To był chyba
nietypowy koncert. Zanurzyliśmy się w świecie muzyki przełomu II
połowy XIX i XX wieku. Pretekstem stała się demonstracja
fisharmonii Mannborg 755, która po bardzo udanej rewitalizacji
dokonanej przez Bartosza Żłobińskiego jest kolejną ozdobą
Fortepianarium.
Bartosz Żłobiński to człowiek, który profesjonalnie rekonstruuje fisharmonie, a robi
to z pasją i miłością do tego niedocenianego instrumentu.
O samym instrumencie
pisałem już na tym blogu pisałem:
ale po koncercie
wiemy już więcej co można z niego wydobyć.
Pod względem
ilościowym możliwości wydają się niewielkie – rejestry 8’ w
manuałach, 16’ w pedale. Możliwości modyfikacji brzmień
(dźwignie rejestrowe powodują modyfikację , a nie włączenie
kolejnych registrów). Róznorakie barwy tego bzyczenia są jednak
niesłychanie subtelne; grając na instrumencie i przygotowując się
do koncertu miałem trochę wrażenie obcowania z czymś analogicznym
do klawikordu; instrumencie, który ma zachwycać samego grającego
i niewielkie grono koneserów i który koncepcyjnie unika
zewnętrznego blichtru. Instrumencie, który ciepłem i mękkością
koi duszę i serce. I to od klasy muzyka, a nie zewnętrznych gadgetów
zależy to czy w warunkach koncertowych słuchacz dozna wrażenia
pełni i spełnienia.
Program koncertu
dobraliśmy wspólnie z Tomaszem Plochem (regularnie na fisharmoniach
koncertującym, a obecnie studentem moim i Marka Pilcha w katowickiej
klasie klawesynu) tak, aby – z jednej strony pokazać kameralną
domową muzykę niemiecką, z drugiej kilka klasycznych utworów
francuskich. Mnie zachwyciły utwory mało znanych niemieckich
kompozytorów – Otto Wermanna i Franza Höfera
na skrzypce w czystym i szlachetnym wykonaniu Izabeli Kozak oraz
smaczącego wspomnianymi już ciepłymi brzmieniami Tomasza Plocha.
Agnieszka Porzuczek i Tomasz Ploch wykonali fortepianowo –
fisharmoniową wersję Preludium, fugi i wariacji Francka. Wstyd się
przyznać. Od wielu lat o tej wersji wiem, słyszałem ją jednak po
raz pierwszy i zachwyciła mnie. Ponieważ Fortepianarium nie ma
obecnie fortepianu w stroju 435 Hz musieliśmy wykorzystać posiadaną
przeze mnie elektryczną Yamahę P-95. Nikt chyba jeszcze z tego
elektronicznego klawisza nie wydobył tak pięknego i
przekonywującego brzmienia. Z muzyki francuskiej była jeszcze
przepiękna komunia Panis angelicus
Theodore’a
Dubois. Na sopran (świetne wykonanie Magdaleny Polok), fisharmonię
(Tomasz Ploch), wiolonczelę (ale pisaną najczęściej wysoko –
stąd partia zostałą wykonana na skrzypcach przez Izabelę Kozak),
harfę (ja na Yamasze) i organy (Tomasz Ploch). Karolina Borodziuk –
obdarzona pięknym, mocnym altem, którym posługuje się w sposób
ekspresyjny i muzycznie poruszający – wykonała Agnus Dei
Rossiniego. Wreszcie – muzyka liturgiczna najwyższego kalibru –
Msza op. 187 Rheinbergera na 2 soprany (Justyna Łatasiewicz, Barbara
Grzybek), alt (Dorota Strączek) i organy/fisharmonię (na zmianę
Marek Toporowski i Tomasz Ploch).
Prowadzony przeze mnie w katowickiej Akademii przedmiot Opracowanie partii oratoryjnych po raz kolejny okazał się dobrym narzędziem do przygotowania niecodziennego i nietypowego muzycznego projektu …
Mam
nadzieję, że fisharmonia jeszcze wielokrotnie ukoi i uspokoi nasze
dusze.
Tymczasem
w Fortepianarium pojawił się nowy gość, 2-manuałowa fisharmonia
tłocząca firmy Philippe J. Trayser ze Stuttgartu (który
umiejętności zdobywał w Paryżu w firmie Alexandre), któą mam od kapelmistrza z Limanowej - pana Stanisława Pajora. Ciekawa
okazja do porównywania dwóch bardzo różnych podejść
estetycznych do budowania fisharmonii …
Zaraz
po przyjeździe fisharmonii Trayser w Fortepianarium zaczęło się
lać z sufitu … na szczęście byłem na miejscu. Nic bym jednak
nie zrobił gdyby nie pomoc Adama i Macieja Gburków (Kebeth studio)
, którzy razem ze mną wynosili instrumenty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz