Ciekawe zestawienie sonat na skrzypce i klawesyn obbligato Jana Sebastiana i Carla Philippa okazało się nie tylko dobrym muzykologicznie i programowo, ale również dobrym emocjonalnie mariażem. Koncert wciągał, i z każdą serwowaną przez artystów częścią stawał się coraz bardziej fascynujący.
Agnieszkę Świątkowską znałem do tej pory ze wspólnego grania w projektach Capelli Cracoviensis. Dzisiaj pierwszy raz słyszałem ją jako solistkę i mogę stwierdzić, że jest świetna. Powiedziała mi po koncercie, że uwielbia Carla Philippa. Było to słychać i czuć. Pięknie kształtowane frazy, bardzo ciche dźwięki przeradzające się za chwilę w huragan emocji, uwielbiana przeze mnie wokalna jakość dźwięku. Zdobienia, pomysły improwizacyjne. A wszystko to w ramach wysokiej kultury grania.
Jeśli chodzi o Aleksandra Mocka to jestem jego fanem. Przepięknie improwizowane preludia i Eingaenge tak w Bachu starszym, jak i młodszym. Cudowna fantazja improwizatora panującego nad harmonią i fakturą realizacji. Umiejętność wydobycia z klawesynu palety dynamicznej udowadniającej zbędność wynalezienia fortepianu. Po zamknięciu oczu często można było wyobrazić sobie, że gra pianoforte właśnie. A przy tym dźwięk piękny, zachwycający ...
Wielkie granie, wielki koncert.
zdj. Marek Toporowski |
A skąd taki a nie inny tytuł ?
Otóż przed sonatą B-dur CPE Bacha nieco się zamyśliłem. Obudził mnie cudowny, aktywny pasaż w wykonaniu obojów i skrzypiec, godny początku symfonii. Chwilę mi zajęło zanim się zorientowałem, że grały jedne skrzypce ...
A o walorach dynamicznych gry Olka Mocka napisałem już wystarczająco. Pod wieloma efektami, miejscami chętnie sam bym się podpisał. Zatem raz jeszcze złożę mu serdeczne gratulacje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz