niedziela, 23 grudnia 2018

Porpora w Moskwie

A w ramach remanentu jeszcze migawki z koncertu z Capellą Cracoviensis w Moskwie - Germanico in Germania (Porpora)

https://www.facebook.com/inner.emigrant/videos/565653597216881/

Jeszcze o filharmonicznym Mesjaszu ...

Taki oto ciekawy wpis znalazłem na FB Kuby Burzyńskiego
Rzeczywiście, Martin Haselböck - związany przecież z ruchem historycznym - tu dyrygował solenniej, bardziej majestatycznie ... Co ciekawe, na próbach sporo pracowaliśmy nad lekkością i tanecznością, a na obu koncertach interpretacja - trochę chyba zaskakująco dla nas - poszła w kierunku pewnego monumentalizmu.
Co do znakomitego sola Krzysztofa Bednarczyka - w pełni się zgadzam !

Po wielu latach w FN pojawił się Mesjasz robiony własnymi siłami. Co wyróżniało tę produkcję, to niespodziewana praca, jaką wykonały smyczki - imponująca i... nieoczywista. Dopiero po czasie dochodziło do człowieka, że jeżeli to wykonanie trąci miejscami myszką, to raczej z powodu koncepcji dyrygenckiej (tempa, ekspresja), niż manier współczesnej, odpornej na eksperymenty orkiestry filharmonicznej. No szacunek, estetycznie wielki ukłon w stronę HIP, bez utraty godności i niezależności. Osobne brawa należą się trąbce Krzysztofa Bednarczyka, że się tak wyrażę  A klasę samą w sobie potwierdził znad klawiatury klawesynu niesamowity Marek Toporowski, bez jednej przypadkowej nuty i bez chwili nudy w najskromniejszych nawet recytatywach czy ariach. Piotr Wilczyński natomiast, świetnie registrując filharmoniczne organy, dał na nich mini koncert z chórem i orkiestrą we fragmencie All we like sheep...
A skoro o HIP mowa... Nie sposób nie wspomnieć przy tej okazji o trzech epokowych nagraniach, z dziesiątek znakomitych. Przede wszystkim o nagraniu Christophera Hogwooda z roku 1980. U nas dostępny był na początku lat 90, dzięki pirackim kasetom JOYa i potem już na CD. Zjawisko, zauroczenie, od pierwszych nut. Paul Elliott jako wzorzec eterycznego tenora bez manier, Emma Kirkby jako głos tak naturalny, że aż boli, David Thomas retoryczny i potężny, Carolyn Watkinson niedoceniana w tym gronie, ale z perspektywy lat zdecydowanie godna pochwał, orkiestra cudownie brzmiąca, chór chłopięcy nie jakoś powalający, za to ogromnie klimatyczny. Całość zaś miała w sobie jeszcze coś ponadto, poza nutami i parametrami. Chyba do dziś nie do pobicia pod względem klimatu, czystości przekazu, braku nadęcia, sterylności z dużą dozą ciepła. Obok albumu CD powstało całościowe video, różniące się nieco detalami.
Na kolejne tej wagi nagranie trzeba było poczekać do 1997 roku, gdy niechętnie, acz z morderczą precyzją zabrał się za Mesjasza Paul McCreesh. Modelowe pod każdym względem - retoryki, solistów (Charles Daniels! Susan Gritton!), orkiestry i przede wszystkim bosko perfekcyjnego chóru. Co ciekawe, punktem wyjścia była tu ta sama wersja partytury, co u Hogwooda (Foundling Hospital), tym większa frajda w porównaniach. Jeżeli ktoś chce odważnego, wirtuozowskiego Mesjasza ale bez zbędnej brawury i przejaskrawień - nie ma lepszego wykonania. I to może być także wadą tego nagrania, takie dotarcie do ściany w kwestii, na co stać najlepszych możliwie wykonawców barokowych w Mesjaszu.
Wkrótce po tym, w 1999, pojawiła się produkcja tak śmiała, że aż niewyobrażalna. Przede wszystkim pomyślana jako ścieżka dźwiękowa do filmu autorstwa Williama Kleina, poruszającego najróżniejsze struny ludzkiej wrażliwości społecznej, religijnej czy politycznej. Właśnie ze względu na film, pojawiają się tam muzyczne wtręty z innej bajki - a to chór afrykanerów, a to więźniowie śpiewający fragmenty Mesjasza między wykonaniem głównym, jakim jest wersja Marca Minkowskiego. I to właśnie jemu oberwało się najwięcej za to, co zrobił z partyturą Haendla. To jazda bez trzymanki, spacer - lub raczej: bieg - po linie nad przepaścią, teatr operowy bez oglądania się na dotychczasową tradycję, epatowanie ekstremami temp, ekspresji, dynamiki, estetyki. Przy pierwszym słuchaniu może się zdawać, że ktoś puścił chóry w przyspieszonym tempie (począwszy od pierwszego, And the glory, z kulminacją szaleństwa w turba He trusted), ale gdy wejdzie się głębiej w tę koncepcję, szuka się potem jej echa w każdym kolejnym Mesjaszu, jakiego się doświadcza (tryle w Behold the Lamb! W końcu selektywne triole w Why do the nations! Ponadczasowe He was despised). Bo tak jak Klein zadał w swym filmie wiele milczących pytań-oskarżeń, Minkowski przekroczył wiele muzycznych granic, jakby mówił: serio? tak żeście zaskorupieli w swych wygodnych wykonawczych konwencjach? posłuchajcie, o czym może być ta muzyka. Dla mnie remedium na wszelkie "tak powinno się grać barok". Czysto ecowskie "ma gavte la nata". Niestety, w sieci nie ma filmu, bez obrazu szok wydaje się jeszcze większy 

sobota, 22 grudnia 2018

Nowa płyta REVERSIO. Baroque with a Difference. Litewskie birbyne w akcji.


Chyba nie ma piękniejszego dętego instrumentu niż ten litewski klarnet. Cudowne brzmienia, można posmakować na :
https://promo.theorchard.com/kxpK8iKqoHEfESMEx1Ny

Dwa razy Mesjasz



Koncerty w Filharmonii (Narodowej) mojego rodzinnego miasta są dla mnie zawsze wyjątkowe.
To miejsce, które w niewielkim tylko stopniu się zmieniło. Miejsce, w którym jako młody człowiek - uczeń, student,  - bywałem wciąż i wciąż, które było dla mnie synonimem muzycznego luksusu, wielkiego świata; miejsce, które ukształtowało moje marzenia o karierze muzyka. Że ja też kiedyś ... tam ...no właśnie ...
Są już w Polsce efektowne, nowoczesne, dopieszczone akustycznie sale koncertowe. One jednak tradycję bywania dopiero budują.
Filharmonia Narodowa ustępuje na pewno pod wieloma względami tym nowym miejscom; swojej tradycji na nowo budować jednak nie musi. Ta tradycja już jest, a ja osobiście mam moją własną historię wysłuchanych i zagranych tu koncertów, spotkań i fascynacji.
Ciepłe i bliskie to dla mnie miejsce.
Niesamowite jest też spotykanie ludzi, których znam jednak bardziej niż przelotnie; spotkanie z kolegami ze szkoły, muzykami, którzy brali udział w firmowanych przeze mnie projektach oratoryjnych z czasów Sine Nomie & Concerto Polacco ... to nawet trudno określić, ale tak - jestem warszawiakiem!

Mesjasza gram już w FN po raz drugi; według programu ostatni raz - 17 lat temu - z Kazimierzem Kordem; wielkim propagatorem muzyki oratoryjnej.
Drugi raz grałem również z Martinem Haselböckiem - ostatnio "Pory roku"Haydna dwa lata temu.
Dyrygent sporo mówił o budowaniu dramaturgii Mesjasza. Co ciekawe: piątkowy i sobotni koncert właśnie pod tym względem; zupełnie różnego narastania emocji, innego rozłożenia punktów kulminacyjnych; bardzo się od siebie różniły.
Dużo mocnych punktów: soliści, świetnie brzmiący chór, wiele znakomicie wykonanych partii instrumentalnych; pozwalam sobie jednak selektywnie wyrazić mój subiektywny podziw dla kunsztu mojego przyjaciela - Piotra Wilczyńskiego, który fantastycznie okiełznał wielkie filharmoniczne organy nadając temu wykonaniu rzadko spotykaną moc i wielkość.




czwartek, 20 grudnia 2018

Mesjasz z Martinem Haselböckiem

Bardzo cieszę się już na ten koncert. Każde spotkanie z Martinem Haselböckiem w roli dyrygenta  jest okazją do wzięcia udziału w doskonale przygotowanym przedsięwzięciu oratoryjnym. Haselböck emanuje radością muzykowania; a dobrą atmosferę i entuzjazm potrafi przekazać dalej. Sporo o wykonywanej muzyce opowiada znajdując w niej ciekawe skojarzenia, jednocześnie nie przerywa co chwilę, daje pograć i rozkręcić się. Uwagi dotyczą zawsze muzyki, nie są nigdy oceną czy krytyką ... niby oczywiste, a jednak ...
Potrafi zbudować brzmienie orkiestry, a co dla nas - klawiszowców ważne - zdaje też sobie sprawę ze znaczenia klawiszowego continuo i wie jak wkomponować je w całość by było bardziej efektywne i efektowne.

Zachęcam do słuchania internetowej transmisji na youtubowym kanale Filharmonii Narodowej. (sobota 22 grudnia 2018).

https://www.youtube.com/watch?v=4VKlLSxhrFs

sobota, 17 listopada 2018

Anioł i diabeł. Christoph Urbanetz we Floriance.


Ważny i przyjemny dla mnie koncert. Christoph Urbanetz jest nie tylko pewnym i niezawodnym wykonawcą, potrafi również porwać publiczność fascynującą interpretacją. Po raz kolejny zdałem sobie sprawę jak ważna jest we francuskiej muzyce - narzucającej przecież w dużym stopniu sztywny gorset reguł i zasad - osobowość wykonawcy.
Christoph znakomicie ułożył program, udało mu się też utrzymać dramaturgię wieczoru od początku do końca.
Zastanawiałem się - czy jest bardziej Aniołem wioli jak Marin Marais, czy diabłem jak Forqueray. W obie role wcielał się jednak z równym powodzeniem!

czwartek, 25 października 2018

Już jest! Lietuviška Birbynė



Właśnie ukazała się "fizyczna" wersja dostępnej już od pewnego czasu cyfrowo płyty zawierającej muzykę XVII wieku ze źródeł polskich i litewskich. Jej niecodzienność polega na tym, że w roli instrumentów sopranowych wystąpiły litewskie klarnety birbynė (Darius Klišys i Eugenijus Čiplys); instrumenty bardzo przypominające brzmieniem renesansowy cynk, bardzo naturalnie wpisujące się jednak w estetykę tej muzyki, nadające też płycie specyficznie litewski koloryt. Grając z litewskimi kolegami zawsze mam wrażenie, jakby grali na instrumentach, na które właśnie została napisana ta muzyka. Tym bardziej, że staraliśmy się o stylowość w wielu aspektach (m.in. temperacji...) 

Poza  tym - fantastycznie jak zwykle grający na wioli Krzysztof Firlus, oraz my - Irmina i Marek na instrumentach klawiszowych. Tych ostatnich jest sporo: włoski klawesyn, lutniowo brzmiący klawesyn wirginałowy firmy Scheer & Vogel, zbudowany przez nas maleńki szpinecik, pozytyw i cudnie "ustawione" pod względem intonacji i temperacji przez Tomasza Orlowa małe organy kościoła św. Jana Nepomucena w Brennej Leśnicy. 
Słuchacze znajdą na tej płycie wiele XVII-wiecznych przebojów: canzony Mielczewskiego, canzony i concerti Jarzębskiego, utwory z rękopisu 10001 Bibl. Jagiellońskiej, dużo małych kompozycji z Tabulatury Oliwskiej (Braniewskiej) i tzw. Tabulatury Żmudzkiej. Wreszcie utwory Tarquinio Meruli, który w Polsce działał. Małe acz interesujące  kompozycje klawiszowe wiele zyskały jako preludia, postludia i intermedia do większych kompozycji kameralnych. Świetnie jak zwykle sprawdził się w warunkach nagraniowych wirginałowy klawesyn, znakomity w muzyce późnego renesansu. Bardzo zadowoleni jesteśmy też z Irminą z nagrania 3 canzon Jarzębskiego rozłożonych między klawesyn wirginałowy i szpinet, brzmienie przypomina consort lutniowy ...
Przede wszystkim udało się chyba zrealizować płytę "do słuchania", zgrabną miksturę różnych brzmień i składów pokazującą bogactwo inwencji i szlachetne piękno muzyki późnego renesansu. 
Jestem dumny, chyba jedno z ładniejszych nagrań muzyki tego okresu ...

PS Płyta pokazana została po raz pierwszy wczoraj (24.10.2018)  w Marijampolu przy okazji koncertu złożonej z polskich i litewskich muzyków orkiestry festiwalowej. Tu graliśmy też późniejsze utwory, w których birbynė były w niektórych utworach "cynkami", w niektórych "barokowymi obojami" i w obu rolach sprawdziły się znakomicie! A polsko-litewskie spotkanie zostało uzupełnione o przedstawicielkę Ukrainy (ukraiński flet prosty - sopiłka, o której już wielokrotnie na tym blogu pisałem) - Bożenę Korczyńską. Ależ świetnie grali z Krzysztofem Firlusem znany fletowo-gambowy koncert Telemanna! 

To jeszcze raz pokazuje, że muzyka jest spotkaniem. A w każdym razem spotkaniem być powinna ...

niedziela, 26 sierpnia 2018

I Warszawskie Warsztaty Klawiszowe Marka Toporowskiego ...

...zakończone!
Czytelnicy tego bloga doskonale wiedzą, że moją artystyczną idée fixe jest wędrówka między rozmaitymi instrumentami klawiszowymi. Podążam tu za wskazaniem Carla Philippa przekonanego, że dopiero połączenie gry na klawikordzie i klawesynie czyni prawdziwego klawiszowca i pozwala na pełne zrozumienie wykonywanego utworu.
Zatem – mój autorski pomysł: rodzaj warsztatów, o którym myślałem od dawna szukając miejsca dysponującego odpowiednią salą, ilością instrumentów, infrastrukturą ...
Muszę powiedzieć, że moja idea wielokrotnie podczas kursu się sprawdziła. Sam byłem zaskoczony jak szybko uczestnicy (głównie – klawesyniści!) zżywali się z organami. Szczególnie było to widoczne w czasie wycieczki, w ramach której mieliśmy okazję grać na niezwykle ciekawym instrumentarium Siedlec – włosko-hiszpańskich organach Formentelli, czułym i wrażliwym pozytywie (oba instrumenty w budynku szkoły muzycznej), sławnych kompaktowych organach Wagnera oraz przepięknym, odrestaurowanym przez Mariana Leśniczuka pozytywie w kaplicy Ogińskich. Jeszcze raz okazało się też, jak wspaniale klawikord (nawet mały i wiązany) współdziała z muzyką Carla Philippa.
Dziękuję uczestnikom z Polski, Węgier, Chin i Ukrainy oraz osobom, które przyczyniły się do możliwości zrealizowania kursu – dyrektorowi Pawłowi Skrzypkowi, Przemysławowi Lechowskiemu, pani Jolancie Jędrzejczyk. Naszym przyjaciołom związanym z organowym środowiskiem Siedlec - Małgorzacie Trzaskalik-Wyrwie, Michałowi Szulikowi, Piotrowi Woźniakowi. Szczególnie ciepło Jackowi Guzowskiemu, który czuwał nad strojem instrumentów, a przede wszystkim doprowadził do stanu grającego przepiękny fortepian Krall & Seidler z XIX wieku.

Następna edycja w dniach 25-30 sierpnia 2019 !

niedziela, 1 kwietnia 2018

W szkole muzycznej w Kielcach. Wtorek 27.03.2018


Jeszcze jedno pozytywne wydarzenie mijającego tygodnia, o którym muszę napisać.
Zaproszono mnie do poprowadzenia kursu w szkole muzycznej w Kielcach. Szkole mieszczącej się w nowym, znakomicie zaprojektowanym budynku z piękną salą koncertową i kameralną. I – choć często jest tak, że w wypadku przenosin ze starego do nowego – instytucja traci duszę, to tu wydaje się, że pozytywna atmosfera na pewno jest. Byłem pod wrażeniem poziomu i orientacji uczniów w sprawach stylistycznych.
Niewątpliwie dzieje się tak dzięki fantastycznym nauczycielom – klasy organów prowadzą Damian Konicki i Paweł Wróbel, klasę klawesynu pani Katarzyna Sroka.
Pewnym zaskoczeniem było dla mnie to, że klasy organów prowadzą też nauczanie dla uczniów szkoły podstawowej zadając kłam tezie, że zaczynać naukę na tym nstrumencie można dopiero w późniejszym wieku. Efekty są świetne!
Brawo!


sobota, 31 marca 2018

Katowickie Stabat Mater


Korzystając ze Świąt i wolnego czasu wracam do redagowania bloga i uzupełnienia go o ważne dla mnie wydarzenia mijającego, przedwiątecznego tygodnia.
Stabat Mater Pergolesiego to prawdziwe arcydzieło barokowego teatrum katolickiej muzyki sakralnej. Nawet krytyczny wobec kompozytorskiego niechlujstwa Włochów Quantz umieszcza Pergolesiego w gronie kilku nazwisk kompozytorów stanowiących chlubny wyjątek. Choć studenci wciąż przynoszą mi na zajęcia „Opracowania partii oratoryjnych” fragmenty „Stabat”, wydaje się, że w potocznej opinii dzieło to wciąż nie zajmuje należnego mu miejsca. Dlatego postanowiłem – wreszcie – zorganizować kompletne wykonanie utworu z udziałem Akademickiej Orkiestry Barokowej.
Udało się zorganizować dwa koncerty – 25 kwietnia w Sali Koncertowej AM w Katowicach i 26 kwietnia w Katedrze Ewangelickiej w Katowicach – jako projekt Akademickiej Orkiestry Barokowej AM w Katowicach.
AOB działa nieco inaczej niż znana mi doskonale również Orkiestra Barokowa AM w Krakowie. To zespół o mieszanym, barokowo-współczesnym charakterze, stanowiący znakomitą platformę do współpracy muzyków już wyspecjalizowanych, zainteresowanych dodatkową specjalizacją i tych, którzy wpadli na chwilę zobaczyć jak to jest. Fantastyczne jest to, że od czasu założenia przeze mnie zespołu to się sprawdza!
Tym razem z tej mieszanki (oprócz wszystkiego, różnej przecież za każdym razem) udało się stworzyć zespół grajacy spójnie, fantastycznie reagujący na konieczność wspólnegfo frazowania i oddychania z solistami … z próby na próbę obserwowałem jak to się buduje i… było to naprawdę budujące! Rzadko mam okazję współpracy z tak czujną i doskonale reagującą grupą muzyków. Wielka w tym zasługa Oli Radwańskiej, która jest wymarzonym dla każdego dyrygenta koncertmistrzem – w lot chwytającym każdy pomysł muzyczny i znajdującym dla niego właściwą mowę smyczka, uważnym, plastycznym dla kolegów … Ale podziękować mogę wszystkim. Ciepło, serdecznie i szczerze. Z takim zespołem chętnie pojechałbym na dłuższe tournée!
Solistki pierwszego wieczoru to Barbara Grzybek i Karolina Borodziuk. Barbara – oprócz tego, że jest świetną sopranistką – jest fantastycznym muzykiem, doskonałym kameralistą, bardzo szybko opanowującym nowy materiał. Karolina to piękny mezzosopran, zawsze inspirująca interpretacja. Skład poniedziałkowy był zupełnie inny i podobnie znakomity. Niezwykle ekspresyjna i perfekcyjna wokalnie sopranistka Kamila Nowak oraz dzielące między siebie drugą partię i podobnie znakomicie śpiewające – Dorota Strączek i dysponująca głębokim altem Maja Wielgus.
Dla dyrygenta muzyki wokalniej niezwykle przyjemny jest moment, kiedy może identyfikować się z frazowaniem, sposobem oddychania i interpretacją solistów, a przez to przekazywać orkiestrze spójny z solistami komunikat. Również pod tym względem miałem pełen komfort – ze strony całej piątki.
Uwielbiam takie koncerty – w pełni profesjonalne i w pełni pozbawione rutyny.



niedziela, 18 marca 2018

A zaraz po Dniach Bachowskich ...

Dni Bachowskie zakończone. Następny projekt w drodze :



Dni Bachowskie 2018. Dzień dziewiąty. 18.03. Już koniec. Zbigniew Pilch barokowo i romantycznie.


Opisany w poprzednim poście koncert orkiestry krakowskiej Akademii był oficjalnym finałem. Dla melomanów przygotowaliśmy jednak jeszcze deser. Wykonanie trzech z sześciu sonat na skrzypce i klawesyn obligato w dwóch wersjach: kanonicznej z klawesynem oraz redakcji Karola Lipińskiego modyfikującej w znacznym stopniu smyczkowania, proponującej alternatywną dynamikę i sugerującej zgodne z praktyką wykonawczą XIX-wieku rozwiązania wykonawcze.
Ten niezwykle interesujący muzyczny projekt zaproponował Zbigniew Pilch, który jako solista doskonale poradził sobie nie tylko z muzycznymi wyzwaniami utworów, ale również z koniecznością gry w różnych wysokościach stroju, różnymi smyczkami, na różnych instrumentach …
Partię klawesynu błyskotliwie i ze znakomitym wyczuciem wykonała Joanna Kwinta. Ja siedziałem przy Steinwayu …



To już koniec bardzo udanego, z mojego punktu widzenia, festiwalu.
Festiwalu, który ma już własną publiczność, tradycję, swoistą aurę … są słuchacze, którzy przychodzą godzinę wcześniej, siadają w sali i wsłuchują się w dźwięki strojonego klawesynu.

Na zakończenie uśmiechnięta postać Aleksandra Mocka, który wspólnie z Adamem Jastrzębskim opiekował się instrumentami.





Dni Bachowskie 2018. Dzień ósmy. 17.03. Dzień z Antoinette Lohmann.



Ten dzień stał niewątpliwie pod znakiem Antoinette Lohmann.
Niesamowite było sobotnie, poranne Matinée złożone z utworów XVII-wiecznej muzyki skrzypcowej. Po koncercie usłyszałem z ust koleżanki-skrzypaczki opinię, z którą w całości się zgadzam. „Czytamy o tych afektach, a ona je po prostu robi”. 
Antoinette jest fantastycznym, pełnym polotu i fantazji wirtuozem poruszającym uczucia, przenoszących nas już to w świat muzyki gwałtownej, już to w sferę medytacji. Widać połączenie olbrzymiej wiedzy i talentu. Antoinette dokładnie wie jak to zrobić. Znakomity punkt wyjścia dla fantazji wykonawczej i artystycznej intuicji. 
Jako organizator festiwalu wykorzystałem Antoinette w pełnym zakresie. Poprowadziła lekcje mistrzowskie, zagrała wspomniany recital (z towarzyszeniem moim i Teresy Kamińskiej), dyrygowała próbami orkiestry. Tych kilka dni zapamiętam jako nieprzerwaną muzyczną rozmowę, w czasie której to jej smyczek wodził prym, wskazywał nam drogę i inspirował nas wszystkich do coraz lepszego grania.
Wieczorny koncert był ukoronowaniem tego bogatego w wydarzenia tygodnia. Taneczna Ouverture e-moll Johanna Bernharda Bacha w uroczysty, właściwy stylowi francuskiemu królewski sposób rozpoczęła ten wieczór. Następnie zagraliśmy V koncert brandenburski, w którym oprócz Antoinette partie solowe wykonałem ja oraz przebywający na wymianie w Krakowie argentyński student Aníbal Domínguez. Dalej – cudowna polifoniczna, consortowa sonata Johanna Michaela Bacha, dla mnie najpiękniejszy utwór wieczoru. Muzyka, której słuchać by można bez końca … tak jest piękna. Autorami ego wykonania byli: Antoinette Lohmann, Anna Wieczorek (vni), Aleksandra Buczyńska (vla da g), Karol Pęcak (vcllo) i z ogromnym smakiem realizujący partię bc na klawesynie – Piotr Windak. Koncert zakończyło błyskotliwe wykonanie IV koncertu brandenburskiego, którym Antoinette Lohmann jeszcze raz pokazała że jest muzykiem perfekcyjnym i niezawodnym, prawdziwym wirtuozem.
Partię fletów prostych pięknie wykonały Michaela Pešková i Tabea Papien.
Brawa dla studentów Orkiestry Barokowej AM w Krakowie, którzy stanęli na wysokości zadania.





To był długi i piękny dzień pełen mocnych muzycznych wrażeń.
I wspaniałe zakończenie owocnego pobytu Antoinette w Krakowie. Mam nadzieję, rozpoczynającego stałe już spotkania  ...



Dni Bachowskie 2018. Dzień siódmy. 16.03. Podróż w inne światy.

Program tego koncertu stworzył się bardzo szybko. Po pół godzinie od odwołania występu (na tydzień przed) przez planowanego wykonawcę idea koncertu była już gotowa.
Pokazanie tego, co nie mieści się w wąskim obszarze muzyki dawnej. Pokazać, że muzycy związani z naszą katedrą nie są li tylko wąskimi specjalistami we własnej dziedzinie. Nasza dydaktyczna codzienność w Katedrze Muzyki Dawnej to barok. Postanowiliśmy zatem – obok barokowego mainstreamu – pokazać muzykę wcześniejszą, późniejszą, a także taką, która znajduje się obok głównego nurtu naszej działalności.
Koncert rozpoczął zatem bukiet subtelnej muzyki renesansu w wykonaniu Anny Wiktorii Swobody. Utwory Dowlanda, Diomedesa Cato, Jakuba Polaka zabrzmiały powabnie, jednocześnie pełne były artykulacyjnych niuansów. Akustyka Florianki dodatkowo przyczyniła się do wytworzenia atmosfery ciszy i piękna.
Dwa kolejne utwory – wykonane przez Adriannę Kafel (patrz też: http://marektoporowski.blogspot.com/2018/02/adrianna-kafel-i-jej-muzyczny-swiat-w.html)
na suce biłgorajskiej (będącej rodzajem fideli kolanowej) – to również muzyka wczesna – popularne Tourdion oraz Poloness i Serra z tabulatury organowej z Lund. Instrument brzmiał jasno i błyszcząco, również doskonale wpasowując się w akustykę Florianki.


Następnie Daria Kubik – swobodne i z należną sprezzaturą wykonała Cento Partite sopra Passacagli Frescobaldiego.
Płynnie przeszliśmy w rejony nieco bardziej egzotyczne. Wspólnie z grającą na ormiańskim duduku Zofią Trystułą wykonaliśmy improwizację na temat basu z arii Purcella Here the Deities approve.



Wykonana przez Katarzynę Pilipiuk (obój d'amore) oraz Annę Huszczo (klawesyn) kompozycja Juana Manuela Abrasa Pomeranian Rhapsody przeniosła nas w świat onirycznych brzmień, pomieszanych archaicznych skal dźwiękowych i efektów sonorystycznych.
Pierwszą część zakończyły klasycznie Wioletta Wysopal i Elżbieta Tompolska – studentki z klasy traverso prof. Wojciechowskiej – Premier Concert Antoine'a Dornela.
Druga część zdominowana została przez Katarzynę Pilipiuk (obój już nie-miłosny) i Annę Huszczo, które wykonały Sonatę g-moll CPE Bacha (dawniej przypisywaną Janowi Sebastianowi Bachowi) oraz łączący kantylenowe zaśpiewy oboju z jazzową po części harmonią utwór Edwina McLeans Incantations.


Publiczność z zapartym tchem wysłuchała też utworu Willema The Conspiracy of CC zainspirowanego monumentalnym obrazem Rembrandta Sprzysiężenie Juliusa Civilisa obrazującego sprzysiężenie Batawów (uważanych za przodków Holendrów) przeciw rzymskiej dominacji. Katarzyna Czubek pokazała prawdziwą maestrię w łączeniu brzmienia fletu prostego ze śpiewem sprawiając, że wykonanie to stało się prawdziwym  misterium dźwięku.

Koncerty tego typu są często długie. Tak było i w tym wypadku. Tym bardziej byłem szczęśliwy obserwując aż do końca zasłuchane twarze wielu piątkowych gości Florianki. Był to też koncert najbardziej chyba odległy od tego, co na festiwalu „Dni Bachowskie” najczęściej. Tym bardziej się cieszę, że publiczność „kupiła” ten nasz niekonwencjonalny pomysł na koncert.


czwartek, 15 marca 2018

Dni Bachowskie 2018. Dzień szósty. 15.03.2018 Bernhard Klapprott i suity angielskie.

Bernhard Klapprott - profesor Musikhochschule w Weimarze, a prywatnie mój kolega z klasy Boba van Asperena - jest doskonale znany krakowskiej publiczności, można powiedzieć, że jest to przyjaciel Katedry Muzyki Dawnej, zawsze tu miło i gorąco witany.
Błąd na łączach sprawił, że w drukowanych bookletach podaliśmy informację o wykonaniu - na jednym koncercie - wszystkich sześciu suit. To oczywiście nie jest możliwe, szczególnie w przypadku interpretacji uwzględniającej znakomitą większość powtórek ze względu na wariantywne i dodawane zdobienia. Artysta opowiedział publiczności kilka dotyczących zbioru ciekawostek; między innymi dotyczących wykorzystania przez niego wspomnianych wariantów tekstu. Przywołał też znaną z biografii Forkela opinię dotyczącą tytułu suit "uczynionych dla pewnego Anglika". Tajemnica tytułu wciąż jeszcze pozostaje tajemnicą, tym bardziej, że śladów angielskich w suitach raczej trudno się doszukać.
Piękna, kolorowa i bogata to muzyka. Uniwersalna, przemawiająca do ludzi wszystkich epok. Koncerty, w których mamy okazję posłuchać takich "kompletów"uzmysławiają to tym dobitniej.
Występ Bernharda Klapprotta nagrodzony został ciepłą owacją, po której klawesynista wykonał jeszcze Sarabandę z V Suity angielskiej e-moll.

Tymczasem nasza orkiestra, pod kierownictwem Antoinette Lohmann ćwiczy repertuar na koncert sobotni. W składach dużych i małych.









środa, 14 marca 2018

Dni Bachowskie 2018. Dzień piąty. 14.03 Kolacja na wiele studenckich rąk. Smyczkowcy i fleciści.


Festiwal „Dni Bachowskie” w założeniu opiera się na wymianie i tworzeniu połączeń. Obok siebie stają profesorowie, wykładowcy, doktoranci, studenci … wspólnie tworząc coś nowego. Są też koncerty wyłącznie studenckie, w których wykładowcy mają prawo się pokazać, ale wyłącznie w roli akompaniatorów.
Taki był właśnie koncert dzisiejszy. Dość długi, bo choć udało nam się zorganizować osobne „śniadanie” klawesynowe (patrz relację z niedzielnych koncertów) to chętnych instrumentalistów innych specjalności było też wielu. Na początku myślałem, że uda mi się napisać krótką relację z dzisiejszej „kolacji” zwróceniem uwagi na 2-3 highlighty, ale bardzo szybko okazało się, że tych highlightów będzie znacznie więcej.
Zaczęło się mocnym akcentem – Aleksandra Owczarek z wielką ekspresją, a jednocześnie szlachetnością i głębią interpretacji wykonała Sonatę Albertiniego. Znakomita (chyba najlepsza tego wieczoru i prawdziwie natchniona) była również realizacja basso continuo Andrzeja Zawiszy.
Następnie Alba Encinas wykonała bardzo dobrze leżącą na altówce transkrypcję skrzypcowej Partity a-moll Bacha (wersja altówkowa w g-moll). Ciepły dźwięk i estetyczne frazowanie były zaletami tego wykonania. 
Sonatę fletową G-dur Carla Philippa Emanuela gram już z Wiolettą Wysopal już od dłuższego czasu. Jako akompaniator  słuchałem z tyłu, ale wydaje mi się, że było to wykonanie ekspresyjne, dopracowane dźwiękowo, z bardzo dobrze utrafionymi charakterami i tempami poszczególnych części.
Trzy fragmenty z Suity Es-dur na wiolonczelę solo wykonała następnie Adrianna Kafel. Było to wykonanie świadome pod względem interpretacji i frazowania. O Adriannie Kafel więcej na tym blogu:
Pierwszą część koncertu zakończyła sonata Davida Petersena ze zbioru „Speelstukken” w wykonaniu Anny Wieczorek – skrzypaczki, którą od czasu jej koncertmistrzowania w realizacji kantat Bacha przez Orkiestrę Barokową AM Kraków bardzo cenię. Największe wrażenie zrobił na mnie fragment operujący smyczkowym rykoszetem przywodzący na myśl holenderskie obrazy przedstawiający chodzących po lodzie ludzi (metafora życia  i jego niestałości).
Kolejny mocny akcent na początek drugiej części – pełna wysmakowanych brzmień, z emocją umiejętnie dozowaną – już to oszczędną, już pełną ognia, doskonałym wyczuciem tanecznych charakterów poszczególnych części – Partita g-moll na skrzypce solo Vilsmayra. Cudowne wykonanie Agaty Habery. To wykonanie na długo zostanie w mojej pamięci.
Wracamy do muzyki kompozytorów stajni Fryderyka II. Ponownie piękna sonata kolegi Carla Philippa – Franza Bendy – w pełnym i pięknym dźwiękowo wykonaniu Marioli Żebrowskiej. Ponownie bardzo podobało mi się klawesynowe continuo Andrzeja Zawiszy – precyzyjne i fantazyjne w realizacji szczegółów.
Katarzyna Olszewska to jedna z najlepszych studentek Katedry Muzyki Dawnej, młoda artystka operująca w grze skrzypcowej przepięknym dźwiękiem. Jej Allemande i double h-moll Jana Sebastiana Bacha było kolejnym ważnym i poruszającym momentem tego koncertu.
Zakończenie koncertu okazało się równie efektowne. Sonatę Bibera z bardzo ciekawą scordaturą wykonała z ogromną fantazją, polotem i ogniem Zofia Wojniakiewicz. Godnym partnerem przy klawesynie był Aleksander Mocek, choć pewnie nie miał tu aż takiej możliwości pokazania klasy co w poniedziałek :
http://marektoporowski.blogspot.com/2018/03/dni-bachowskie-2018-dzien-trzeci-1203.html




wtorek, 13 marca 2018

poniedziałek, 12 marca 2018

Dni Bachowskie 2018. Dzień trzeci. 12.03. Skrzypce jak obój, klawesyn jak pianoforte.

Wyśmienity był to koncert.
Ciekawe zestawienie sonat na skrzypce i klawesyn obbligato Jana Sebastiana i Carla Philippa okazało się nie tylko dobrym muzykologicznie i programowo, ale również dobrym emocjonalnie mariażem. Koncert wciągał, i z każdą serwowaną przez artystów częścią stawał się coraz bardziej fascynujący.
Agnieszkę Świątkowską znałem do tej pory ze wspólnego grania w projektach Capelli Cracoviensis. Dzisiaj pierwszy raz słyszałem ją jako solistkę i mogę stwierdzić, że jest świetna. Powiedziała mi po koncercie, że uwielbia Carla Philippa. Było to słychać i czuć. Pięknie kształtowane frazy, bardzo ciche dźwięki przeradzające się za chwilę w huragan emocji, uwielbiana przeze mnie wokalna jakość dźwięku. Zdobienia, pomysły improwizacyjne. A wszystko to w ramach wysokiej kultury grania.
Jeśli chodzi o Aleksandra Mocka to jestem jego fanem. Przepięknie improwizowane preludia i Eingaenge tak w Bachu starszym, jak i młodszym. Cudowna fantazja improwizatora panującego nad harmonią i fakturą realizacji. Umiejętność wydobycia z klawesynu palety dynamicznej udowadniającej zbędność wynalezienia fortepianu. Po zamknięciu oczu często można było wyobrazić sobie, że gra pianoforte właśnie. A przy tym dźwięk piękny, zachwycający ...
Wielkie granie, wielki koncert.

zdj. Marek Toporowski

A skąd taki a nie inny tytuł ?
Otóż przed sonatą B-dur CPE Bacha nieco się zamyśliłem. Obudził mnie cudowny, aktywny pasaż w wykonaniu obojów i skrzypiec, godny początku symfonii. Chwilę mi zajęło zanim się zorientowałem, że grały jedne skrzypce ...
A o walorach dynamicznych gry Olka Mocka napisałem już wystarczająco. Pod wieloma efektami, miejscami chętnie sam bym się podpisał. Zatem raz jeszcze złożę mu serdeczne gratulacje.


niedziela, 11 marca 2018

Dni bachowskie 2018. Dzień drugi. 11.03.2018. Śniadanie na wiele rąk i przecięcie wstęgi otwierającej festiwal. Robert Bachara w Krakowie.


Ta piękna, wiosenna już prawie niedziela zasługiwała na dwa udane koncerty.

Zaczęło się od studenckiego matinée „Śniadanie na wiele rąk”.Na program złożyły się przede wszystkim preludia i fugi z obu części Wohltemperiertes Klavier uzupełnione o bardzo lubiane przeze mnie Preludium manualiter in g Dietericha Buxtehude (BuxWV 163) i suitę Elisabeth Jacquet de la Guerre. Wystąpili studenci-klawesyniści reprezentujący trzy klawesynowe klasy krakowskiej Akademii Muzycznej: prof. Elżbiety Stefańskiej (Zofia Satała, Klaudia Rogała), prof. Magdaleny Myczki (Piotr Windak, Nengyi Chen) i autora blogu (Maria Książkiewicz, Artur Wrona). Każdego z wykonawców znam – oczywiście w różnym stopmiu, z różnych zajęć i różnych sytuacji. Myślę, że wszyscy zagrali na swoim najlepszym poziomie. Każdy traktował klawesyn nieco inaczej, wydobywał z niego inne brzmienie, podkreślał inne aspekty muzyki. Każdemu z nich klawesyn brzmiał pięknie. Efektem było rozkoszne przedpołudnie, które dostarczyło mi satysfakcji godnej znakomitego recitalu.
Gdybym jakieś produkcje miał subiektywnie wyróżnić to były to występy Zofii Satały i Nengyi Chen. Kończąca koncert Fuga D-dur BWV 874 w wykonaniu naszej chińskiej studentki, zagrana cudownie delikatnie, wysmakowanym brzmieniem była znakomitą kulminacją koncertu.



Wieczorem – wreszcie rzeczywista inauguracja festiwalu. Pełen blasku koncert orkiestrowy. Dwa brandenburskie koncerty – I i III oraz Koncert skrzypcowy E-dur Bacha. Na sukces tego koncertu złożyło się wiele elementów. Doskonałe porozumienie dwojga prowadzących – Teresy Kamińskiej oraz Roberta Bachary. Z takim ogniem grać może tylko orkiestra z aktywną partią basową. Zaś Robert Bachara to artysta charyzmatyczny, jego swoboda „bycia” na estradzie i estradowa sugestywność udziela się wszystkim dookoła. Cały czas miałem wrażenie, że na scenie znajduje się któryś z barokowych wirtuozów skrzypiec: Vivaldi, Geminiani, może Pisendel … Robert Bachara to ktoś kto jest żywą kontynuacją tej tradycji.
Ale też dużo mocnych elementów w środku. Inny charyzmatyczny muzyk – Dymitr Olszewski – dokładający ognia gdzieś od środka. Człowiek, z którym można się zgadzać lub nie, ale który grając – zawsze inspiruje. No i fantastyczne dęte: Katarzyna Pilipiuk, Katarzyna Czubek i krakowska klasa oboju (nie chwaląc się, po części moje to dzieło!) Mateusz Cendlak i Dominika Stencel na rogach.
































Miły akcent po koncercie. Z gratulacjami pojawili się państwo Kaczmarscy. A przecież to właśnie dzięki nim i ich pionierskiemu zespołowi Fiori musicali zaczęto w Polsce grać orkiestrową muzykę baroku na sposób historyczny. Zygmunt Kaczmarski to mentor całej generacji skrzypków barokowych, ktoś bez kogo tego wszystkiego by nie było.
Warto o tym pamiętać.

sobota, 10 marca 2018

Dni Bachowskie 2018. Dzień pierwszy. Zaczynamy ! Bach - skrzypek - odsłona pierwsza.

Jeszcze nieoficjalny początek. Oficjalną inauguracją będzie koncert orkiestrowy. Ale już gramy i zgodnie z ideą festiwalu eksplorujemy świat muzyki kameralnej, skrzypcowej i klawesynowej Bacha. Dzisiaj - zgodnie z ideą Teresy Piech zabrzmiały utwory nie należące do gatunku sonaty na skrzypce i klawesyn obbligato. Zatem Sonata na skrzypce solo BWV 1001 g-moll i trzy utwory na skrzypce i basso continuo: Sonata e-moll BWV 1023, G-dur BWV 1021 i arcytrudna Fuga g-moll BWV 1026. Niewątpliwie ten gatunek przesuwa punkt ciężkości w stronę budowy emocjonalności dzieła w kierunku partii skrzypiec, którą koleżanka z Katedry zagrała z wielkim ogniem i pasją. Muszę przyznać, że dla mnie - jako klawesynisty - olbrzymim wyzwaniem jest też odczytanie niezwykle pedantycznie zapisanej partii continuo. Pedantycznej do tego stopnia, że wskazuje ruch głosów, dźwięki przejściowe, dwojenia ... Cyfrowa tabulatura. A przecież i przy takim zapisie można pozwolić sobie na improwizacyjne uzupełnienia czy wręcz odejście od zapisanego tekstu. No i - nie stracić z oczu walorów tanecznych, emocjonalnych ...
Ciekawy jest przypadek sonaty BWV 1021. Na tym samym basie oparta jest sonata triowa G-dur BWV 1038. Poza tym to zupełnie inny utwór.
A diaboliczna Fuga BWV 1026 to już zupełny "odjazd" - skrzypcowe perpetuum mobile, a jednocześnie  perpetuum mobile dla lewej ręki klawesynu.
Cieszę się, że Teresa Piech namówiła mnie na to granie i na taki program. Latami graliśmy razem w moim zespole Concerto Polacco, a teraz udało się zagrać we dwoje. Chyba po raz pierwszy.
Dziękuję.


Dziękuję też Wioletcie Wysopal za niezawodne przewracanie kartek. Bez niej, w którymś momencie, spadłyby na ziemię !



czwartek, 8 marca 2018