niedziela, 20 lipca 2014

Długa Kościelna. Jeruzal.

Mała relacja fotograficzna z koncertów organowych (z solidną "wkładką kameralną" utworów na ukraińską sopiłkę wykonywanych przez Bożenę Korczynśką) w Długiej Kościelnej i Jeruzalu. To było 13 lipca.
Koncerty zorganizował mój przyjaciel, wieloletni solista wielu firmowanych przez Concerto Polacco projektów (choćby moje ulubione w naszym dorobku nagranie Completorium i innych utworów Gorczyckiego, partia Pijaszki w operze Hollanda "Agatka" i wiele, wiele innych wspólnych nagrań i koncertów), a obecnie dyrektor Domu Kultury w Mrozach i animator życia kulturalnego tego regionu - Mirosław Borczyński.
Organy w Długiej Kościelnej to bardzo udane, nawiązujące do ideałów barokowych instrumentów dzieło firmy Kamiński. Budowniczowie spożytkowali doświadczenia zebrane dzięki inspiracji wyniesionej z dwóch historycyzujących instrumentów w Katowicach - klasycznych organów francuskich w kościele Opatrzności Bożej w Katowicach-Zawodziu oraz organów "północnoniemieckich" w kościele św. Rodziny w Katowicach-Brynowie. Kolejny udany instrument powstały z inspiracji prof. Juliana Gembalskiego - jakże ważnej dla budownictwa organów w Polsce! Niezwykle udany kilkunastogłosowy instrument. Akustyka dość trudna, mimo klasycznej bryły kościoła o przyjemnej, eklektycznej architekturze.
W Jeruzalu (to własnie serialowe Wilkowyje - tu właśnie znajduje się sklep ze sławnym mamrotem) - XIX wieczny malutki instrument warszawskiego budowniczego Stanisława Przybyłowicza. Szkoda, że nie dotrwała oryginalna dyspozycja. Organy (sądząc z manubriów rejestrowych) podlegały przynajmniej dwóm istotnym zmianom dyspozycji (zmiana głosu 8' - Flute harmonique na 4' i 4' na 2') co chyba dość istotnie zmieniło estetykę instrumentu. Bardzo światły i zorientowany w problematyce opieki nad zabytkami Ksiądz Proboszcz dbający  o to, aby instrument dobrze funkcjonował. Piękne wnętrze drewnianego kościoła, duża satysfakcja dla grającego.

Jak zwykle okazało się, że to współwykonawczyni koncertu lepiej ustawiła się do wykonywanych przez Mirka Borczyńskiego w trakcie koncertu zdjęć. Niech będzie zatem ozdobą kolejnej odsłony tego bloga!








wtorek, 15 lipca 2014

„Actéon” w Starym Sączu

„Actéon” Marc-Antoine’a Charpentier to niezwykle ciekawe dzieło operowe. Pod skromną nazwą „pastorale” czy „opéra de chasse” kryje się de facto niezwykle głęboki moralitet o losie człowieka rzuconego w świat targany namiętnościami bogów (władców?). Ostatnie kwestie Junony niezwykle jasno definiują przywilej władcy. Wymierzona Akteonowi kara (wynik uknutej przez Junonę-Herę intrygi sprawiającej, że kara wymierzona zostaje rękami Diany-Artemis) wynika nie tylko z chęci pomsty za małżeńską zdradę Jowisza-Zeusa z Europą, ale również z przekonania, że jest również sposobem okazania wielkości i potęgi.
O tym, że ambicją Charpentiera było coś wiecej niż napisanie skromnego divertissement na zakończenie sezonu myśliwskiego świadczyć może muzyczna stylistyka dzieła, które od świeckości nawiązującej do programowych chansons Jannequina przechodzi do stylu, który znamy z wielkich religijnych fresków kompozytora (jakże zainspirowanych rzymskim stylem Carissimiego).

Wykonany przez nas 10 lipca Actéon to ciekawa pozycja w koncertowym dorobku Concerto Polacco. Bardzo dobra współpraca z niezawodnym Subtiliorem Piotra Zawistowskiego i solistami. Partię Akteona wykonał jak zwykle wyraziście Jakub Burzyński, Dianę z urokiem młoda spiewaczka – Barbara Gładysz-Wszołek, w postać Junony w przejmujący sposób wcieliła się Anna Zawisza, a pieśń nimfy wykonała Marta Wróblewska.

Cieszę się też, że znów mogłem zagrać z niezawodną (powtarzam słowo, ale tak właśnie jest) Judytą Wroną-Tupczyńską, która brała udział w wielu wcześniejszych przedsięwzięciach pod szyldem Concerto Polacco. 

niedziela, 6 lipca 2014

Dwudziesty kurs w Koszalinie dobiegł końca

Jesteśmy chyba oazą stabilności w tej naszej niespokojnej rzeczywistości reform i ciągłego majstrowania przy rzeczach podstawowych. Wczoraj dobiegło końca nasze coroczne organowe spotkanie w Koszalinie.
Już od dwudziestu lat wspólnie z Bogdanem Narlochem organizujemy letnią akademię organową. Kurs ten jest zresztą właśnie Jego inicjatywą i pomysłem. Po kilku latach mojego monopolu na uczenie pojawiły się środki (skromne, uzupełniamy je naszym osobistym urokiem!) umożliwiające zapraszanie gości z zagranicy – wybitnych specjalistów specjalizujących się zazwyczaj w jakimś określonym wycinku organowej literatury.
Sądzimy, że to wciąż potrzebne. Kursy nie są już tak oblegane jak przed 20-30 laty, kiedy to pochodząca z krajów o większej niż nasza organowej tradycji wiedza na tle szarości oferty  edukacyjnej komunistycznych uczelni była prawdziwą atrakcją. Dziś uczniowie i studenci mogą pracować w innych warunkach korzystając z doświadczeń wielu wykształconych i nawet dokształconych za granicą nauczycieli: obytych w świecie i świetnie zorientowanych. Mają też dostęp do znacznie lepszych niż wówczas instrumentów. I oczywiście internet ... Ta łatwość dostępu jest jednak zwodnicza. Nic nie zastąpi osobistego kontaktu w wieloma specjalistami od różnych organowych „poddziedzin”. Trudno czasem jednak ocenić wartość tego, co przychodzi łatwo.  

Naszym tegorocznym zaproszonym gościem był Peter Planyavsky, wieloletni organista katedry św. Stefana w Wiedniu. Postać niezwykle charyzmatyczna, wielka postać europejskiej sztuki organowej.
Kurs ciekawie się zapowiadał i niezwykle ciekawy był. Podejście do improwizacji Planyavsky’ego jest zupełnie odmienne od znanych mi koncepcji Wolfganga Seifena, Daniela Rotha czy Tomasza Adama Nowaka. Ciekawy element w dyskusji na temat czym jest improwizacja – dużo użytecznych wskazówek dla początkujących i interesujących przemyśleń dla zaawansowanych. Praca nad prostotą i skutecznością przekształcania i obrabiania motywów: fantastyczna nauka twórczej ekonomii. Niezwykle ciekawa okazała się również część kursu poświecona sonatom Mendelssohna. Choć to uwielbiany przeze mnie repertuar dowiedziałem się wielu nowych rzeczy. Planyavsky w bardzo ciekawy sposób naświetlił związki  Mendelssohna z angielską tradycją organową, angielską hymnologią, bardzo ciekawe okazały się spostrzeżenia dotyczące koncepcji formy kompozytora.

Zaś ja – jako wykładowca kursu - oprócz zajęć a w szkole muzycznej zaproponowałem zajęcia na klawesynie pedałowym na Zamku Książąt Pomorskich w Słupsku i organach Mollina (nawiązujących dyspozycją do instrumentu z roku 1650) w kościele św. Jacka.

Sądzę, że warto było w tym rokuy przyjechać do Koszalina (i Słupska).
Mam nadzieję, że uda nam się ten kierunek działania utrzymać również w przyszłości. No, może nie przez kolejne 20 lat...