Myślę, że wielu Polaków, którzy tak jak ja cieszą się z
europejskiego umocowania Polski i nie tęsknią za PRLem (choć ostatnio, kiedy
zobaczyłem pięknie odrestaurowane Fiaty 125p, łezka w oku się zakręciła...)
jednocześnie odczuwa spory niedosyt. To nie jest niedosyt typu PISowskiego
zakładający spiskowy charakter obecnych rządów, ale niewątpliwie nie da się
ukryć, że z tą polską demokracją coś nie tak.
Pamiętamy entuzjazm pierwszych lat po upadku komunizmu, siermiężny
porządek dawnego systemu zastąpiony bałaganem małego handelku na polowych
łóżkach, nie zawsze legalnych interesów ... dawne prawa przestały działać –
nieskrępowana, nieograniczona i czasem nieokiełznana wolność ... Ale też
poczucie, że sprawy idą w dobrym kierunku. Innym kierunku.
Ale proszę się zastanowić ... Czy reforma, a wręcz kolejne
reformy naszej służby zdrowia to krok w kierunku cywilizowanego kapitalizmu,
zachodnich demokracji i pożądanego przez nas wszystkich standartu życia? Instytucja
lekarza pierwszego kontaktu to przecież nic innego jak apoteoza typowej dla
komunizmu rejonizacji. Imperium rzymskie przypisało w pewnym momencie kolona do
ziemi, a nowe państwo polskie pod kłamliwym szyldem reformy – pacjenta do
jednej przychodni.
Idźmy dalej; pamiętam, że w pierwszych latach wolnej Polski
siermiężne PKP poprawiało jakość usług. Dziś pogarsza. Czy naprawdę musimy
wybierać między transportem drogowym, a szynowym? Niemcy zbudowały swoją
pozycję hegemona gospodarczego na wzajemnej komplementarności jednego i
drugiego, a przede wszystkim rozumieniu transportu jako infrastruktury, a nie
kilku mających przynosić zyszczki spółeczek. Tu – ponownie kłamstwa ...
Kupujemy pseudo-pendolino-śmendolino, które ma być droższe, a jeździ tak samo
szybko jak pociągi 10 lat temu. (choć jeszcze nie wiemy czy tak się stanie?
Może wcale nie będzie szybciej?) Pamiętam. Jeżdżę na tej trasie od ponad 20
lat. Aby uzasadnić zakup, EIC z Warszawy do Katowic odpoczywa sobie obecnie 15
minut w Zawierciu. Czyż nie jest tragiczne, że nasi posłowie (poruszający się
zapewnie własnymi wózkami) nie rozumieją, że poziom kolejnictwa = poziom
cywilizacji?
Jako artysta i profesor akademicki nie mogę nie napisać o ostatnich wspaniałych dokonaniach
w zakresie pobieralnictwa podatków. Chodzi mi m.in. o to, co zrobiono z kosztami uzysku dla umów o prawa autorskie. To
naprawdę nie tylko dochody (jak zapewniano kłamliwie) zarabiających krocie
artystów estradowych, ale również np. wykładowców uniwersyteckich. Najbardziej
wścieka mnie to, że nie wahano się wskazać palcem tej grupy darmozjadów, która
przecież, jak ogólnie wiadomo, „sobie” gra, występuje, uczy ... To przecież nie
jest poważna praca.
A może rzeczywiście w dobie ogólnie dostępnego internetu
profesor nie powinien kupować książek?
Widzę pozytywne zmiany również. Mam jednak wrażenie, że na
fali budowy państwa prawa zbudowano państwo litery prawa dbające o urzędników i
hodujące coraz większą ich rzeszę. Najgorsze jest to, że zakrólował sposób
myślenia polegający na okopywaniu i zabezpieczaniu się kolejnymi aktami
prawnymi. Tak naprawdę przestało być chyba ważne dokąd zmierzamy; biurokracja
kieruje się własną logiką. Własnego bezpieczeństwa i własnej wygody. I chyba
warto głośno powiedzieć, że ta logika czyni z nas kraj drugiej europejskiej
ligi. Innowacji i innowacyjności nie da się bowiem zadekretować kolejnym aktem –
choć z mojego własnego poletka mogę podać tysiące przykładów prób takiego regulowania.
(Kolejni decydenci myślą, że jeśli profesor napisze dwa razy więcej stron o tym
jak wspaniale uczy mową trawą wymyśloną przez jakiegoś popaprańca i czego
wspaniale uczy to tak będzie).
Nie da się również zadekretować komfortu życia. Taki komfort
może być w bogatym i w biednym kraju; szczęście i dobrostan nie są prostą
pochodną ilości pieniędzy.
Taka mała, gorzka niestety refleksja ogólna. Pewnie dość
banalna. Co nie znaczy, że fałszywa. Moim zdaniem zgubiliśmy szlak. Tylną drogą
wrócił komunizm wraz z typową dla niego mentalnością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz