Pięknie wyszła nam sesja prezentująca kopię fortepianu Waltera z 1782 roku – zdumiewającego dzieła Roberta Browna. Instrument, w którym nie sposób się od pierwszego wejrzenia (raczej od pierwszego dotknięcia) zakochać. Instrument o mocnym, ciepłym dźwięku, jednocześnie tak fantastycznie retoryczny i „gadający”. Ta druga cecha najprawdopodobniej dzięki specyficznemu ograniczeniu powierzchni płyty rezonansowej (podział płyty na część rezonującą i nie dobrze widać na zdjęciach).
Mógł do nas przybyć dzięki Robertowi Brownowi, dzięki któremu mogliśmy nieodpłatnie z instrumentu skorzystać oraz Katarzynie Drogosz, która go do Krakowa własnym sumptem i transportem dostarczyła.
Dobrej jakości
zdjęcia zobaczyć można tu:
Pierwszego dnia
Robert Brown dokonał prezentacji instrumentu. To, co niewidoczne na
pierwszy rzut oka (a tak znaczące dla brzmienia i specyfiki tego
modelu) zostało pokazane na zdjęciach. Potem pierwszy koncert.
Niezwykle ciekawa muzyka kameralna Józefa Elsnera, wciąż
niedocenianego w błyskotliwym wykonaniu Katarzyny Drogosz panującej
nad każdym odcieniem barwy fortepianu i jej znakomitych partnerów -
Roberta Bachary i Teresy Kamińskiej. Potem małe wprowadzenie w
świat muzyki czeskiej. Petra Matějová
w utworach
Vořiška i Tomaška.
Szczególnie sonata Es-dur tego ostatniego z przepiękną As-durową,
pełną zaskakujących modulacji częścią zrobiła piorunujące
wrażenie.
Warto
przy tej okazji, że Petra zarejestrowała komplet sonat tego
znakomitego wirtuoza fortepianu.
Zaprosiłem ją również do wygłoszenia wykładu o problematyce doboru tempa
w epoce, w której pojawił się już metronom Winkela (znany jako
metronom Mälzla, który
Winkelowi pomysł ukradł).
A
potem jeszcze dwa koncerty : Tria Ohne Worte (Joanna Owczarek,
Przemysław Wiśniewski i Maria Misiarz), w którym mogliśmy
podziwiać wspaniałe współdziałanie artykulacyjne prawej ręki
wykonawczyni z fletem (o innych zaletach koncertu nie piszę, a było
ich wiele!) oraz mój własny z udziałem mojej Żony, w którym
zaprezentowałem muzykę wymagającą innych niż wiedeńskie „zalet
charakteru”, zmuszającą do innej zupełnie pedalizacji – muzykę
londyńskiej szkoły fortepianowej. A razem zagraliśmy jeszcze
muzykę Mozarta i piękną, intymną 4-ręczną sonatę Kuhlaua.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz