Moja katowicka klasa klawesynu bywa czasem sceną niecodziennych wydarzeń. Często dalekich od kręgu wąsko rozumianej muzyki dawnej. Przyznam się, że wręcz lubię takie sytuacje prowokować uważając, że wyższa uczelnia artystyczna powinna być miejscem żywym i twórczym, a nie wygodną przystanią dla pozbawionych szerszego spojrzenia muzycznych urzędników w krawatach i garniturkach.
W prowadzonych przez nas działaniach badawczych korzystamy z
komputerowego programu „Hauptwerk” zapewniającego możliwość dostępu do bardzo
zmyślnie spróbkowanych brzmień realnie istniejących organów. Brzmień i, jak się
okazało, pewnych parametrów działania, bardzo w realnych warunkach zmiennych. W
celu lepszego poznania możliwości systemu zaprosiliśmy do nas pana Ziemowita
Brodzikowskiego – przedstawiciela firmy Magnus zajmującego się kompleksową
obsługą związanych z programem systemów. Poznaliśmy założenia „ideowe”
projektu; dowiedzieliśmy się, że
próbkowanie nie ogranicza się do zdjęcia brzmienia wyizolowanych piszczałek; a
zakłada raczej stworzenie emulacji konkretnego instrumentu odtwarzającej jego
działanie w konkretnych warunkach. Jest to zatem instalowanie kompletnych systemów opartych na
programie Hauptwerk i „samplesetach” historycznych organów i klawesynów. Ciekawym zagadnieniem jest również poźniejsza ekstensja
programu o klawiatury, systemy nagłośnieniowe...
Procedura budzi w środowisku organowym ogromne emocje. Związane
jest to przede wszystkim z bardzo dobrą jakością dźwiękową tak uzyskanych
instrumentów (znacznie przekraczającą jakość cyfrowych instrumentów elektronicznych poprzedniej generacji) i
obawą, że tak stworzone organizmy brzmieniowe stanowić będą konkurencję dla
tradycyjnych organów piszczałkowych.
Obawy są oczywiście w dużym stopniu uzasadnione. Problem
leży jednak, moim zdaniem, przede wszystkim w braku świadomości estetycznej
potencjalnych klientów. Trudno robić zarzut firmie oferującej produkt dobrej
jakości. Badania dotyczące tworzenia takich wirtualnych instrumentów są
niezwykle interesujące z punktu widzenia akustyki, rozszerzają poza tym również naszą
wiedzę na temat funkcjonowania tradycyjnych instrumentów. Projekt prowadzi
również do tworzenia kompletnych odwzorowań piszczałkowych instrumentów, które przecież
wieczne nie są. Zatem jest to również jeden ze sposobów dbania o to dziedzictwo. Fantastyczne są
możliwości edukacyjne; możliwość np. spróbowania utworu Francka z oryginalną registracją
(dotykowy ekran wyświetla oryginalny układ kontuaru) możliwą na organach
Cavaille-Colla. Dla szkoły dysponującej kilkugłosowym neo- i pseudobarokowym
piszczkiem (a taka jest częstokroć sytuacja w Polsce) może to być wartość nie
do przecenienia.
Warto jednak zauważyć, że tak budowane instrumenty są w
pewnym (wcale nie negatywnym sensie) wtórne. Nie ma organów wirtualnych bez
rzeczywiście istniejącego pierwowzoru.
Zagrożenie jest jednak następujące. Im mniej sprzedawanych
tradycyjnych instrumentów tym bardziej spadać będzie poziom tradycyjnego
organmistrzowskiego rzemiosła. A ponieważ w Polsce poziom ten nie jest aż tak wysoki; dobry produkt organopodobny wyprze średniej jakości "prawdziwy" instrument. To może oznaczać dla organmistrzów brak motywacji do doskonalenia się i poprawiania jakości. Warto zauważyć, że już teraz Polska zalewana jest przez niskiej klasy piszczałkowe instrumenty zdemontowane w Niemczech (choć zdarzają się tu perełki i bardzo świadome przeniesienia). Organmistrzostwo leży u nas na łopatkach. Problem polega również na tym, że dla wielu
rządców kościoła już teraz organy to nie organy piszczałkowe, a cokolwiek co ma
kontuar i daje ciągły dźwięk...
Wracamy zatem do zaprezentowanej przeze mnie na początku
tezy. Historyczny kościół zasługuje na historyczne, bądź przynajmniej tradycyjnie
zbudowane organy. To kwestia kultury, świadomości ... również świadomości tego,
że zabytkowy budynek kościelny ze wszystkim co w nim się nie jest prywatnym
folwarkiem, a dobrem wspólnej spuścizny.
Trudno walczyć z rozwojem technologii; szczególnie w wypadku, kiedy mamy dop czynienia z technologią wydajną i skuteczną. Musimy jednak mieć
rozeznanie gdzie można zastosować nową technologię, a w jakim wypadku jej
użycie jest drogą na skróty lub zwykłym barbarzyństwem. Organy wirtualne to
organy domowe, edukacyjne, możliwe do zastosowania w nowoczesnych,
nowobudowanych kościołach lub w sytuacjach wymagających mobilności instrumentu.
Nie zastąpią jednak piszczałkowego instrumentu w zabytkowym wnętrzu. Mało tego;
deprecjacja sztuki organmistrzowskiej spowoduje wyschnięcie estetycznego
źródła, którym organy wirtualne się żywią.
W jakimś sensie jest to analogiczne do bardzo negatywnie
ocenianego przeze mnie rozwoju sztuki fortenpianmistrzowskiej, który
doprowadził do sytuacji, w której większość współcześnie budowanych
instrumentów to instrumenty drogie dla klienta i możliwie wytanione dla
producenta, a jedynie niewielka część z nich jest w stanie sprostać sensownym
wymaganiom estetycznym.
Inna refleksja. Właściwie nawet dygresja luźno związana z wczorajszą prezentacją . Z mojego doświadczenia wynika , że nader często
zapamiętali wrogowie dawnych instrumentów są również zapamiętałymi wrogami tych najnowszych
technologii. Czy to właśnie akademizm? Smile J
Oddając sprawiedliwość - nie tylko. Czasem, często jest to ofiarna ochrona dawnych wartości.
Mnie osobiście takie nowe możliwości jednak bardzo pociągają, choć sytuuję się wśród zwolenników bezkompromisowej ochrony dawnych instrumentów.
Oddając sprawiedliwość - nie tylko. Czasem, często jest to ofiarna ochrona dawnych wartości.
Mnie osobiście takie nowe możliwości jednak bardzo pociągają, choć sytuuję się wśród zwolenników bezkompromisowej ochrony dawnych instrumentów.
W każdym razie, jak zawsze w klasie klawesynu w Katowicach,
było ciekawie! I tak trzymamy (trzymiemy)!
Zdjęcia wykonał Marek Pilch.
Zdjęcia wykonał Marek Pilch.
3 komentarze:
Bardzo ciekawe takie organy :)
naprawdę pograł bym na takim czymś :)
Jeżeli ktoś jest zainteresowany organami cyfrowymi z prawdziwego zdarzenia, polecam Allen Organ. Jest w Polsce dystrybutor, można przetestować. Będziecie wówczas mieli porównanie z innymi instrumentami oraz "organami" wirtualnymi. Dopiero wtedy proponuję powrócić do rozmowy na temat instrumentów cyfrowych, ich brzmienia i jakości wykonania.
Pozdrawiam.
FastFlow
Ja przetestowałem... Allen faktycznie jest lepszy niż Johannus. Ale to nadal cyfrowa podróbka.
Prześlij komentarz