poniedziałek, 4 lutego 2019

Hippolit i Arycja - dużo o spektaklu i trochę o mnie

Last but not least – to była francuska opera barokowa w niełatwej inscenizacji, w której na widza czyhało sporo interpretacyjnych pułapek. Całość trwała dwie i pół godziny, a tymczasem nudy zero. Dla porównania – pamiętam, jak dzielnie walczyłem z zamykającymi się oczami w ubiegłym roku na Orfeuszu Charpentiera… Muzyka Rameau brzmi bardzo nowocześnie, pełna jest sugestywnych burzliwych efektów, szczególnie w akcie II (Hades) oraz IV (burza morska). Znakomicie zagrała to Orkiestra Festiwalowa z Markiem Toporowskim na czele, jednym z najlepszych krakowskich klawesynistów i specjalistów od muzyki dawnej. Fenomenalnie wyczuwał czas, pauzy między kolejnymi ogniwami i potrafił wydobyć atrakcyjność pomysłowego jak na XVIII-wieczne warunki języka muzycznego Rameau. To właśnie nieznany, nowy język muzyczny usłyszał Christoph Willibald Gluck w dziełach Rameau. Niecałe 30 lat po premierze Hipolita i Arycji skomponował Orfeusza i Eurydykę, utwór, po którym w dziejach opery nic nie było już takie samo.

Pełna recenzja Mateusza Ciupki tu:
http://szafamelomana.pl/index.php/2019/02/03/trzy-kolory-sjarona-minailo/?fbclid=IwAR02QYyhe9Qty-F1xAIbSWpUKlAcaaO0LyNmd6v5xkWgiCbcYG9Z-4lX_ZA

Brak komentarzy: