Dla mnie Drezdenko to przede wszystkim organy Sauera – opus
869 z 1902 roku. Przepięknie (dzięki inicjatywie mojego wybitnego kolegi z
Poznania Waldemara Gawiejnowicza, który w tę rekonstrukcję włożył serce i
rozum) odrestaurowane przez firmę pana
Marka Cepki z Wronek. Organy są częścią wyposażenia kościoła zbudowanego w tym samym czasie.
Zresztą i całe to spokojne miasteczko z zachowanym, co rzadkie w Polsce,
układem ulic i placów bez wszędobylskich luk architektonicznych jest ogromnie
malownicze.
Przez dużą część XX wieku, w której przyjęto barokowy ideał
brzmienia, małe organy epoki industrialnej tj. przełomu XIX i XX wieku uważane
były za instrumenty gorszej jakości. Nawet jeśli ktoś odważył się wyrazić
zainteresowanie instrumentem pneumatycznym to musiał być to przynajmniej
trzymanuałowy potwór z wielką ilością rejestrów i urządzeń pomocniczych. To
spojrzenie jest w dużym stopniu efektem naszej gigantomanii. Doskonale pamiętam
moje zaskoczenie, kiedy w kościele św. Krzyża w Cieszynie (organy Riegera, nominalnie
4 rejestry, a w rzeczywistości tylko 2: flet i pryncypał – typowy dla tej firmy
„połówkowy” multipleks: każdy 8’
rejestr jest wykorzystany jako 4’ )
„odkryłem”, że ze znikomej ilości romantycznie intonowanych głosów można
wyczarować prawdziwie symfoniczne brzmienie. Dziś podobnych doświadczeń z
małymi, a nawet bardzo małymi późno- czy postromantycznymi instrumentami mam
już bardzo wiele. Warto przypomnieć, że w tych czasach 30-głosowy instrument
uważany był już za duże i potężne organy. Organy takie – dzięki znakomitej
jakości pojedynczych głosów – są też często niezwykle inspirujące dla wykonawcy
otwartego na postrzeganie ich kolorów i możliwościami tworzenia nowych barw
poprzez ich twórcze mieszanie.
Takie właśnie możliwości dają pieczołowicie zrekonstruowane
organy Sauera w Drezdenku.
Brawa dla Waldemara Gawiejnowicza za wieloletnie działania
dla przywrócenia świetności tego cennego instrumentu i znaczący wkład w polską kulturę organową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz