Hipolit
i Arycja to pierwsza tragédie
en musique Rameau. Napisał ją w wieku 50 lat. Była to również pierwsza francuska, barokowa opera, którą
usłyszałem i pokochałem od pierwszego momentu.
Jednak
dopiero regularne obcowanie z „Hipolitem”
uzmysławia czym to dzieło jest naprawdę. Mitologiczny sztafaż
ukrywa głęboki dramat poplątanych ludzkich relacji; wydawać by
się mogło, że to dopiero takie działa jak „Don Giovanni”
rozpoczynają erę psychologicznej wiwisekcji postaci w teatrze
operowym. Jednak nie da się ukryć, że być może wielki francuski
dramat operowy XVIII wieku był okazją mówienia o sprawach wielkich
uczuć i emocji, opisywaniu spraw, na które w oficjalnym dyskursie
tamtej epoki nie było i nie mogło być miejsca.
Dyrygując
„Hipolitem” wciąż miałem nieodparte wrażenie, że dziełu
temu bliżej do dramatów muzycznych Wagnera niż do opery włoskiej
XVIII wieku. Aż cztery akty rozpoczynają się gęstymi fakturalnie,
mrocznymi i dramatycznymi ariami. W trzecim akcie jest to przejmująca
skarga Fedry Cruelle mère
des amours, w czwartym iście
wagnerowska aria Hipolita Ah, faut il en un jour (Ach, czyż
musi być tak, że w ciągu jednego dnia tracę wszystko co
kochałem), w piątym równie
mroczna aria Tezeusza.
Język muzyczny Rameau daleki jest od uproszczeń opery włoskiej:
wyrafinowana instrumentacja, skomplikowana harmonia, planowanie
szczegółów…
Nasza
realizacja; zgodnie z sugestią reżysera dość konsekwentnie
„obierająca” dramat z rozjaśniających, lekostrawnych,
przypudrowujących dramatyczną wymowę dzieła intermediów,
uwypukliła, wizualnie zaś przenosząca widza do współczesności,
podkreśliła ludzką stronę dramatu.
Oszczędna
i bardzo precyzyjna realizacja sceniczna Sjarona Minailo i jego
współpracowników, znakomicie wykonane partie solowe (Eamon Mulhall
i Nathan Vale- Hippolite, Nika Gorić- Aricie, Michaela Sellinger-
Phedre, Jerzy Butryn- Tezeusz, Łukasz Klimczak, Joanna Radziszewska,
Sylwia Olszyńska, Aleksander Kunach …...), cudowny zespół
wokalny złożony z muzyków współpracujących z Capellą
Cracoviensis. Wreszcie znakomita orkiestra pod wodzą niezawodnej
Agnieszki Świątkowskiej, z pewnym i fantazyjnie grajacym continuo
Aleksandrem Mockiem …
Nie dam rady wymienić wszystkich tych, którym winien jestem
wdzięczność. Podziękować chciałbym jednak wszystkim
współpracującym przy tej realizacji. To był znakomity zespół!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz