Może nawet nie chodzi tu o muzykę jako taką; ale o konkretne
zjawiska, których nie da się pomieścić w ramach precyzyjnego matematycznego
opisu.
Doświadczenie to jest dla mnie – muzyka zaangażowane w ruch
„historycznie uświadomionego wykonawstwa” czy „historycznie uświadomionych
praktyk”; w uproszczeniu tzw. „muzyki dawnej” – szczególnie ostre. Bo przecież każdy chyba się zgodzi, że między
wykonawstwem tradycyjnym, akademickim a tym „historycznie uświadomionym” jest
olbrzymia czasem przepaść estetyczna (choć ostatnie lata przynoszą coraz
większe przenikanie się postaw; fuzję poglądów, wzajemne podglądanie i wymianę
– różnie zresztą oceniane). Jeśli wybieram wykonawstwo historyczne jako moje to
dlatego, że z różnych powodów uważam je za „lepsze”, „piękniejsze”, czy nawet
„doskonalsze”.
Często staję przed potrzebą przekonania innych – nieprzekonanych,
czasem nieprzekonywalnych lub choćby wyjaśnienia muzykom „innej konfesji” skąd wzięła
się moja postawa, na jakich to filarach opieram moje artystyczne przekonania. I
nie da się tego zrobić za pomocą samych tylko suchych historycznych faktów; w
jakiś sposób muszę odwołać się do określeń wartościujących – pojęcia piękna,
czy nawet dobra, szlachetności ... Trochę tak jak dawni autorzy, którzy muzyce
przypisywali własności etyczne właśnie. Takie zaś określenia mogą jednak budzić
sprzeciw drugiej strony.
Nauka akustyki bardzo dokładnie ukazuje nam źródło takiej
dychotomii; nie da się rozwiązać podstawowych akustycznych sprzeczności za
pomocą matematyki. Wszędzie wartości niewymierne, przybliżenia ... Stąd również
siła muzycznej sztuki – ta ontologiczna „nierówność”, nieprzystawalność opisu
matematycznego do dźwiękowej rzeczywistości. Konieczność przybliżeń,
kompromisów stoi u samego podłoża muzyki.
Ostatnio „testowaliśmy” strój naturalny. Możliwy do
osiągnięcia w pewnym ograniczonym zakresie. W akordzie durowym mamy tam czyste
tercje wielkie oraz czyste kwinty. Doskonałość. Harmonia sfer. Ale – może –
trochę też nudne takie brzmienie ...
Ostatnio dużo o tym myślę. Prowadzone przeze mnie badania;
warsztaty strojenia z młodzieżą każą poszukiwać języka prostego, klarownego;
jednocześnie nieskażonego subiektywizmem rozumianym jako wykluczanie innych
poglądów z kręgu dyskusji. Ale – apelującego jednak do wyobraźni, fantazji,
wrażliwości ...
Bardzo leży mi na sercu również to, aby pisane w Polsce: w
polskich akademiach muzycznych (i jednym muzycznym uniwersytecie) prace – te
licencjackie, magisterskie, doktorskie i habilitacyjne (nazwa wbrew pozorom nie
zawsze oddaje różnicę poziomu merytorycznego) były pracami mądrymi. A praca
mądra – to praca, która nie jest pracą pseudonaukową, sztuczną, o
pseudonaukowym tytule i ułomnej konstrukcji. Pracą mylącą opinie z faktami. Często
niestety muzycy przyjmują bezkrytycznie utarte poglądy za „fizykalną”
rzeczywistość. Znam niestety wiele takich prac. Praca mądra to praca, która
może być subiektywna w sensie opisu własnego postrzegania zjawisk estetycznych,
historycznych, akustycznych ... To praca, która może być obiektywna – jeśli
przekonywująco dokumentuje fakty i wyczerpująco podaje źródło informacji.
W zasadzie banał; ale jakże często nieuświadamiany.
Zachęcam zatem piszących o muzyce do uważnej inspekcji
własnych poglądów. Określenia estetyczne stanowią budulec dyskusji o muzyce;
czasem jedyny prosty i komunikatywny sposób ujęcia, skrótowego niejako
przedstawienia złożonych zjawisk. Piszący winien jednak mieć świadomość kiedy
wchodzi na śliski grunt subiektywnych ocen i zachować w stosunku do nich
należyty dystans.