Demokracja i demokracja
Niepozorny wpis we wczorajszej "Gazecie Wyborczej". W przyszłym roku wejdzie w życie ustawa zmuszająca gminy do zagwarantowania opieki nad dziećmi tych rodziców, którzy pracują lub się uczą. W przeciwnym razie mogą żądać odszkodowań. To o Niemczech; chyba nikt nie ma wątpliwości.
Wprowadzenie nowej regulacji w Niemczech nakłada na urzędy nowe zobowiązania. Niewywiązanie się z nich w terminie powoduje konsekwencje prawno-finansowe i możliwość egzekucji ze strony obywatela (zazwyczaj bardzo świadomego swych praw). W czasie jednej z moich podróży po Niemczech poznałem gościa, który opowiadał o procesie wytoczonym Republice Federalnej Niemiec za bezprawną i krzywdzącą go jego zdaniem wymianę marek NRD na gorszą walutę Republiki Federalnej. Po paskarskim kursie 1:1 nieuwzględniającym rzeczywistej wartości jego oszczędności. A na pierwszy rzut oka nie żyło mu się nawet najgorzej... Do dziś mnie to trochę śmieszy; ale szacunek wzbudzać musi poważne traktowanie nawet dziwnych roszczeń obywatelskich przez państwo i jego sądy.
Wprowadzenie nowej regulacji w Polsce nakłada zazwyczaj obowiązki na obywatela - zdobycia zaświadczeń, zarejestrowania się gdzieś/w czymś/ na czymś; na wszelki wypadek dokłada się jeszcze kilka sankcji finansowych za niedotrzymanie terminu. Zgodnie z aspiracjami demokratycznymi naszego państwa zrezygnowano z zakuwania opornych w dyby. Od urzędów, ze względu na ogrom i ciężar zadań (oraz, dodajmy, nierealistyczny tryb wprowadzania zmian legislacyjnych) raczej terminowości się nie oczekuje.
Myślę, że pierwszym krokiem mogłoby być przemyślenie straszących wszędzie potworków "Prawa i obowiązki pasażera" (to oznacza, że np. koleje nie odpowiadają za spóźnienia), "...pacjenta" (wiemy o co chodzi), "...studenta" (kuriozalne "ślubowania" o lekko tylko zmienionej w stosunku do wspaniałej peerelowskiej tradycji formie i treści).
Powinno nam to zacząć wreszcie przeszkadzać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz