Coraz bardziej się przekonuję, że o muzyce można w Polsce napisać wszystko. Miejsce, jakie sztuka muzyczna, wiedza o muzyce zajmują w naszym społeczeństwie jest chyba tak niski, że każda bzdura, kłamstwo czy mistyfikacja mogą ujść bezkarnie.
Kilkakrotnie już ze zdumieniem przecierałem oczy czytając różne rewelacje „Wyborczej” na temat muzyki czy muzycznego szkolnictwa. Tłumaczyłem sobie to tak, że punkt ciężkości działalności „Wyborczej” to jednak walka o demokrację i sprawy zasadnicze dla naszego społeczeństwa. Przed Świętami zmuszony byłem jednak jeszcze mocniej przetrzeć oczy. Zakładam, że nie chodzi tu o spóźniony Prima Aprilis, lecz artykuł na poważnie … Chociaż muszę przyznać, że zdanie:
Szansa na to, że Leszek Możdżer spotka się z prof. Nurowskim i zagra na konferencji, była – jak z grubsza oszacowałem – mniejsza niż 1 do wieku Wszechświata wyrażonego w sekundach.
wskazywałoby na żartobliwy charakter artykułu, zakładający, że inteligentny czytelnik zrozumie, że ma do czynienia z reklamą muzycznego projektu, a nie poważnym opisem.
Oczywiście pomysł przedstawienia na konferencji naukowej koncertu wybitnego muzyka eksperymentującego ze sztucznie wykreowaną muzyczną skalą jest wciąż znakomity i bardzo oryginalny. Sądzę jednak, że wielu czytelników nie wprowadzonych w tematykę skal muzycznych, temperacji, wreszcie możliwości instrumentów klawiszowych (a zakładam, że większość czytelników takiej wiedzy nie ma i mieć nie musi) weźmie wiele stwierdzeń Piotra Cieślińskiego za prawdę. Stąd myślę, że w ramach założonej konwencji przydałby się od czasu do czasu przynajmniej mały smajlik.
Piotr Cieśliński donosi o wynalezieniu w Polsce nowego rodzaju fortepianu; fortepianu „dekafonicznego”. Na prośbę Leszka Możdżera … stworzyliśmy zupełnie nowy FORTEPIAN DEKAFONICZNY. Przeczytałem artykuł i, zaiste, zachodzę w głowę, czy naprawdę przemalowanie dwóch czarnych klawiszy na biało w starym fortepianie z odzysku plus egzotyczne nieco nastrojenie instrumentu (i przeliczenie menzur strun w taki sposób, aby nie spowodowały naruszenia właściwości statycznych instrumentu) można uznać za wynalazek.
Warto przyjrzeć się niektórym stwierdzeniom autora artykułu cytującego, jak rozumiem wypowiedź Leszka Możdżera:
10-stopniowy system jest prostszy, mózg jest mniej zajęty rachowaniem, więc czerpie większą przyjemność z muzyki.
- Dlatego proste melodie oparte na ledwie kilku akordach są na szczycie list przebojów. I z tego samego powodu jazz nigdy się tam nie znajdzie.
Myślę, że to opowiedziany na koncercie przez Możdżera dowcip. Zwróćmy jednak uwagę, że mówimy o zupełnie rożnych rzeczach. Czym innym jest ograniczenie czy nawet pewne prostactwo środków użytych w ramach jakiegoś systemu, czym innym zmiana tego systemu na zupełnie inny.
Możemy wyobrazić sobie bardzo wyrafinowaną muzykę opartą o 5-tonową pentatonikę i prymitywny utwór w 53-tonowej skali temperowanej. A czy coś znajdzie się na szczytach list przebojów to już zupełnie inna sprawa … zakładam, że muzyka w 10-tonowej skali wykorzystowanej przez Możdżera ma na to małe szanse (i nie jest to z mojej strony stwierdzenie pejoratywne w stosunku do jego sztuki!).
Dalej autor podaje, że wg prof. Nurowskiego „skala 10-tonowa ma najmniejszy komat pitagorejski”. Komat pitagorejski polega na tym, że po nastrojeniu 12 kwint czystych akustycznie wyrażonych stosunkiem częstotliwości drgań 3:2 „wylądujemy” nieco wyżej niż po nastrojeniu 7 oktaw (2:1). Istotnie, jak to zaznacza autor, w wypadku chęci ograniczenia ilości dźwięków w oktawie do 12 musimy tę róznicę w jakiś sposób uwzględnić np. pomniejszając wszystkie lub niektóre kwinty. Dziś, najczęściej ów mały muzyczny interwał rozkłada się równomiernie na wspomnianych 12 kwint odpowiednio je pomniejszając. Jest to w każdym razie wartość stała, w często stosowanym w akustyce systemie centów (100 centów oznacza półton, czyli 1/12 oktawy w równomiernym systemie 12-tonowym) wynosi ok. 23.6 centów. Zakładam, że w systemie 10-tonowym konieczna jest podobna „temperacja”. Rozumiem, że po nastrojeniu 10 analogicznych interwałów w skali 10-tonowej, które podobnie jak kwinty w systemie 12-tonowym prawie zamkną się w 7 oktawach, otrzymamy mniejszy niż pitagorejski komat; nie możemy tu jednak mówić o komacie pitagorejskim, który oznacza bardzo konkretne zjawisko w konkretnym systemie.
Fantastyczne, że muzycy i to muzycy tej klasy co Możdżer eksperymentują z alternatywnymi skalami równomiernie temperowanymi. Znakomicie, że w projekcie uczestniczą wybitni naukowcy i budowniczowie instrumentów. Reklamowanie fajnego eksperymentu jako czegoś unikalnego wydaje się jednak poważnym nadużyciem, zważywszy choćby fakt, że konstruowanie różnego rodzaju równomiernych temperacji jest po prostu ważną i wciąż podlegającą badaniom dziedziną akustyki, co autor kompletnie ignoruje. Sporo informacji na ten temat znaleźć można choćby w Wikipedii:
https://en.wikipedia.org/wiki/Equal_temperament
Dobrze,
że bardzo szybko usunięto bądź opatrzono prawidłowym podpisem
fotografie różnych instrumentów zbudowanych bądź znajdujących
się w kolekcji Andrzeja Włodarczyka (i nie mających zupełnie nic
wspólnego z „fortepianem dekafonicznym”) przedstawianych jako
nowowynaleziony fortepian. Aby nie zarzucono mi gołosłowności
wklejam tu zrzuty ekranu jeszcze z przedświątecznej soboty. Instrumenty na zdjęciach to zbudowana przez Andrzeja Włodarczyka kopia XVIII-wiecznego fortepianu Waltera oraz XIX-wieczny fortepian trójkątny ("spinet piano") z Jego kolekcji (oba instrumenty i inne odrestaurowane warto zresztą naprawdę zobaczyć!):
Powtórzę jednak jeszcze raz. Przedstawianie przemalowania dwóch klawiszy w oktawie i przestrojenia starego instrumentu nie może być przedstawiane jako wynalazek nowego fortepianu.
To jednak chyba zbyt agresywna promocja ciekawego skądinąd muzycznego projektu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz