wtorek, 29 grudnia 2015

Leszek Kędracki

Kolejne smutne pożegnanie. Leszek Kędracki - mój profesor klawesynu z czasów warszawskich studiów. Człowiek, dla którego uczenie było pasją życia. A w każdym razie ktoś bez kogo trudno wyobrazić sobie świat polskiego klawesynu i klawesynistów.
Mieliśmy okres trudnych kontaktów. Za jego sprawą przestałem pracować w warszawskiej Akademii Muzycznej. Trochę żałuję, że różnice charakterów nie zawsze pozwalały nam porozumieć się, nie udało mi się chyba w pełni skorzystać z Jego olbrzymiej wiedzy, doświadczeń wyniesionych z ukochanych przez niego Włoch. W ostatnich latach mieliśmy ponownie wiele ciepłych spotkań. Dwukrotnie przyjeżdżał do Katowic. Szczególnie ta pierwsza wizyta - długi i spokojny kurs mistrzowski, fascynująca intelektualnie podróż przez świat skojarzeń, asocjacji,  lektur, w czasie którego Profesor garściami dosłownie rozsypywał przed nami perły wiedzy i - zostanie mi na zawsze w pamięci. Takiego będę Go pamiętał.
Moja katowicka klasa klawesynu jest niewątpliwie kontynuacją Jego dzieła.
Cieszę się, że niedawno świętował również z nami w Katowicach jubileusz 50-lecia działalności artystycznej. Nic nie wskazywało na to, że będzie to jedno z naszych ostatnich spotkań.
Jeszcze na początku grudnia spotkaliśmy się na konkursie w Poznaniu. Profesor tryskał humorem, dużo opowiadał. Dla nas wszystkich - jurorów, profesorów klawesynu - był nieodłączną częścią naszego polskiego, klawesynowego świata.

Wraz nim odchodzi cała epoka.

http://www.chopin.edu.pl/pl/2015/12/zmarl-profesor-leszek-kedracki

niedziela, 22 listopada 2015

Roman Stelmaszczuk. Роман Стельмащук (1965-2015)


Zmarł właśnie we Lwowie. Dla nas - polskich muzyków, którzy gościli na Festiwalu Muzyki Dawnej, którego był założycielem, organizatorem i spiritus movens - jest to wiadomość niezmiernie przygnębiająca.
Roman Stelmaszczuk zrobił wiele dla tego, aby lwowski festiwal stał się miejscem spotkania muzyków z Ukrainy i innych krajów Europy. Wschodniej i zachodniej. Bardzo wiele uczynił dla współpracy z Polską, świetnie zresztą po polsku mówił...
Powiem tylko, że dla mnie ta strata jest stratą osobistą. Po prostu trudno mi sobie wyobrazić, że już Go we Lwowie nie spotkam. W "moim Lwowie" był czymś stałym i niezmiennym, kimś bez czyjej obecności mój pobyt byłby nieważny.
 Na tym blogu nie będę powtarzał danych biograficznych. Zresztą ich nie mam. W internecie jest bardzo mało informacji. Chyba zadanie dla ukraińskich przyjaciół, aby stworzyć hasło w wikipedii. A może - ktoś z Was da radę mi coś podesłać? Chętnie na tym blogu zamieszczę.
W internecie znalazłem chyba tylko dwa zdjęcia.Tu wklejam to mniej piękne, ale chyba bardziej oddające to, jakim Go pamiętam.

O prowadzonym przez niego zespole "A Capella Leopolis" pisałem już wcześniej :
http://marektoporowski.blogspot.com/2015/05/a-capella-leopolis-w-warszawie-koscio.html

Śpij spokojnie. Niech Aniołowie zawiodą Cię do raju pełnego muzyki.
Вічна пам'ять.

sobota, 29 sierpnia 2015

Prezydent Duda w Berlinie

Myślę, że wszystkim spadł nieco kamień z serca. Wizyta prezydenta Dudy w Berlinie nie wywołała silniejszych emocji i nie przyniosła ze sobą - przynajmniej na poziomie werbalnym - reorientacji naszej polityki względem naszego najważniejszego sąsiada.
Uważam jednak, że słowa dotyczące Ukraińców dowodzą bądź niezrozumienia bądź celowego manipulowania faktami.
Porównanie migrantów z Ukrainy - nawet tych, którzy w Polsce pracują nie ze względów ekonomicznych, a rzeczywiście stali się ofiarą konfliktu we wschodniej części kraju - jest głęboko nieuzasadnione.
Mamy tu do czynienia z krajem o wysokim poziomie edukacji i niewspółmiernym do niego poziomie życia obywateli. Z krajem, którego obywatele posługują się podobnym do polskiego językiem (bądź językami - stąd niewielka bariera rozumienia i adaptacji do polskiej kultury). Z krajem, którego część wchodziła w skład dawnej Rzeczpospolitej (nie chodzi mi o ponowne zawłaszczanie, a tylko o wskazanie na wspólne korzenie, ideały i dużą część systemu pojęć i wartości - to bardzo widoczne w zachodniej części Ukrainy).
Po prostu stało się tak, że ludzie o podobnej do naszej kulturze znaleźli się w mniej sprzyjających warunkach. Czasem tylko w wyniku takiego, a nie innego ustawienia po wojnie granic!
Porównanie z emigrantami z Afryki jest głęboko nieuczciwe i trudno się dziwić, że odbierane jest w Niemczech, które czynią konkretne wysiłki dla zrobienia czegoś dla tych "trudnych" emigrantów, jako wykręcanie się Polski od problemu.

Musimy spojrzeć na Ukraińców jako na tych, którzy budują nasz dobrobyt. Nawet jeśli pracują na szaro, wykonują prace, których Polacy nie chcą się podjąć. Przy oficjalnym zatrudnieniu (biorąc pod uwagę marny przyrost naturalny w Polsce) zmniejszają problemy systemu ubezpieczeń.
Widzimy ich wokół nas. Często pracują ciężej niż my. Dla nas.
Porównajmy ich do Polaków pracujących niegdyś na szaro w Niemczech. Albo do tych, którzy obecnie budują dobrobyt Wielkiej Brytanii.
I - niech przyjeżdżają. Oprócz dodanej wartości ekonomicznej wzbogacają nasz polski zaścianek, czyniąc go ciekawszym i lepszym.

wtorek, 25 sierpnia 2015

Niewdzięczni Ukraińcy

Źli, niedobrzy Ukraińcy...
Przecież powinni skakać z radości, że polski prezydent dołączy do rozmów i powie Putinowi; "Hola, hola!". Z właściwą własnej formacji politycznej zręcznością i znajomością postsowieckich realiów.

A na poważnie ... Jak skandalicznym trzeba być amatorem w zakresie polityki zagranicznej, aby wyobrażać sobie, że Ukraińcy nie zrozumieją, że propozycja miała na celu pomachanie szabelką na użytek polskiego wyborcy. Czy prezydent Duda miał jakiś pomysł na pomoc Ukrainie i rozwiązanie sporu? Nic o tym nie wiadomo. Przyszedł z pustymi rękami. Po prostu chciał sobie posiedzieć przy stole rokowań jak równy z równymi.
A tu taki afront.
Niestety, tak to nie działa ...
Cóż, Ukraina nie może sobie pozwolić na amatorszczyznę w kontaktach z Rosją. I dopuszczanie nawiedzonych amatorów do rozmów. Zbyt wysoką cenę miałaby do zapłacenia.

A my - jak widać - możemy.


Martine Argellies w akcji


niedziela, 26 lipca 2015

Naprawdę zdobiony klawesyn ... Martine Argellies

... a przynajmniej płyta rezonansowa.
Duża ilość pięknych szczegółów. Instrument zbudowany przez budownicz(kę ?) Martine Argellies z Montpellier. Kopia klawesynu Goujon.

























http://argellies.free.fr/menu.htm

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Jubileusz Marietty Kruzel

I ja tam byłem i wino piłem!

Marietta Kruzel jest ogromnie ważną osobą w moim życiu. To dzięki niej gram na organach. To właśnie dzięki niej zdecydowałem się być muzykiem.
Na organy - kiedy było mi 14 wiosen - poszedłem bardziej z zainteresowania. Aby rozejrzeć się w czymś nowym, nieznanym. Fascynowały mnie te dźwięki dobiegające zza czarnych drzwi w podziemiach naszej szkoły.
Marietta Kruzel była wtedy w szczytowej formie artystycznej. Była też profesorem z powołania, możnaby rzec - klasotwórczym. Im więcej pracuję w szkolnictwie tym bardziej zauważam takie klasotwórcze osoby, które swoimi działaniami są w stanie zintegrować adeptów danego instrumentu, wytyczyć uczniom cel i wskazać im obiecującą perspektywę. Skupić wokół czegoś co jest ciekawe. 

Do Pani Profesor chodziliśmy w czasie stanu wojennego, kiedy szkoła była zamknięta by pogadać. Zapraszała nas też do siebie na wspólne słuchanie muzyki organowej.
Ja w ten nowy świat organów wpadłem po uszy w ciągu roku i zostałem. Na zawsze!

Jubileusz stał się wspaniałym, wielkim i zasłużonym świętem Marietty Kruzel - jednego z Wielkich Nauczycieli. 


niedziela, 31 maja 2015

Małgorzata Klajn wygrywa konkurs Annelie de Man w Amsterdamie - 2015

Kolejna - po wspaniałym sukcesie w Pesaro Darii Kubik, Maurycego Raczyńskiego i Edyty Suchanek radość sprawiona mi przez studenta. Ostatnio ciągle coś przywożą.
Pierwsza nagroda Małgorzaty Klajn, która - w moich oczach - coraz bardziej urasta do rangi charyzmatycznego wykonawcy muzyki współczesnej. A właśnie współczesnej muzyce klawesynowej poświęcony był ten konkurs. Może uda się wkrótce wrzucić więcej zdjęć ...
Na razie dzielę się radością z czytelnikami mojego bloga.

Wielki koncert w małej sali. Gabriela Szendzielorz-Jungiewicz i fortepianowa improwizacja.

Są profesorowie-celebryci i profesorowie, którzy bez wielkiego rozgłosu realizują niezwykle ciekawe projekty. Czasem są to działania nie należące do głównego nurtu muzycznego odtwórstwa będącego główną przecież domeną naszego akademickiego kształcenia.  Gabriela Szendzielorz-Jungiewicz  należy niewątpliwie do tej drugiej grupy. Od wielu lat niestrudzenie promuje muzykę współczesną, zachęca również studentów do improwizowania w różnych współczesnych stylach.
Jestem pod wrażeniem konsekwencji, z jaką wykonuje swoją artystyczną misję.
Stąd niniejszy króciutki wpis będący wyrazem mojego uznania i sympatii dla tych artystycznych poczynań.
Dotyczy koncertu, który zorganizowała 19 maja dla studentów-pianistów. Niezwykle ciekawy i przekonywujący pokaz tego jak ciekawie można grać bez nut i w jaki ciekawy sposób można wykorzystywać elementy muzycznej literatury wykuwając z nich nowe muzyczne byty.Piszę o tym dlatego, gdyż niektórzy uważają, że improwizowanie jest tworzeniem z niczego, a sięgnięcie po wzór - to plagiat. Tymczasem tak naprawdę improwizowanie jest ciągłym dialogiem z tradycją tak oralną, jak piśmienną, dialogiem tym ważniejszym, że świadczy o żywotności danej tradycji.
Muzyk, który sam sprawdzi muzyczny potencjał danego pomysłu, motywu inaczej grać będzie przecież potem zamknięty utwór, który jest przecież jedną z możliwych hipostaz.

Mówi się, że w środowisku klasyków pianiści to najmniej improwizujący muzycy.  Dziękuję za tak przekonywujący dowód, że guzik to prawda!
A wykonawcom, którzy zainteresowali  i obdarowali mnie masą pozytywnej energii serdecznie dziękuję.
 

piątek, 15 maja 2015

A capella Leopolis w Warszawie. Kościół Ewangelicko-reformowany 14 maja 2015

Niezwykłe dla mnie przeżycie. Często razem występowaliśmy, ale prawie zawsze na Ukrainie. Znajome, przyjazne twarze... głosy, które znam i które z przyjemnością wychwytuję w skomplikowanej tkance polifonii. Dziwnie, ale i pięknie być tym razem tylko słuchaczem radującym się pięknem, którym obdarowują mnie moi ukraińscy przyjaciele.
Piękny koncert. Zaczęło się od polifonii polskiego renesansu. Nigdy nie podejrzewałbym - ja, zajmujący się taką muzyką na codzień - że do tych ściśle skonstruowanych utworów da się włożyć tyle barw. Czy jest jakiś polski chór tak śpiewający tę muzykę ? Nie sądzę ... Cudowne piana, zaczynane przez wszystkich razem, jakby z niczego. A potem narastające do cudownego, brzmiącego fortissimo.
Spokój, panowanie nad dźwiękiem. Śpiew płynący gdzieś z głębi duszy. 
Jeszcze raz potwierdzę moją teorię - zatraciliśmy naszą wschodnią część kultury. Nie zaśpiewamy dobrze muzyki polskiego renesansu i baroku jeśli tej cząstki naszej wrażliwości nie przywrócimy. Ta muzyka musi brzmieć właśnie tak!
Potem rzadko wykonywane w Polsce partesne koncerty wokalne - muzyka na rozdrożu Wschodu i Zachodu. Wenecka, wileńska i kijowska zarazem. A może trochę krakowska i warszawska? Łyk włoszczyzny, którą kompozytorzy muzyki Wschodu przyswoili sobie dzięki polskiemu pośrednictwu.
A potem klasyka - Berezowski i Wedel - ponownie przykład mistrzowskiego wprzegnięcia zachodnich technik w służbie wschodniej naturalnej ekspresji.
Na zakończenie niesłychanie przejmujące utwory Dmytra Kotka.

Piękny program. Jakże oni spiewają! Piano brzmiące niczym delikatny miód, forte - złociste, pewne niczym głos trąbek.
Ja się rozpłakałem. Publiczność oszalała z zachwytu.

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Śmierć Jezusa Grauna we Lwowie. 2.04.2015

Lwów kocham miłością wielką ... nie powiem, że niespełnioną, bo spełnia się ona coraz bardziej. Kocham je jako jedno z najpiękniejszych miejsc dawnej Polski, naturalnie ważne dla każdego chyba Polaka i jako miasto współczesnej Ukrainy - miejsce życia moich ukraińskich przyjaciół.
Środowisku propagującemu tam muzykę dawną zaproponowałem wykonanie "Der Tod Jesu" Grauna - jednego z najpiękniejszych znanych mi oratoriów. Projekt udał się wspaniale, Pięknie śpiewał chór studentów- przyszłych dyrygentów, fantastycznie grała orkiestra. Soliści dali z siebie wszystko. Entuzjazm nowego zespołu, który dopiero od niedawna próbuje swoich sił w historycznym wykonawstwie, ma oczy i uszy otwarte. Super współdziałanie instrumentów chwytających każde niemieckie słowo i przekładającego każdą sylabę  na gest smyczka.
Uskrzydlające doświadczenie.

sobota, 21 marca 2015

Chmielnicki, Pawłowski

Po trzech latach, 12 marca 2015 roku, udało się doprowadzić wreszcie do prawykonania Koncertu na organy i orkiestrę grająco-nucącą Kamila Pawłowskiego. W Chmielnickim na Ukrainie z orkiestrą kameralną tamtejszej Filharmonii pod dyrekcją Tarasa Martynyka. Pod dowcipnym tytułem kryje się głęboka i poruszająca muzyka. Koncert miał być (i jest, też!) na organy Hammonda, może takie wykonanie uda nam się jeszcze zorganizować. Kompozytor starał się odtworzyć atmosferę krypty Katedry Chrystusa Króla w Katowicach, a może raczej przekazać reminiscencje własnych przeżyć związanych z tym miejscem.
Tak naprawdę to wspaniała muzyczna katedra - wznosząca się od krypty po szczyt dachu, olbrzymia symfonia, w której organy są tylko jednym z elementów muzycznej konstrukcji.
Muzyka, przywodząca mi na myśl fantastyczną kompozytorską architekturę instrumentalnych utworów Eugeniusza Knapika (którego to Kamil jest uczniem), ale jednak niepowtarzalna i na wskroś osobista.

Po prostu wielka muzyka. Co w tym miejscu ze wzruszeniem, chyląc czoła przed kompozytorem, piszę.

Zupełnie przypadkiem stało się tak, że kończące koncert słowa "Obdarz nas pokojem" śpiewane (sic!) przez orkiestrę i organistę nabrały symbolicznego dla Polski i Ukrainy znaczenia.

A poniżej facebookowa recenzja z tego koncertu pióra Hanny Koss :

12-го березня в органному залі філармонії хмельничани слухали гру органіста із Польщі Марека Топоровського. В багатьох європейських країнах він є визнаним знавцем та виконавцем музики барокового періоду. Органіст і клавесиніст, засновник і керівник провідних польських колективів: Академічного оркестру барокової музики та камерного хору «Sine Nomine», професор музичної академії ім. К. Шимановського в м. Катовіце.
На початку програми пролунали твори показових майстрів кінця 17-го, початку 18-го століття – Франсуа Куперена та Йоганна Себастьяна Баха. Вже з перших хвилин звучання Оферторію з «Приходської меси» Куперена, стало зрозуміло наскільки високим є художній рівень виконавця. Йому блискуче вдалося передати нюанси барвистої і соковитої поліфонічної техніки французької школи, усю витонченість і тендітність її образів.
Тріо-соната № 5 Баха До мажор – надзвичайно складний твір для будь-якого органіста. Адже тріо-техніка передбачає особливу віртуозність кожного голосу. Проте на концерті здавалося, що Топоровський відтворює її легко, завдяки ясності і прозорості обраних тембрів, а також імпровізаційному драйву, який, подібно до сучасного джазу, виконавцю дозволено у межах барокового стилю.
Замилування викликала вже сама манера поведінки музиканта під час гри. Топоровський ніби «співав» чи «пританцьовував» усім тілом, намагаючись якомога виразніше передати музичні вислови. Проте його жести – далекі від показовості. Навпаки, вони походять від живого відчуття звуку та музичного діалогу твору.
Надзвичайно приємно, що у репертуарі поляка є твори українських композиторів як минулого, так і сучасності. Marek Toporowski чудово обізнаний в українському мистецтві, самотужки вивчив мову та багато концертував великими містами нашої країни. За словами артиста, український слухач приваблює теплим емоційним прийомом, якого часом бракує від європейської публіки. Увага до нашої культури втілилась в аранжуванні концерту Ре-мажор Дмитра Бортнянського, який органіст виконав разом із Камерним оркестром Хмельницької філармонії (диригував Тарас Мартиник). Припав до душі влучний мистецький жарт органіста – в каденціях концерту (які соліст імпровізує на власний смак) слухачі почули мотиви з гімну України.
Національну барву в палітрі концерту продовжили «Карпатські фрески» сучасної київської композиторки Лесі Дичко. Народні мотиви, що використані у творі, в органному звучанні досягають такого епічного рівня, який апелює до загальнолюдських проблем. Підносить або, швидше, заглиблює в неосяжні простори української свідомості.
Завершував програму твір молодого польського композитора Каміля Павловського. Сам автор був присутній у залі, адже виявив бажання відвідати Хмельницький, особисто поспілкуватися з оркестрантами на репетиціях і поділитися своїм творчим задумом.
Музика Концерту для органу і камерного оркестру присвячена одній зі сторінок історії Польщі. На думку польських гостей, наразі це співзвучно з українськими реаліями. Тривожні інтонації, щемлива, місцями дещо болісна лірика Концерту зворушила й тих слухачів, хто не звик до сучасної музичної «какофонії». Через гучні кластерні напливи пробивалась молитва «Агнець Божий, даруй нам мир», яку музиканти не тільки грали, але і проспівували хором.
В цілому, атмосфера концерту, як і сам візит зарубіжних гостей, є свідченням підтримки і співпереживання Україні. Про це вони говорили і в особистому спілкуванні з друзями-хмельничанами. Отже, вкотре переконуємось, що непересічний талант і музика, як завжди, є найкращими дипломатами, що усім несуть мир і взаємопорозуміння.
© Ганна Косс