I dużo w tym moim życiu niespodzianek. I to nie takich pojedynczych, izolowanych zaskakujących wydarzeń, a „systemowych” zwrotów akcji. Wydawało się, że film podąża w jakąś stronę, a potem nagle wszystko na abarot.
Ku mojemu zdumieniu w ostatnich latach dużą część mojej
aktywności stanowiły zajęcia dla i z pianistami. Zdecydowanie częstsze są te
spotkania niż warsztaty dla klawesynistów, organistów, czy cała ta działalność
w kręgu tzw. „muzyki dawnej”. Jeśli chcecie zrozumieć dlaczego aż tak bardzo
mnie to dziwi to na początek zdradzę mały, choć pikantny szczegół ze
szczenięcych moich lat.
Warszawa. Wczesne lata osiemdziesiąte. Audycja szkolna w
szkole na Krasińskiego. Gram na fortepianie; chyba recital. Wśród słuchaczy Marietta
Kruzel - moja nauczycielka organów. Po koncercie „Gratuluję. Wolę jednak jak
grasz na organach”. Uuuups…
A teraz … Znowu grywam na fortepianie (i to nie tylko
historycznych jego odmianach); uczę, doradzam, obserwuję... Dotąd nie zdarzyło
mi się jeszcze w tej dziedzinie osądzać.
I oto stało się. Tydzień temu : Konkurs Pianistyczny im.
Haliny Czerny-Stefańskiej i Ludwika Stefańskiego w Płocku. Dla większości
kolegów-jurorów-pianistów na pewno jedno z wielu doświadczeń tego typu. Rutynowe
(w dobrym znaczeniu tego słowa). Dla mnie pierwsze; kto wie, może ostatnie ? W
dodatku ta świadomość, że przewrotną ideą organizatorów (no dobrze, tym razem
będzie z nazwiskami – Mariusza Tytmana) jest właśnie zaproszenie kogoś innego. Różniącego
się. Kogoś kto ma mieć z zasady inne zdanie. Cóż, to akurat chyba nie do końca
się udało…
Ale pomysł ciekawy i za ten pomysł dziękuję.
Nie będzie tu opisu konkursu, gry uczestników. Wielu z nich
mnie zachwyciło; zadziwiło talentem, wrażliwością. To fantastyczne, że można
tak grać. Ale nie o tym tutaj...
Co mi to dało jako klawesyniście? Klawesyn i fortepian są
jak dwaj bracia. Przez pewien czas oba instrumenty koegzystowały. Nie ma dwóch
odmiennych technik gry na fortepianie i klawesynie; klawesynista rzucający ręką
każdy akord i wpychający ręką każdą mocną część taktu (a to przywara nader
częsta, co moim studentom chętnie powtarzam) jest kiepskim klawesynistą.
Sprawdzian – usiądź i zagraj to samo na fortepianie J... Jeśli nie
kontrolujesz, bracie, dynamiki to znaczy, że twoja klawesynowa emisja dźwięku
nie jest ok.
Oczywiście muzyka XVIII wieku nie wymaga opanowania
wszystkich elementów właściwych XIX-wiecznej pianistyce. Ale grają te same
mięśnie, po tak samo (zazwyczaj) ułożonych klawiszach.
Są przynajmniej dwa typy klawesynistów. Ci, którzy uważają,
że fortepian jest dla klawesynisty zbędny i inni, którzy z zapałem wspomagają
klawiszową technikę elementami gry na fortepianie. Tak jest w moim wypadku.
Uważam wręcz, że solowe, koncertowe granie na klawesynie to niejako część nowej,
pianistycznej tradycji (albo właśnie tej starej, wspólnej tradycji klawiszowej).
Stąd klawesynista pełnymi garściami powinien czerpać z pianistycznych
doświadczeń.
A czego pianista może nauczyć się od klawesynisty? Podobno
fantazji, swobody, retoryki, recytatywności ...pewnego uwrażliwienia na styl.
Realizacji continuo...Słuchania naturalnego rezonansu instrumentu.
Mariusz Tytman to postać nietuzinkowa. Już w momencie
wejścia do jego klasy w szkole muzycznej w Płocku widać, że to szczególne
miejsce. Fortepian, uczenie fortepianu, ale również orientowanie się w tym
całym świecie skomplikowanych zależności; różnych często odmiennych poglądów to
jego pasja i misja.
Dlatego dziękuję za to doświadczenie bycia w Płocku.
1 komentarz:
No jest co czytać. Super!
Prześlij komentarz