Naród Panów
Mały remanent w głowie ... nic aktualnego...jednak rzecz,
która nie daje mi spokoju.
Może najpierw jednak małe naświetlenie okoliczności. Późny
wieczór, może dziesiąta, może jedenasta; rejsowy autobus z Ukrainy w kierunku
Polski. Po dość szybkim przebyciu kontroli ukraińskiej, granica polska ...
Nasze paszporty – większość ukraińskich i może ze dwa polskie znikają na wiele
godzin. Przez kilka godzin nieliczni Polacy „dzielą los” znajdujących się na
pokładzie Ukraińców – wszyscy jesteśmy ludźmi bez dokumentów... Psychologicznie:
sytuacja obywatela z biedniejszego kraju, który chciałby coś uszczknąć ze
znajdującego się z drugiej strony dobrobytu dzielnie chronionego przez powołane
do tego służby.
I poczucie déjà vu; przecież dwadzieściakilka lat temu jako
biedny jak mysz kościelna student z komunistycznej Polski korzystałem z dobrodziejstw systemu edukacyjnego Niemiec,
Francji, Holandii (do dziś miłe wspomnienie i poczucie wdzięczności za wsparcie
i pomoc!) Symbolicznego wymiaru granic nie zapomnę do końca życia. Rzucania
moim PRL-owskim: komunistycznym, ale jednak przecież polskim i po prostu moim
paszportem przez typka na Prefekturze w Strasbourgu... Kłótni na granicy
francuskiej – miałem prawo używać jednego tylko przejścia, ale nie chciałem jeżdżąc
co tydzień nadkładać 200 kilometrów ... Kobietki w ambasadzie francuskiej w
Warszawie długo i publicznie romansującej przez telefon i poniżającej polskich
naukowców jadących na jakieś sympozjum i czekających na wizę; (po francusku
mówili lepiej niż ona – Francuzka; to również był chyba casus belli) ...NRD-owskiego
pogranicznika sprawdzającego, czy pełne tajemmniczych cyfr (cena kupionej
przeze mnie bułki i jogurtu ...) paragony
z RFN-owskiego supermarketu zaplątane w moje nuty to nie korespondencja poruszających
się groźnie wyglądającym niebieskim samochodem marki Polski (Mały) Fiat 126p
szpiegów .. właściwie chyba wiedział co to jest i że nie ma co szukać, ale
kolega ze zmiany akurat patrzył mu na ręce ...a on koledze ...
Celowo kilka takich ekstremalnych i wyrwanych z kontekstu obrazków
z dalekiej już przeszłości; przeszłości, która dziś mnie bardziej już bawi niż
boli. Ale idzie mi tu właśnie o emocje i symbole.
Miałem nadzieję, że wolni Polacy pamiętać będą o tym, że
kiedyś byli narodem niewolników, gastarbeiterów. Miałem nadzieję, że wolni
Polacy w kontaktach z tymi, którzy po wbiciu szengeńskich słupów granicznych
znaleźli się trudniejszej sytuacji
pamiętać będą o tej przeszłości. Myślę zresztą, że na gruncie oficjalnych
działań dowody takiego rozumienia są liczne i wciąż na nowo artykułowane. Chodzi
jednak, powtarzam, o symbole i emocje; o to co na dole, a nie w oficjalnych
deklaracjach. Bardzo zapada w pamięć takie bezsensowne czekanie na granicy (ciekawe,
czy to demonstracja faktu, że do raju nie tak łatwo ?)
Przeraża mnie to, jak łatwo stajemy się Narodem Panów i jaką
przyjemność sprawia nam to chwilowe poczucie wyższości wobec naszych sąsiadów
ze Wschodu. „Tych Ruskich ...” (to określenie słyszałem nawet w ustach moich
kolegów z profesorskim tytułem). O ciekawych artystycznych zjawiskach u
„ruskich” napiszę zresztą wkrótce.
Nasi zaś (tu wracam do obserwacji z własnego podwórka)
organizatorzy koncertów wykazują się niebywałym wręcz serwilizmem wobec
wykonawców legitymujących się zachodnim paszportem. To jest jednak działanie
racjonalne : zapraszając wykonawcę z własnego podwórka wchodzimy w konflikt
innymi wykonawcami, słaby wykonawca z zachodnim nazwiskiem przyciągnie zaś
snobistycznie nastawioną publiczność i przysporzy chwały festiwalowi i jego
organizatorom, a potem sobie bezpiecznie wyjedzie. (Misjonarze przyjechali,
zrobili sobie świetnie opłacaną publiczną próbę generalną przed innym ważnym
koncertem w naprawdę ważnym dla nich miejscu. Potem dostali świetną recenzję,
boć przecież autorytety, a nie nasze miejscowe Jankomuzykanty.)
A może jest po prostu tak, że potrzeba bycia Narodem Panów
wynika z pozostawania Narodem Niewolników ?