Po co ten blog ?
...chyba z potrzeby zapisania i podzielenia się ulotnymi
chwilami, których doświadczam jako muzyk podróżujący, na którego wpływają
odwiedzane miejsca; jako muzyk-kameralista; a nawet jako muzyk „do wynajęcia” –
taki rodzaj klasycznego sidemana; wreszcie jako muzyk uczący co dla mnie jest w
pierwszym rzędzie uczeniem się od moich „własnych” studentów. Jest tak, że
chwile pozytywne ulatują w niebyt i tylko te negatywne pozostawiają naprawdę
trwały ślad w psychice. Ostatnio było takich całkiem sporo. A może po prostu to
ja nie jestem optymistą? Stąd moje duchowe ćwiczenie szukania trwałego sensu
również w tych negatywnych doświadczeniach poprzez ich opisanie, zdefiniowanie,
nazwanie po imieniu (choć bez nazwisk). Dla jasności – nazwiska tylko takie,
które w moim życiu zaświeciły najpiękniej.
Ci, którzy mnie nie znają kojarzą moje nazwisko ze światem
„muzyki dawnej” (cokolwiek by to miało znaczyć). To prawda; bardzo kocham
starocie. Równie mocne bicie serca wywołują we mnie XVII-wieczne organy,
XIX-wieczny fortepian i organy Hammonda. Bardzo kocham „Orfeusza” Monteverdiego, „Messe des Morts”
Charpentier, Mszę h-moll Bacha, koncerty wokalne Bortniańskiego, symfonie Bałakiriewa
i „Damę Pikową” Czajkowskiego. Uwielbiam
Joey de Francesco na Hammondzie i jedną z płyt Joe Cockera. Nienawidzę za to
muzyki napuszonej, współczesne kompozycje wymagające pięciusetosobowego aparatu
wykonawczego i pożerające wielomiesięczne subwencje na kulturę budzą w
pierwszym zetknięciu moje wątpliwości (zainteresowanie i zachwyt tylko te, w
których 500-osobowy skład wynika z konieczności artystycznej). Częste w
środowisku akademickich muzyków proklamacje jaka muzyka ma prawo znajdować się
na piedestale - odrzucam. Zbyt łatwo z tego piedestału spaść. Czasem wolę dobrą
piosenkę z akompaniamentem , której tekst i jego muzyczne zobrazowanie zmusza
mnie do zadumy i refleksji. Lubię muzykę, w której wykonawca nie jest pionkiem
w biurokratycznej machinie zetatyzowanych instytucji, lecz współtwórcą
rozmawiającym ze słuchaczami.
Back to Early Music. Z nieznanych dla mnie powodów; często
ulubiony obiekt ataku bezrefleksyjnych grajków. Jako muzyk spełniający się w
kilku równoległych światach, którego działalność trudno zdeprecjonować
zdaniem-wytrychem „gra barok bo nic innego nie umie”, podejmuję rękawicę w obronie tych, którzy
sami nie są w stanie przyjąć na klatę ciosów i grudek błota. Gram barok, bo,
choć wymaga osobnej, specjalistycznej wiedzy - to też to umiem.
Jeśli moje pierwsze słowa świadczą o tym, że ten blog
powstał jako reakcja na negatywne doświadczenia to jest to prawda. Powstał z
fundamentalnej niezgody na kłamstwo, marność i
polskie piekiełko, w którym wiedzę zastępują nieuzasadnione opinie powtarzane
jak objawione prawdy, a ludzie chcieliby uregulować i uporządkować życie (swoje
i bliźnich) za pomocą wzajemnego szczucia się paragrafami wymyślanych naprędce aktów
i akcików prawnych.
Mam jednak cichą
nadzieję, że częściej będę pisał o pięknych rzeczach, pięknych ludziach
i pięknych emanacjach muzycznego ducha.