środa, 14 maja 2014

Profesjonalna dyskusja o reformie szkolnictwa muzycznego w Polsce

Zapraszam do obejrzenia uroczego filmiku :

http://www.mkidn.gov.pl/pages/strona-glowna/uczniowie-i-studenci/zmiany-w-szkolnictwie-artystycznym/film.php

Cenny głos w dyskusji. W sumie powinniśmy słuchać dzieci. Argumenty nie do zbicia.
Jednak ten sposób wprowadzania bardzo kontrowersyjnej reformy muzycznej edukacji, która jest zagrożeniem dla - jakże niewygodnego dla urzędniczego świata - kształcenia w stystemie "one-to-one teaching", po polsku mistrz-uczeń, budzi spore wątpliwości.
Bo taki jest temat tej dyskusji - nie to czy dzieci będą grały razem, czy nie (umówmy się zresztą: aby grać razem trzeba mieć najpierw podstawowe umiejętności instrumentalne) tylko o to czy będą pieniądze na utrzymywanie kosztownego (bo opartego na kształceniu indywidualnym) kształcenia muzycznego.
Pamiętajmy, że system szkolnictwa muzycznego buduje się latami, jego największą siłą jest stabilność. Ten system jakoś się sprawdził, choć pewnie mógłby być lepszy. Przede wszystkim JEST i w naszym kraju, gdzie nie ma ani tradycji, ani warunków finansowych aby istniał system prywatnego kształcenia muzycznego taki jak w Niemczech, jest on godną ochrony wartością. Wprowadzane w nim, od wielu lat, zmiany prawie nigdy nie są zmianami na lepsze. Dlatego - z zasady - przeciwny jestem hurra-reformom.
Ja, kontestator świata tego i liberał, w tej dziedzinie opowiadam się za konserwatyzmem i stuletnim pielęgnowaniem tego angielskiego trawnika. Bez nowomody i pseudonowoczesnych eksperymentów.
A przede wszystkim - nie zgadzam się na to, aby dyskusja polegała na emitowaniu przez Ministerstwo spotów wyborczych (bo według takiego standartu wyprodukowany jest ten materiał).


Koreaż to Północna już czy ambitny kraj Unii Europejskiej ? I tu, i tam - dzieci słodkie ...
Mam wrażenie, że w peryferyjnych dla rządzących kwestiach (szkolnictwo, szkolnictwo wyższe, szkolnictwo artystyczne) - to pierwsze!

wtorek, 13 maja 2014

Kameralistyka na dawnym fortepianie w murach UMFC

Bardzo miłe zaproszenie ze strony Katedry Kameralistyki Fortepianowej i profesor Mai Nosowskiej. Konferencja naukowo-artystyczna w ostatnią niedzielę, 11 maja. Najpierw - część "teoretyczna". Referaty (czasem przedłużone przez mini-demonstrację pracy ze studentami) na tematy związane z wykonawstwem muzyki z użyciem dawnych fortepianów, a nawet klawesynu. Katarzyna Drogosz, Wojciech Świtała i Janusz Olejniczak.
A potem - fantastyczny koncert przygotowany przez studentów - doskonała demonstracja piękna fortepianu Pleyela z 1842 roku (instrument udostępniła pracownia pana Andrzeja Włodarczyka). Świetny program, doskonale dopasowany do instrumentu, znakomite wykonanie pianistów, wokalistów, smyczkowców. 

Ogromne brawa dla organizatorów!

Muzyka dawna - już tylko ?

Szanowni Czytelnicy !

Przeanalizowałem licznik wejść na ten blog i wychodzi mi, że zaglądają tu raczej ci, którzy interesują się wydarzeniami muzycznymi. Mam nieodparte wrażenie, że nie wszystkim - moje liberalne poglądy w innych kwestiach - muszą się podobać. Tak naprawdę mam wielu znajomych, z którymi pewnie nie zgodziłbym się w kwestiach politycznych i społecznych, ale których lubię, a przede wszystkim cenię jako muzyków. Chciałbym, aby też czytali ten blog mimo dzielących nas w innych dziedzinach różnic.
Dlatego postanowiłem rozdzielić moją aktywność. Tu będę pisał o muzyce. A wpisy na tematy społeczne, polityczne, religijne, czy wpisy na temat mojej ukochanej Ukrainy znajdziecie na :
http://www.tokfm.pl/blogi/okiem-muzyka


czwartek, 8 maja 2014

Paul O'Dette w Katowicach

Było pięknie i magicznie. Paul O'Dette grał jakby dla siebie, nie starając się na siłę przypodobać się publiczności. Muzykował spokojnie i w ciszy, po prostu grał pozwalając mówić Dowlandowi nie uatrakcyjniając go na siłę.
Jego lekko nagłośniona lutnia brzmiała ciepło, a każdy z głosów polifonicznych przecież kompozycji prowadzony był logicznie i klarownie.
Potem okazało się, że jest również fascynującym gawędziarzem, sypiącym zabawnymi historiami i zdarzeniami, ze swadą opowiadającym o własnych przeżyciach i spotkaniach z wielkimi artystami (którzy w jego opowiadaniach okazywali pełnymi ciepła, żywymi istotami). Podczas koncertu miałem wrażenie, że jego i Dowlanda muzyka to była właśnie takim pełna radości i przyjaźni do otaczającego świata (mimo tytułu - Dowland semper dolens) muzycznym opowiadaniem.

Ogromne brawa i podziękowania dla Katedry Gitary i Harfy i pani profesor Aliny Gruszki za to piękne spotkanie.

środa, 7 maja 2014

Deutsche Media über Ukraine. O Ukrainie w niemieckich mediach.



Wróciłem właśnie z Niemiec. Kraj – wydawałoby się – demokratyczny.
Ale jednocześnie ogromne zdziwienie sposobem, w jaki tam relacjonuje się wydarzenia na Ukrainie (wschodniej). Prorussische Separatisten – czyli obywatele państwa ukraińskiego walczący o uznanie ich rosyjskiej narodowości. Trochę dziwne, ale nikt się tam nie zająknął o tym, że ci bojownicy dyponują ciężką bronią, a giną raczej żołnierze ukraińscy, niż ci uczestnicy rosyjskiego narodowego niby-zrywu wyzwoleńczego. O żołnierzach rosyjskich w uniformach kupionych w supemarketach już ani mru-mru.
Słuchałem różnych stacji; bardzo konsekwentna terminologia. Zadziwiająco konsekwentna jak na demokratyczny kraj.

An meine deutschen Freunde
Ich bin soeben aus Eurem Deutschland zurück. Viel Schönes habe ich bei Euch wieder erlebt. Eins hat mich aber bei Euch gewundert. Und sogar erschrocken. Eure Rundfunknachrichten. In allen Berichten über Ukraine sprach man von „prorussischen Separatisten” – also (nehme ich an) von Bürgern des ukrainischen Staates, die um das Recht, dass Ihre russische Nationalität anerkannt wird, kämpfen. Hat Euch nicht gewundert, dass diese arme Kämpfer schwere Waffen zur Verfügung haben? Woher? Wusstet Ihr nicht, dass dort Einheiten der russischen Armee eingesetzt wurden? Dass es in diesem Krieg hauptsächlich ukrainische Soldaten ums Leben gekommen sind? Warum vertreten Ihre Media die Position eines russischen Ex-Spions? Seid Ihr nicht gewundert, dass man bei Euch so konsequent die russische Terminologie akzeptiert hat? Das ist doch wohl kein Zufall, oder?
Ich kann das verstehen; Ukraine ist für Euch zu weit und Euer Staat will die deutschen Interessen verteidigen. Mein Staat ist auch nicht dafür, mit Russland zu kämpfen. Aber eigenen Bürgern sollte nicht gelogen werden.
Ihr müsst es wissen, an diesem Punkt hat Eure – ansonsten gut funktionierende Demokratie – eine Schwäche.

Polska dla urzędników. Gorzkie refleksje pięćdziesięciolatka.



Myślę, że wielu Polaków, którzy tak jak ja cieszą się z europejskiego umocowania Polski i nie tęsknią za PRLem (choć ostatnio, kiedy zobaczyłem pięknie odrestaurowane Fiaty 125p, łezka w oku się zakręciła...) jednocześnie odczuwa spory niedosyt. To nie jest niedosyt typu PISowskiego zakładający spiskowy charakter obecnych rządów, ale niewątpliwie nie da się ukryć, że z tą polską demokracją coś nie tak.
Pamiętamy entuzjazm pierwszych lat po upadku komunizmu, siermiężny porządek dawnego systemu zastąpiony bałaganem małego handelku na polowych łóżkach, nie zawsze legalnych interesów ... dawne prawa przestały działać – nieskrępowana, nieograniczona i czasem nieokiełznana wolność ... Ale też poczucie, że sprawy idą w dobrym kierunku. Innym kierunku.
Ale proszę się zastanowić ... Czy reforma, a wręcz kolejne reformy naszej służby zdrowia to krok w kierunku cywilizowanego kapitalizmu, zachodnich demokracji i pożądanego przez nas wszystkich standartu życia? Instytucja lekarza pierwszego kontaktu to przecież nic innego jak apoteoza typowej dla komunizmu rejonizacji. Imperium rzymskie przypisało w pewnym momencie kolona do ziemi, a nowe państwo polskie pod kłamliwym szyldem reformy – pacjenta do jednej przychodni.
Idźmy dalej; pamiętam, że w pierwszych latach wolnej Polski siermiężne PKP poprawiało jakość usług. Dziś pogarsza. Czy naprawdę musimy wybierać między transportem drogowym, a szynowym? Niemcy zbudowały swoją pozycję hegemona gospodarczego na wzajemnej komplementarności jednego i drugiego, a przede wszystkim rozumieniu transportu jako infrastruktury, a nie kilku mających przynosić zyszczki spółeczek. Tu – ponownie kłamstwa ... Kupujemy pseudo-pendolino-śmendolino, które ma być droższe, a jeździ tak samo szybko jak pociągi 10 lat temu. (choć jeszcze nie wiemy czy tak się stanie? Może wcale nie będzie szybciej?) Pamiętam. Jeżdżę na tej trasie od ponad 20 lat. Aby uzasadnić zakup, EIC z Warszawy do Katowic odpoczywa sobie obecnie 15 minut w Zawierciu. Czyż nie jest tragiczne, że nasi posłowie (poruszający się zapewnie własnymi wózkami) nie rozumieją, że poziom kolejnictwa = poziom cywilizacji?
Jako artysta i profesor akademicki  nie mogę nie napisać o ostatnich wspaniałych dokonaniach w zakresie pobieralnictwa podatków. Chodzi mi m.in. o to, co zrobiono z  kosztami uzysku dla umów o prawa autorskie. To naprawdę nie tylko dochody (jak zapewniano kłamliwie) zarabiających krocie artystów estradowych, ale również np. wykładowców uniwersyteckich. Najbardziej wścieka mnie to, że nie wahano się wskazać palcem tej grupy darmozjadów, która przecież, jak ogólnie wiadomo, „sobie” gra, występuje, uczy ... To przecież nie jest poważna praca.
A może rzeczywiście w dobie ogólnie dostępnego internetu profesor nie powinien kupować książek?

Widzę pozytywne zmiany również. Mam jednak wrażenie, że na fali budowy państwa prawa zbudowano państwo litery prawa dbające o urzędników i hodujące coraz większą ich rzeszę. Najgorsze jest to, że zakrólował sposób myślenia polegający na okopywaniu i zabezpieczaniu się kolejnymi aktami prawnymi. Tak naprawdę przestało być chyba ważne dokąd zmierzamy; biurokracja kieruje się własną logiką. Własnego bezpieczeństwa i własnej wygody. I chyba warto głośno powiedzieć, że ta logika czyni z nas kraj drugiej europejskiej ligi. Innowacji i innowacyjności nie da się bowiem zadekretować kolejnym aktem – choć z mojego własnego poletka mogę podać tysiące przykładów prób takiego regulowania. (Kolejni decydenci myślą, że jeśli profesor napisze dwa razy więcej stron o tym jak wspaniale uczy mową trawą wymyśloną przez jakiegoś popaprańca i czego wspaniale uczy to tak będzie).
Nie da się również zadekretować komfortu życia. Taki komfort może być w bogatym i w biednym kraju; szczęście i dobrostan nie są prostą pochodną ilości pieniędzy.

Taka mała, gorzka niestety refleksja ogólna. Pewnie dość banalna. Co nie znaczy, że fałszywa. Moim zdaniem zgubiliśmy szlak. Tylną drogą wrócił komunizm wraz z typową dla niego mentalnością.