sobota, 14 lipca 2012


Wyścigi na fortepianie i Bach Jan Sebastian

W ostatnich latach obserwuję ogromne zainteresowanie „stylowym” wykonawstwem muzyki Bacha na współczesnym fortepianie. Słowo „stylowy” w cudzysłowie rozumiałbym w takim wypadku (wyboru nieistniejącego czy wręcz niemożliwego  w czasach Bacha instrumentu) chyba bardziej jako stylish – wysmakowany stylistycznie, interpretacyjnie, kreatywny niż wierny wszystkim osiemnastowiecznym zasadom wykonawczym. Chociaż ...Pewnym zabawnym nieporozumieniem jest oczekiwanie, że tego typu konsultacja przyniesie owoce na jakimś konkursie pianistycznym. Związane jest to z ciągłym domaganiem się od szkół (a co za tym idzie od nauczycieli) mierzalnych wyników i punktowanych miejsc od uczniów. Bachowskie dzieła kiepsko nadają się jednak do ścigania. Jeśli pytamy o to „jak Bacha należy grać?” (czy wręcz o to, jakie obecnie OBOWIĄZUJĄ STANDARDY grania Bacha) to nie zajmujemy się muzyką samego Bacha, lecz upodobaniami tego, czy innego konkursowego jury. W Bachu – z powodów, o których niżej – możemy „ścigać się” na piękno i kreatywność – nie na szybkość, czy wierność zasadom. To ostatnie ma zresztą wydźwięk jednoznaczny i oznacza ściganie się na konformizm wobec dominujących postaci „zasiadających” tu i ówdzie. Takich wyścigów na tym blogu oczywiście nie popieram, na szczęście mam wrażenie, że to zainteresowanie pianistów jest wynikiem rzeczywistego zaciekawienia problematyką, a dopiero potem chęcią odniesienia korzyści praktycznych.
Ostatnio taka przygoda zdarzyła mi się w Szczecinku (Letni Kurs Pianistyczny) i w Koszalinie (od dwóch lat uzupełniamy kurs Interpretacji Organowej o część fortepianową). Szczególnie w Szczecinku miałem przyjemność słuchać wielu młodych, czasem bardzo młodych pianistów, którzy Bacha serwowali w sposób artystycznie przekonywujący i po prostu ładny. Stąd pewien optymizm – mimo nacisku na konkursy nauczyciele pozostają wierni dziełu rozwijania wrażliwości uczniów.
Dlaczego tak trudno ustalić raz na zawsze jak tego Bacha grać? Pierwszy powód to różnorodność klawiszowego instrumentarium, z jakim Bach miał do czynienia. Klawikord, klawesyn, a raczej różne jego odmiany, organy ... dalej : znany już Bachowi fortepian Silbermanna, Lautenwerk i kilka innych, dziś już mniej znanych instrumentów. Drugi to uniwersalizm jego muzycznego języka; wynikający po części z ogólnych zasad retoryki (rozłączność podstawowych elementów powstawania mowy – tych konstrukcyjnych: inventio, dispositio, elocutio, elaboratio z jednej i odnoszącej się do dziedziny „wygłoszenia mowy” pronuntiatio z drugiej), a po części ze świadomego działania Bacha dążącego do stworzenia działa ponadczasowego. Musimy jednak pamiętać o tym, że różne jest przyporządkowanie stylistyczne takich dzieł jak „Wohltemperiertes Klavier” i np. Suit francuskich. W tych ostatnich odejście od ścisłych reguł wykonawczych stylu francuskiego powoduje znacznie większe (i negatywne raczej) konsekwencje. 
Dla wielu współczesnych muzyków przyzwyczajonych do ścisłych wskazówek wykonawczych abstrakcyjny słownik formuł muzycznych, jakim jest „WtKl” wyzwala tęsknotę za jednoznacznym określeniem tempa, charakteru utworu. Stąd pewnie popularność dość autorytarnej wizji Mugelliniego. Czyż jednak współczesne szkolnictwo nie powinno rozwijać w większym stopniu samodzielności i umiejętności podejmowania indywidualnych decyzji artystycznych? Pytanie z mojej strony chyba retoryczne ...
Największym problemem współczesnej polskiej sztuki gry Bacha na fortepianie jest jednak pokutujące wciąż wydanie Inwencji i Sinfonii (w red. Jan Ekiera). Nie chodzi mi tu tylko o to, że proponowane wskazówki odległe są o lata świetlne od aktualnego stanu wiedzy na temat XVIII-wiecznej techniki gry. To oczywiste w wypadku edycji pochodzącej z odległych już nam czasów. Przecież właśnie w obszarze interpretacji muzyki dawniejszej lata następujące po wydaniu przyniosły wiele odkryć i zainicjowały naszą zmianę w postrzeganiu tej muzyki. Ekier w spektakularny sposób myli bachowskie „kantable Art” (śpiewny sposób gry) z typowym dla późnodziewiętnastowiecznej muzyki organowej dogmatycznie ścisłym legatem z użyciem cichej zamiany palca. Proponowane przez niego palcowania są nie tylko niestylowe; nie biorą również pod uwagę budowy formalnej i frazowania; są też niebezpieczne dla ucznia i niewłaściwe z punktu widzenia elementarnej techniki klawiszowej. Niezrozumiałe jest zatem ciągłe powielanie tego naprawdę anachronicznego już wydania przez Polskie Wydawnictwo Muzyczne. Tym bardziej, że „layout” i po prostu czytelność edycji (rodzaj i wielkość czcionki, upstrzenie tekstu zaciemniającymi obraz propozycjami realizacji ozdobników, palcowaniem, niekonkretnymi wskazówkami słownymi) woła o pomstę do nieba. Myślę, że nowe „praktische Ausgabe” – opracowanie  pedagogiczne z kompetentnymi sugestiami dotyczącymi realizacji ozdobników i palcowania jest palącą potrzebą polskiej pianistyki. Warto oprzeć takie wydanie o reguły wykonawcze z czasów Bacha, które wbrew pozorom nie są wcale egzotyczne i przestarzałe. Wręcz przeciwnie; nasze dzisiejsze myślenie o graniu „na klawiszach”, o pozycji ręki i podstawowych zasadach „pianistycznej higieny”  rozpoczyna się włąśnie od Carla Philippa Emmanuela, który sam z kolei powołuje się na osiągnięcia ojca. Na przykład nasze dzisiejsze palcowanie gam ...

5 komentarzy:

miłosz pisze...

Bardzo ciekawy wpis! Do różnych wniosków na tym polu zacząłem dochodzić w momencie kiedy mając jakieś pojęcie o historycznym graniu oraz doświadczenie z organami, klawesynem, także klawikordem usiadłem do fortepianu i postanowiłem przy nim zostać na wieki wieków (amen). Nagle pojawił się ten "problem" nagięcia wiedzy historycznej, znajomości instrumentarium bachowskiego do całkiem sporych możliwości współczesnego fortepianu. Wcale nie zamierzałem rezygnować z grania tej muzyki, ba, zapalony przykładem Goulda wziąłem się do rozsupłania problemu i odpowiedzenia sobie na pytanie, czy WOLNO mi grać Bacha na fortepianie, czy wolno mi i na ile korzystać z dawnych doświadczeń oraz do jakiego stopnia i czy w ogóle warto zbliżać na siłę fortepian do klawesynu choćby.

Zawsze traktowałem Bacha jako jednego z tych niemal totalnie ponadczasowych (choć co jasne - nie całkowicie) kompozytorów i to całkowicie usprawiedliwiało moje początkowe obawy. Nie ma to związku z odrzuceniem kolejnych odkryć i coraz bardziej historycznych, choć często przeintelektualizowanych wykonań. Owa ponadczasowość nadaje Bachowi do pewnego stopnia wymiar ponadinstrumentalny i ponadepokowy. Tak mi się przynajmniej wydawało i bardzo w to wierzyłem, jednak napisał Pan coś, co może uwierzytelnić mój autorski dekalog, mianowicie: "(...)Drugi to uniwersalizm jego muzycznego języka; wynikający po części z ogólnych zasad retoryki (rozłączność podstawowych elementów powstawania mowy – tych konstrukcyjnych: inventio, dispositio, elocutio, elaboratio z jednej i odnoszącej się do dziedziny „wygłoszenia mowy” pronuntiatio z drugiej), a po części ze świadomego działania Bacha dążącego do stworzenia działa ponadczasowego.". O jakim świadomym działaniu Bacha Pan myśli? Albo o jakim poziomie jego świadomości w tym zakresie? Są istotnie jakieś jego, czy jego synów zapiski świadczące o tym, że faktycznie nosił się z zamiarem - tu pewnie wyolbrzymię - nadania swoim dziełom statusu "ponadczasowe"? Myślano wtedy w ogóle takimi kategoriami?

miłosz pisze...

kończąc, bo nie zmieściłem się w jednym komentarzu -

Uważałem zawsze, że właśnie, cierpienie w Bachu, radość w Bachu, smutek w Bachu to nie jest barokowy smutek, barokowa radość czy barokowe cierpienie. One są między innymi barokowe, ale przede wszystkim są tak po prostu ludzkie. Kompletnie inaczej niż choćby u Brahmsa, którego brodate cierpienie jest wkomponowane w środek XIX wieku, czy Haydna czy wielu innych, dlatego to w takich dziełach paradoksalnie bardziej starałem się oddać otoczkę epoki, HISTORYCZNOŚĆ (sic), woalkę kulturową, mentalną, emocjonalną etc., bo to ten typ dzieł jest bardziej zlepiony z czasem, w którym powstały. Wielu utworów Bacha, późniejszych sonat Beethovena i dzieł z TEJ kategorii chyba nawet nie powinno się z góry rozpatrywać w sensie epokowym (wkróce będę mierzył się z op.111 Beethovena, nie bardzo wyobrażam sobie otworzyć nuty i pomyśleć: "dobrze, mamy więc późnoklasyczną, preromantyczną sonatę." Co z tego? To może być wskazówka na potem, albo do zrozumienia budowy. Co mi tu po epokowości i instrumentarium, skoro przede wszystkim to jest zapis cierpienia głuchego neurotyka w dwóch aktach.)

Problemem Bacha jest być może właśnie to, że jest pozbawiony stylu. Styl to moda, przemija. Wszyscy wiemy, że istnieje ten pierwiastek bachowski, ale nie mamy pojęcia czym on jest. Miałem okazję grać Preludium i fugę a-moll z II tomu DWK dwukrotnie przed jurorskim składem. Raz - na konkursie - wykonanie to, naznaczone piętnem na pewno większej "świadomości historycznej" przemaglowanej na potrzeby fortepianu zostało zmiażdżone i otrzymało stempelek 'nie do przyjęcia', innym razem (wstępne na studia) przyjęto je ku mojemu zdziwieniu bardzo entuzjastycznie. Tak czy inaczej powszechna świadomość, że coś się z Bachem dzieje i że "coś fajnego" można z nim robić chyba rośnie. Swoją drogą przy olbrzymim szacunku dla J.E., coraz więcej pedagogów odrzuca te stare wydania. O tyle dobrze :-)

"Wielka sztuka jest ponadczasowa, a wielki styl pozostaje ukryty. Styl, który się ujawnia z pewnością jest niedobry." Fou Ts'ong

MUZYKA DAWNA I NIE TYLKO pisze...

Bardzo dziękuję za arcyciekawy komentarz i uwagi. Postaram się odpowiedzieć w osobnym poście. MT

Bach harmonia mundi pisze...

Witam serdecznie, jestem niezwykle poruszony odnalezieniem tego miejsca w sieci. Wywiązała się frapująca dyskusja, postaram się śledzić jej losy. Wśród stawianych pytań i prób odpowiedzi, szczególnie istotne jest tutaj skierowanie uwagi na ludzki wątek zawarty w wypowiedzi pana Miłosza "to jest zapis cierpienia głuchego neurotyka w dwóch aktach". To dobry trop. Myślę, że właśnie humanizm jest kluczem do zrozumienia statusu dzieł mistrzów? Dla mnie ten Bachowski pierwiastek to "człowiek", który przeziera przez geniusz. Bach rozumiał człowieka. Tak jak pan słusznie zauważył, wszystkie emocje są u Bacha ludzkie. Dla mnie właśnie ten humanizm, ludzkie emocje splecione z genialną materią muzyczną sprawiają, że dzieła Bacha są ponadczasowe, uniwersalne.

MUZYKA DAWNA I NIE TYLKO pisze...

Ten ludzki pierwiastek Bacha został znakomicie doświetlony w nowej biografii Wolffa.
Bardzo dziękuję za przepiękny wpis, pozwalam sobie przenieść go na stronę główną; gdyż jest mi bardzo bliski.