
wędrówka między rozmaitymi instrumentami klawiszowymi. Podążam
tu za wskazaniem Carla Philippa przekonanego, że dopiero połączenie
gry na klawikordzie i klawesynie czyni prawdziwego klawiszowca i
pozwala na pełne zrozumienie wykonywanego utworu.
Zatem
– mój autorski pomysł: rodzaj warsztatów, o którym myślałem
od dawna szukając miejsca dysponującego odpowiednią salą, ilością
instrumentów, infrastrukturą ...
Muszę
powiedzieć, że moja
idea wielokrotnie podczas kursu się sprawdziła. Sam byłem
zaskoczony jak szybko uczestnicy (głównie – klawesyniści!)
zżywali się z organami. Szczególnie było to widoczne w czasie
wycieczki, w ramach której mieliśmy okazję grać na niezwykle
ciekawym instrumentarium Siedlec – włosko-hiszpańskich organach
Formentelli, czułym i wrażliwym pozytywie (oba instrumenty w
budynku szkoły muzycznej), sławnych kompaktowych organach Wagnera
oraz przepięknym, odrestaurowanym przez Mariana Leśniczuka
pozytywie w kaplicy Ogińskich. Jeszcze raz okazało się też, jak
wspaniale klawikord (nawet mały i wiązany) współdziała z muzyką
Carla Philippa.
Dziękuję
uczestnikom z Polski, Węgier, Chin i Ukrainy oraz osobom, które
przyczyniły się do możliwości zrealizowania kursu – dyrektorowi
Pawłowi Skrzypkowi, Przemysławowi Lechowskiemu, pani Jolancie
Jędrzejczyk. Naszym przyjaciołom związanym z organowym środowiskiem Siedlec - Małgorzacie Trzaskalik-Wyrwie, Michałowi Szulikowi, Piotrowi Woźniakowi. Szczególnie ciepło Jackowi Guzowskiemu, który czuwał
nad strojem instrumentów, a przede wszystkim doprowadził do stanu
grającego przepiękny fortepian Krall & Seidler z XIX wieku.
Następna
edycja w dniach 25-30 sierpnia 2019 !
Etykiety:
Bednarska,
kurs klawesynowy,
Warszawskie Warsztaty Klawiszowe,
Warszawskie Warsztaty Pianistyczne
Lokalizacja:
Kraków, Polska
niedziela, 1 kwietnia 2018
W szkole muzycznej w Kielcach. Wtorek 27.03.2018
Jeszcze jedno
pozytywne wydarzenie mijającego tygodnia, o którym muszę napisać.
Zaproszono mnie do
poprowadzenia kursu w szkole muzycznej w Kielcach. Szkole mieszczącej
się w nowym, znakomicie zaprojektowanym budynku z piękną salą
koncertową i kameralną. I – choć często jest tak, że w wypadku
przenosin ze starego do nowego – instytucja traci duszę, to tu
wydaje się, że pozytywna atmosfera na pewno jest. Byłem pod
wrażeniem poziomu i orientacji uczniów w sprawach stylistycznych.
Niewątpliwie dzieje
się tak dzięki fantastycznym nauczycielom – klasy organów
prowadzą Damian Konicki i Paweł Wróbel, klasę klawesynu pani
Katarzyna Sroka.
Pewnym zaskoczeniem
było dla mnie to, że klasy organów prowadzą też nauczanie dla
uczniów szkoły podstawowej zadając kłam tezie, że zaczynać
naukę na tym nstrumencie można dopiero w późniejszym wieku.
Efekty są świetne!
Brawo!
sobota, 31 marca 2018
Katowickie Stabat Mater
Korzystając ze
Świąt i wolnego czasu wracam do redagowania bloga i uzupełnienia
go o ważne dla mnie wydarzenia mijającego, przedwiątecznego
tygodnia.
Stabat Mater
Pergolesiego to prawdziwe arcydzieło barokowego teatrum katolickiej
muzyki sakralnej. Nawet krytyczny wobec kompozytorskiego niechlujstwa
Włochów Quantz umieszcza Pergolesiego w gronie kilku nazwisk
kompozytorów stanowiących chlubny wyjątek. Choć studenci wciąż
przynoszą mi na zajęcia „Opracowania partii oratoryjnych”
fragmenty „Stabat”, wydaje się, że w potocznej opinii dzieło
to wciąż nie zajmuje należnego mu miejsca. Dlatego postanowiłem –
wreszcie – zorganizować kompletne wykonanie utworu z udziałem
Akademickiej Orkiestry Barokowej.
Udało się
zorganizować dwa koncerty – 25 kwietnia w Sali Koncertowej AM w
Katowicach i 26 kwietnia w Katedrze Ewangelickiej w Katowicach –
jako projekt Akademickiej Orkiestry Barokowej AM w Katowicach.
AOB działa nieco
inaczej niż znana mi doskonale również Orkiestra Barokowa AM w
Krakowie. To zespół o mieszanym, barokowo-współczesnym
charakterze, stanowiący znakomitą platformę do współpracy
muzyków już wyspecjalizowanych, zainteresowanych dodatkową
specjalizacją i tych, którzy wpadli na chwilę zobaczyć jak to
jest. Fantastyczne jest to, że od czasu założenia przeze mnie
zespołu to się sprawdza!
Tym razem z tej
mieszanki (oprócz wszystkiego, różnej przecież za każdym razem)
udało się stworzyć zespół grajacy spójnie, fantastycznie
reagujący na konieczność wspólnegfo frazowania i oddychania z
solistami … z próby na próbę obserwowałem jak to się buduje i…
było to naprawdę budujące! Rzadko mam okazję współpracy z tak
czujną i doskonale reagującą grupą muzyków. Wielka w tym zasługa
Oli Radwańskiej, która jest wymarzonym dla każdego dyrygenta
koncertmistrzem – w lot chwytającym każdy pomysł muzyczny i
znajdującym dla niego właściwą mowę smyczka, uważnym,
plastycznym dla kolegów … Ale podziękować mogę wszystkim.
Ciepło, serdecznie i szczerze. Z takim zespołem chętnie
pojechałbym na dłuższe tournée!
Solistki
pierwszego wieczoru to Barbara Grzybek i Karolina Borodziuk. Barbara
– oprócz tego, że jest świetną sopranistką – jest
fantastycznym muzykiem, doskonałym kameralistą, bardzo szybko
opanowującym nowy materiał. Karolina to piękny mezzosopran, zawsze
inspirująca interpretacja. Skład poniedziałkowy był zupełnie
inny i podobnie znakomity. Niezwykle ekspresyjna i perfekcyjna
wokalnie sopranistka Kamila Nowak oraz dzielące między siebie drugą
partię i podobnie znakomicie śpiewające – Dorota Strączek i
dysponująca głębokim altem Maja Wielgus.
Dla
dyrygenta muzyki wokalniej niezwykle przyjemny jest moment, kiedy
może identyfikować się z frazowaniem, sposobem oddychania i
interpretacją solistów, a przez to przekazywać orkiestrze spójny
z solistami komunikat. Również pod tym względem miałem pełen
komfort – ze strony całej piątki.
Uwielbiam
takie koncerty – w pełni profesjonalne i w
pełni pozbawione rutyny.
niedziela, 18 marca 2018
Dni Bachowskie 2018. Dzień dziewiąty. 18.03. Już koniec. Zbigniew Pilch barokowo i romantycznie.
Opisany w poprzednim
poście koncert orkiestry krakowskiej Akademii był oficjalnym
finałem. Dla melomanów przygotowaliśmy jednak jeszcze deser.
Wykonanie trzech z sześciu sonat na skrzypce i klawesyn obligato w
dwóch wersjach: kanonicznej z klawesynem oraz redakcji Karola
Lipińskiego modyfikującej w znacznym stopniu smyczkowania,
proponującej alternatywną dynamikę i sugerującej zgodne z
praktyką wykonawczą XIX-wieku rozwiązania wykonawcze.
Ten niezwykle
interesujący muzyczny projekt zaproponował Zbigniew Pilch, który
jako solista doskonale poradził sobie nie tylko z muzycznymi
wyzwaniami utworów, ale również z koniecznością gry w różnych
wysokościach stroju, różnymi smyczkami, na różnych instrumentach
…
Partię klawesynu
błyskotliwie i ze znakomitym wyczuciem wykonała Joanna Kwinta. Ja
siedziałem przy Steinwayu …
To już koniec
bardzo udanego, z mojego punktu widzenia, festiwalu.
Festiwalu, który ma
już własną publiczność, tradycję, swoistą aurę … są
słuchacze, którzy przychodzą godzinę wcześniej, siadają w sali
i wsłuchują się w dźwięki strojonego klawesynu.
Na zakończenie
uśmiechnięta postać Aleksandra Mocka, który wspólnie z Adamem
Jastrzębskim opiekował się instrumentami.
Dni Bachowskie 2018. Dzień ósmy. 17.03. Dzień z Antoinette Lohmann.
Ten dzień stał
niewątpliwie pod znakiem Antoinette Lohmann.
Niesamowite było
sobotnie, poranne Matinée
złożone z utworów XVII-wiecznej muzyki skrzypcowej. Po koncercie
usłyszałem z ust koleżanki-skrzypaczki opinię, z którą w
całości się zgadzam. „Czytamy o tych afektach, a ona je po prostu robi”.
Antoinette jest fantastycznym, pełnym polotu i
fantazji wirtuozem poruszającym uczucia, przenoszących nas już to
w świat muzyki gwałtownej, już to w sferę medytacji. Widać połączenie olbrzymiej wiedzy i talentu. Antoinette dokładnie wie jak to zrobić. Znakomity punkt wyjścia dla fantazji wykonawczej i artystycznej intuicji.
Jako
organizator festiwalu wykorzystałem Antoinette w pełnym zakresie.
Poprowadziła lekcje mistrzowskie, zagrała wspomniany recital (z
towarzyszeniem moim i Teresy Kamińskiej), dyrygowała próbami orkiestry. Tych
kilka dni zapamiętam jako nieprzerwaną muzyczną rozmowę, w czasie
której to jej smyczek wodził prym, wskazywał nam drogę i
inspirował nas wszystkich do coraz lepszego grania.
Wieczorny
koncert był ukoronowaniem tego bogatego w wydarzenia tygodnia.
Taneczna Ouverture
e-moll
Johanna Bernharda Bacha w uroczysty, właściwy stylowi francuskiemu
królewski sposób rozpoczęła ten wieczór. Następnie zagraliśmy
V koncert brandenburski, w którym oprócz Antoinette partie solowe
wykonałem ja oraz przebywający na wymianie w Krakowie argentyński
student Aníbal
Domínguez.
Dalej – cudowna polifoniczna, consortowa sonata Johanna Michaela
Bacha, dla mnie najpiękniejszy utwór wieczoru. Muzyka, której
słuchać by można bez końca … tak jest piękna. Autorami ego
wykonania byli: Antoinette Lohmann, Anna Wieczorek (vni), Aleksandra
Buczyńska (vla da g), Karol Pęcak (vcllo) i z ogromnym smakiem
realizujący partię bc na klawesynie – Piotr Windak. Koncert zakończyło
błyskotliwe wykonanie IV koncertu brandenburskiego, którym
Antoinette Lohmann jeszcze raz pokazała że jest muzykiem
perfekcyjnym i niezawodnym, prawdziwym wirtuozem.
Partię
fletów prostych pięknie wykonały Michaela Pešková
i Tabea Papien.
Brawa
dla studentów Orkiestry Barokowej AM w Krakowie, którzy stanęli na
wysokości zadania.
To
był długi i piękny dzień pełen mocnych muzycznych wrażeń.
I
wspaniałe zakończenie owocnego pobytu Antoinette w Krakowie. Mam
nadzieję, rozpoczynającego stałe już spotkania ...
Dni Bachowskie 2018. Dzień siódmy. 16.03. Podróż w inne światy.
Program tego koncertu stworzył się
bardzo szybko. Po pół godzinie od odwołania występu (na tydzień
przed) przez planowanego wykonawcę idea koncertu była już gotowa.
Pokazanie tego, co nie mieści się w
wąskim obszarze muzyki dawnej. Pokazać, że muzycy związani z
naszą katedrą nie są li tylko wąskimi specjalistami we własnej
dziedzinie. Nasza dydaktyczna codzienność w Katedrze Muzyki Dawnej
to barok. Postanowiliśmy zatem – obok barokowego mainstreamu –
pokazać muzykę wcześniejszą, późniejszą, a także taką, która
znajduje się obok głównego nurtu naszej działalności.
Koncert rozpoczął zatem bukiet
subtelnej muzyki renesansu w wykonaniu Anny Wiktorii Swobody. Utwory
Dowlanda, Diomedesa Cato, Jakuba Polaka zabrzmiały powabnie,
jednocześnie pełne były artykulacyjnych niuansów. Akustyka
Florianki dodatkowo przyczyniła się do wytworzenia atmosfery ciszy
i piękna.
Dwa kolejne utwory – wykonane przez
Adriannę Kafel (patrz też: http://marektoporowski.blogspot.com/2018/02/adrianna-kafel-i-jej-muzyczny-swiat-w.html)
na suce biłgorajskiej (będącej rodzajem fideli kolanowej) – to również muzyka wczesna – popularne Tourdion oraz Poloness i Serra z tabulatury organowej z Lund. Instrument brzmiał jasno i błyszcząco, również doskonale wpasowując się w akustykę Florianki.
na suce biłgorajskiej (będącej rodzajem fideli kolanowej) – to również muzyka wczesna – popularne Tourdion oraz Poloness i Serra z tabulatury organowej z Lund. Instrument brzmiał jasno i błyszcząco, również doskonale wpasowując się w akustykę Florianki.
Następnie Daria Kubik – swobodne i z
należną sprezzaturą wykonała
Cento Partite sopra Passacagli Frescobaldiego.
Płynnie
przeszliśmy w rejony nieco bardziej egzotyczne. Wspólnie z grającą
na ormiańskim duduku Zofią Trystułą wykonaliśmy improwizację na
temat basu z arii Purcella Here the Deities approve.
Wykonana
przez Katarzynę Pilipiuk (obój d'amore) oraz Annę Huszczo
(klawesyn) kompozycja Juana Manuela Abrasa Pomeranian Rhapsody przeniosła nas w świat
onirycznych brzmień, pomieszanych archaicznych skal dźwiękowych i
efektów sonorystycznych.
Pierwszą
część zakończyły klasycznie Wioletta Wysopal i Elżbieta
Tompolska – studentki z klasy traverso prof. Wojciechowskiej –
Premier Concert Antoine'a
Dornela.
Druga
część zdominowana została przez Katarzynę Pilipiuk (obój już
nie-miłosny) i Annę Huszczo, które wykonały Sonatę g-moll CPE
Bacha (dawniej przypisywaną Janowi Sebastianowi Bachowi) oraz
łączący kantylenowe zaśpiewy oboju z jazzową po części
harmonią utwór Edwina McLeans Incantations.
Publiczność
z zapartym tchem wysłuchała też utworu Willema The
Conspiracy of CC zainspirowanego
monumentalnym obrazem Rembrandta Sprzysiężenie Juliusa
Civilisa obrazującego
sprzysiężenie Batawów (uważanych za przodków Holendrów) przeciw
rzymskiej dominacji. Katarzyna Czubek pokazała prawdziwą maestrię
w łączeniu brzmienia fletu prostego ze śpiewem sprawiając, że
wykonanie to stało się prawdziwym misterium dźwięku.
Koncerty
tego typu są często długie. Tak było i w tym wypadku. Tym
bardziej byłem szczęśliwy obserwując aż do końca zasłuchane
twarze wielu piątkowych gości Florianki. Był to też koncert
najbardziej chyba odległy od tego, co na festiwalu „Dni
Bachowskie” najczęściej. Tym bardziej się cieszę, że
publiczność „kupiła” ten nasz niekonwencjonalny pomysł na koncert.
Etykiety:
Anna Huszczo,
daria kubik,
Dni Bachowskie,
Florianka,
Katarzyna Czubek,
Katarzyna Pilipiuk,
Kraków
Lokalizacja:
Katowice, Polska
czwartek, 15 marca 2018
Dni Bachowskie 2018. Dzień szósty. 15.03.2018 Bernhard Klapprott i suity angielskie.
Bernhard Klapprott - profesor Musikhochschule w Weimarze, a prywatnie mój kolega z klasy Boba van Asperena - jest doskonale znany krakowskiej publiczności, można powiedzieć, że jest to przyjaciel Katedry Muzyki Dawnej, zawsze tu miło i gorąco witany.
Błąd na łączach sprawił, że w drukowanych bookletach podaliśmy informację o wykonaniu - na jednym koncercie - wszystkich sześciu suit. To oczywiście nie jest możliwe, szczególnie w przypadku interpretacji uwzględniającej znakomitą większość powtórek ze względu na wariantywne i dodawane zdobienia. Artysta opowiedział publiczności kilka dotyczących zbioru ciekawostek; między innymi dotyczących wykorzystania przez niego wspomnianych wariantów tekstu. Przywołał też znaną z biografii Forkela opinię dotyczącą tytułu suit "uczynionych dla pewnego Anglika". Tajemnica tytułu wciąż jeszcze pozostaje tajemnicą, tym bardziej, że śladów angielskich w suitach raczej trudno się doszukać.
Piękna, kolorowa i bogata to muzyka. Uniwersalna, przemawiająca do ludzi wszystkich epok. Koncerty, w których mamy okazję posłuchać takich "kompletów"uzmysławiają to tym dobitniej.
Występ Bernharda Klapprotta nagrodzony został ciepłą owacją, po której klawesynista wykonał jeszcze Sarabandę z V Suity angielskiej e-moll.
Tymczasem nasza orkiestra, pod kierownictwem Antoinette Lohmann ćwiczy repertuar na koncert sobotni. W składach dużych i małych.
Błąd na łączach sprawił, że w drukowanych bookletach podaliśmy informację o wykonaniu - na jednym koncercie - wszystkich sześciu suit. To oczywiście nie jest możliwe, szczególnie w przypadku interpretacji uwzględniającej znakomitą większość powtórek ze względu na wariantywne i dodawane zdobienia. Artysta opowiedział publiczności kilka dotyczących zbioru ciekawostek; między innymi dotyczących wykorzystania przez niego wspomnianych wariantów tekstu. Przywołał też znaną z biografii Forkela opinię dotyczącą tytułu suit "uczynionych dla pewnego Anglika". Tajemnica tytułu wciąż jeszcze pozostaje tajemnicą, tym bardziej, że śladów angielskich w suitach raczej trudno się doszukać.
Piękna, kolorowa i bogata to muzyka. Uniwersalna, przemawiająca do ludzi wszystkich epok. Koncerty, w których mamy okazję posłuchać takich "kompletów"uzmysławiają to tym dobitniej.
Występ Bernharda Klapprotta nagrodzony został ciepłą owacją, po której klawesynista wykonał jeszcze Sarabandę z V Suity angielskiej e-moll.
Tymczasem nasza orkiestra, pod kierownictwem Antoinette Lohmann ćwiczy repertuar na koncert sobotni. W składach dużych i małych.
środa, 14 marca 2018
Dni Bachowskie 2018. Dzień piąty. 14.03 Kolacja na wiele studenckich rąk. Smyczkowcy i fleciści.
Festiwal
„Dni Bachowskie” w założeniu opiera się na wymianie i
tworzeniu połączeń. Obok siebie stają profesorowie, wykładowcy,
doktoranci, studenci … wspólnie tworząc coś nowego. Są też
koncerty wyłącznie studenckie, w których wykładowcy mają prawo
się pokazać, ale wyłącznie w roli akompaniatorów.
Taki
był właśnie koncert dzisiejszy. Dość długi, bo choć udało nam
się zorganizować osobne „śniadanie” klawesynowe (patrz relację
z niedzielnych koncertów) to chętnych instrumentalistów innych specjalności było też wielu. Na początku myślałem, że uda mi się
napisać krótką relację z dzisiejszej „kolacji” zwróceniem
uwagi na 2-3 highlighty, ale bardzo szybko okazało się, że tych
highlightów będzie znacznie więcej.
Zaczęło
się mocnym akcentem – Aleksandra Owczarek z wielką ekspresją, a
jednocześnie szlachetnością i głębią interpretacji wykonała
Sonatę Albertiniego. Znakomita (chyba najlepsza tego wieczoru i
prawdziwie natchniona) była również realizacja basso continuo
Andrzeja Zawiszy.
Następnie
Alba Encinas wykonała bardzo dobrze leżącą na altówce
transkrypcję skrzypcowej Partity a-moll Bacha (wersja altówkowa w
g-moll). Ciepły dźwięk i estetyczne frazowanie były zaletami tego wykonania.
Sonatę
fletową G-dur Carla Philippa Emanuela gram już z Wiolettą Wysopal
już od dłuższego czasu. Jako akompaniator słuchałem z tyłu,
ale wydaje mi się, że było to wykonanie ekspresyjne, dopracowane
dźwiękowo, z bardzo dobrze utrafionymi charakterami i tempami
poszczególnych części.
Trzy
fragmenty z Suity Es-dur na wiolonczelę solo wykonała następnie
Adrianna Kafel. Było to wykonanie świadome pod względem
interpretacji i frazowania. O Adriannie Kafel więcej na tym blogu:
Pierwszą
część koncertu zakończyła sonata Davida Petersena ze zbioru
„Speelstukken” w wykonaniu Anny Wieczorek – skrzypaczki, którą
od czasu jej koncertmistrzowania w realizacji kantat Bacha przez
Orkiestrę Barokową AM Kraków bardzo cenię. Największe wrażenie
zrobił na mnie fragment operujący smyczkowym rykoszetem przywodzący
na myśl holenderskie obrazy przedstawiający chodzących po lodzie
ludzi (metafora życia i jego niestałości).
Kolejny
mocny akcent na początek drugiej części – pełna wysmakowanych
brzmień, z emocją umiejętnie dozowaną – już to oszczędną,
już pełną ognia, doskonałym wyczuciem tanecznych charakterów
poszczególnych części – Partita g-moll na skrzypce solo
Vilsmayra. Cudowne wykonanie Agaty Habery. To wykonanie na długo
zostanie w mojej pamięci.
Wracamy
do muzyki kompozytorów stajni Fryderyka II. Ponownie piękna sonata
kolegi Carla Philippa – Franza Bendy – w pełnym i pięknym
dźwiękowo wykonaniu Marioli Żebrowskiej. Ponownie bardzo podobało
mi się klawesynowe continuo Andrzeja Zawiszy – precyzyjne i
fantazyjne w realizacji szczegółów.
Katarzyna
Olszewska to jedna z najlepszych studentek Katedry Muzyki Dawnej,
młoda artystka operująca w grze skrzypcowej przepięknym dźwiękiem.
Jej Allemande i double h-moll Jana Sebastiana Bacha było kolejnym
ważnym i poruszającym momentem tego koncertu.
Zakończenie
koncertu okazało się równie efektowne. Sonatę Bibera z bardzo
ciekawą scordaturą wykonała z ogromną fantazją, polotem i ogniem
Zofia Wojniakiewicz. Godnym partnerem przy klawesynie był Aleksander
Mocek, choć pewnie nie miał tu aż takiej możliwości pokazania
klasy co w poniedziałek :
http://marektoporowski.blogspot.com/2018/03/dni-bachowskie-2018-dzien-trzeci-1203.html
http://marektoporowski.blogspot.com/2018/03/dni-bachowskie-2018-dzien-trzeci-1203.html
wtorek, 13 marca 2018
Dni Bachowskie 2018. Dzień czwarty. Środa 13.03. Komplet suit francuskich.
Na tym koncercie nie mogłem być. Stąd - brak relacji ...
Ewa Mrowca i Andrzej Zawisza wykonali - po trzy - komplet suit francuskich Bacha.
Ewa Mrowca i Andrzej Zawisza wykonali - po trzy - komplet suit francuskich Bacha.
poniedziałek, 12 marca 2018
Dni Bachowskie 2018. Dzień trzeci. 12.03. Skrzypce jak obój, klawesyn jak pianoforte.
Wyśmienity był to koncert.
Ciekawe zestawienie sonat na skrzypce i klawesyn obbligato Jana Sebastiana i Carla Philippa okazało się nie tylko dobrym muzykologicznie i programowo, ale również dobrym emocjonalnie mariażem. Koncert wciągał, i z każdą serwowaną przez artystów częścią stawał się coraz bardziej fascynujący.
Agnieszkę Świątkowską znałem do tej pory ze wspólnego grania w projektach Capelli Cracoviensis. Dzisiaj pierwszy raz słyszałem ją jako solistkę i mogę stwierdzić, że jest świetna. Powiedziała mi po koncercie, że uwielbia Carla Philippa. Było to słychać i czuć. Pięknie kształtowane frazy, bardzo ciche dźwięki przeradzające się za chwilę w huragan emocji, uwielbiana przeze mnie wokalna jakość dźwięku. Zdobienia, pomysły improwizacyjne. A wszystko to w ramach wysokiej kultury grania.
Jeśli chodzi o Aleksandra Mocka to jestem jego fanem. Przepięknie improwizowane preludia i Eingaenge tak w Bachu starszym, jak i młodszym. Cudowna fantazja improwizatora panującego nad harmonią i fakturą realizacji. Umiejętność wydobycia z klawesynu palety dynamicznej udowadniającej zbędność wynalezienia fortepianu. Po zamknięciu oczu często można było wyobrazić sobie, że gra pianoforte właśnie. A przy tym dźwięk piękny, zachwycający ...
Wielkie granie, wielki koncert.
A skąd taki a nie inny tytuł ?
Otóż przed sonatą B-dur CPE Bacha nieco się zamyśliłem. Obudził mnie cudowny, aktywny pasaż w wykonaniu obojów i skrzypiec, godny początku symfonii. Chwilę mi zajęło zanim się zorientowałem, że grały jedne skrzypce ...
A o walorach dynamicznych gry Olka Mocka napisałem już wystarczająco. Pod wieloma efektami, miejscami chętnie sam bym się podpisał. Zatem raz jeszcze złożę mu serdeczne gratulacje.
Ciekawe zestawienie sonat na skrzypce i klawesyn obbligato Jana Sebastiana i Carla Philippa okazało się nie tylko dobrym muzykologicznie i programowo, ale również dobrym emocjonalnie mariażem. Koncert wciągał, i z każdą serwowaną przez artystów częścią stawał się coraz bardziej fascynujący.
Agnieszkę Świątkowską znałem do tej pory ze wspólnego grania w projektach Capelli Cracoviensis. Dzisiaj pierwszy raz słyszałem ją jako solistkę i mogę stwierdzić, że jest świetna. Powiedziała mi po koncercie, że uwielbia Carla Philippa. Było to słychać i czuć. Pięknie kształtowane frazy, bardzo ciche dźwięki przeradzające się za chwilę w huragan emocji, uwielbiana przeze mnie wokalna jakość dźwięku. Zdobienia, pomysły improwizacyjne. A wszystko to w ramach wysokiej kultury grania.
Jeśli chodzi o Aleksandra Mocka to jestem jego fanem. Przepięknie improwizowane preludia i Eingaenge tak w Bachu starszym, jak i młodszym. Cudowna fantazja improwizatora panującego nad harmonią i fakturą realizacji. Umiejętność wydobycia z klawesynu palety dynamicznej udowadniającej zbędność wynalezienia fortepianu. Po zamknięciu oczu często można było wyobrazić sobie, że gra pianoforte właśnie. A przy tym dźwięk piękny, zachwycający ...
Wielkie granie, wielki koncert.
zdj. Marek Toporowski |
A skąd taki a nie inny tytuł ?
Otóż przed sonatą B-dur CPE Bacha nieco się zamyśliłem. Obudził mnie cudowny, aktywny pasaż w wykonaniu obojów i skrzypiec, godny początku symfonii. Chwilę mi zajęło zanim się zorientowałem, że grały jedne skrzypce ...
A o walorach dynamicznych gry Olka Mocka napisałem już wystarczająco. Pod wieloma efektami, miejscami chętnie sam bym się podpisał. Zatem raz jeszcze złożę mu serdeczne gratulacje.
Etykiety:
Agnieszka Świątkowska,
Aleksander Mocek,
Carl Philipp Emanuel Bach,
Dni Bachowskie,
festiwal,
sonaty skrzypcowe
Lokalizacja:
Kraków, Polska
niedziela, 11 marca 2018
Dni bachowskie 2018. Dzień drugi. 11.03.2018. Śniadanie na wiele rąk i przecięcie wstęgi otwierającej festiwal. Robert Bachara w Krakowie.
Ta piękna, wiosenna
już prawie niedziela zasługiwała na dwa udane koncerty.
Zaczęło się od
studenckiego matinée „Śniadanie
na wiele rąk”.Na program złożyły się przede wszystkim preludia
i fugi z obu części Wohltemperiertes Klavier uzupełnione
o bardzo lubiane przeze
mnie Preludium manualiter
in
g Dietericha Buxtehude (BuxWV
163)
i suitę Elisabeth Jacquet de la Guerre.
Wystąpili studenci-klawesyniści reprezentujący trzy
klawesynowe klasy krakowskiej
Akademii Muzycznej:
prof. Elżbiety Stefańskiej (Zofia Satała, Klaudia Rogała), prof.
Magdaleny Myczki (Piotr Windak, Nengyi Chen) i autora blogu (Maria
Książkiewicz,
Artur Wrona). Każdego z
wykonawców znam – oczywiście w różnym stopmiu, z różnych
zajęć i różnych sytuacji. Myślę, że wszyscy zagrali na swoim
najlepszym poziomie. Każdy traktował klawesyn nieco inaczej,
wydobywał z niego inne brzmienie, podkreślał inne aspekty muzyki.
Każdemu z nich klawesyn brzmiał pięknie. Efektem było rozkoszne
przedpołudnie, które dostarczyło mi satysfakcji godnej znakomitego
recitalu.
Gdybym
jakieś produkcje miał subiektywnie
wyróżnić to były
to występy
Zofii Satały i Nengyi Chen. Kończąca koncert Fuga D-dur BWV 874 w
wykonaniu naszej chińskiej studentki, zagrana cudownie delikatnie,
wysmakowanym brzmieniem
była znakomitą
kulminacją koncertu.
Wieczorem
– wreszcie rzeczywista inauguracja festiwalu. Pełen blasku koncert
orkiestrowy. Dwa brandenburskie koncerty – I i III oraz Koncert
skrzypcowy E-dur Bacha. Na sukces tego koncertu złożyło się wiele
elementów. Doskonałe porozumienie dwojga prowadzących – Teresy
Kamińskiej oraz Roberta Bachary. Z takim ogniem grać może tylko
orkiestra z aktywną partią basową. Zaś Robert Bachara to artysta
charyzmatyczny, jego swoboda „bycia” na estradzie i
estradowa sugestywność udziela się wszystkim dookoła. Cały czas
miałem wrażenie, że na scenie znajduje się któryś z barokowych
wirtuozów skrzypiec: Vivaldi, Geminiani, może Pisendel … Robert
Bachara to ktoś kto jest żywą kontynuacją tej tradycji.
Ale
też dużo mocnych elementów w środku. Inny charyzmatyczny muzyk –
Dymitr Olszewski – dokładający ognia gdzieś od środka.
Człowiek, z którym można się zgadzać lub nie, ale który grając
– zawsze inspiruje. No i fantastyczne dęte: Katarzyna Pilipiuk,
Katarzyna Czubek i krakowska klasa oboju (nie chwaląc się, po
części moje to dzieło!) Mateusz Cendlak i Dominika Stencel na
rogach.
Miły
akcent po koncercie. Z gratulacjami pojawili się państwo
Kaczmarscy. A przecież to właśnie dzięki nim i ich pionierskiemu
zespołowi Fiori
musicali zaczęto
w Polsce grać orkiestrową muzykę baroku na sposób historyczny.
Zygmunt Kaczmarski to mentor
całej generacji skrzypków barokowych, ktoś bez kogo tego
wszystkiego by nie było.
Warto
o tym pamiętać.
Lokalizacja:
Katowice, Polska
sobota, 10 marca 2018
Dni Bachowskie 2018. Dzień pierwszy. Zaczynamy ! Bach - skrzypek - odsłona pierwsza.
Jeszcze nieoficjalny początek. Oficjalną inauguracją będzie koncert orkiestrowy. Ale już gramy i zgodnie z ideą festiwalu eksplorujemy świat muzyki kameralnej, skrzypcowej i klawesynowej Bacha. Dzisiaj - zgodnie z ideą Teresy Piech zabrzmiały utwory nie należące do gatunku sonaty na skrzypce i klawesyn obbligato. Zatem Sonata na skrzypce solo BWV 1001 g-moll i trzy utwory na skrzypce i basso continuo: Sonata e-moll BWV 1023, G-dur BWV 1021 i arcytrudna Fuga g-moll BWV 1026. Niewątpliwie ten gatunek przesuwa punkt ciężkości w stronę budowy emocjonalności dzieła w kierunku partii skrzypiec, którą koleżanka z Katedry zagrała z wielkim ogniem i pasją. Muszę przyznać, że dla mnie - jako klawesynisty - olbrzymim wyzwaniem jest też odczytanie niezwykle pedantycznie zapisanej partii continuo. Pedantycznej do tego stopnia, że wskazuje ruch głosów, dźwięki przejściowe, dwojenia ... Cyfrowa tabulatura. A przecież i przy takim zapisie można pozwolić sobie na improwizacyjne uzupełnienia czy wręcz odejście od zapisanego tekstu. No i - nie stracić z oczu walorów tanecznych, emocjonalnych ...
Ciekawy jest przypadek sonaty BWV 1021. Na tym samym basie oparta jest sonata triowa G-dur BWV 1038. Poza tym to zupełnie inny utwór.
A diaboliczna Fuga BWV 1026 to już zupełny "odjazd" - skrzypcowe perpetuum mobile, a jednocześnie perpetuum mobile dla lewej ręki klawesynu.
Cieszę się, że Teresa Piech namówiła mnie na to granie i na taki program. Latami graliśmy razem w moim zespole Concerto Polacco, a teraz udało się zagrać we dwoje. Chyba po raz pierwszy.
Dziękuję.
Dziękuję też Wioletcie Wysopal za niezawodne przewracanie kartek. Bez niej, w którymś momencie, spadłyby na ziemię !
Ciekawy jest przypadek sonaty BWV 1021. Na tym samym basie oparta jest sonata triowa G-dur BWV 1038. Poza tym to zupełnie inny utwór.
A diaboliczna Fuga BWV 1026 to już zupełny "odjazd" - skrzypcowe perpetuum mobile, a jednocześnie perpetuum mobile dla lewej ręki klawesynu.
Cieszę się, że Teresa Piech namówiła mnie na to granie i na taki program. Latami graliśmy razem w moim zespole Concerto Polacco, a teraz udało się zagrać we dwoje. Chyba po raz pierwszy.
Dziękuję.
Dziękuję też Wioletcie Wysopal za niezawodne przewracanie kartek. Bez niej, w którymś momencie, spadłyby na ziemię !
Etykiety:
2018,
Bach,
Dni Bachowskie,
Florianka,
sonaty skrzypcowe,
Teresa Piech,
violin sonatas
Lokalizacja:
Kraków, Polska
czwartek, 8 marca 2018
Dni Bachowskie 2018
Po raz drugi organizuję Dni Bachowskie. Tegoroczna edycja zapowiada się wyjątkowo bogato i interesująco !
Subskrybuj:
Posty (Atom)