Miałem ogromną przyjemność uczestniczyć przez kilka dni w wydarzeniach II Festiwalu Muzycznego im. Leopolda hr. Poletyły w Krasnymstawie. To fantastyczna inicjatywa, której domem stały się gościnne poklasztorne wnętrza Muzeum regionalnego w Krasnymstawie. To też znacznie więcej niż tylko seria koncertów. Każda edycja obejmuje również konferencję naukową łączącą problematykę muzyczną, artystyczną, historyczną i regionalną oraz muzyczne warsztaty
Tegoroczna edycja rozpoczęła się warsztatami skrzypcowymi prowadzonymi przez Grzegorza Lalka, w których siłą rzeczy nie uczestniczyłem. Artysta zaprezentował się jednak następnego dnia w salonie romantycznym wyczarowanym przez czwórkę znanych mi doskonale muzyków (piątek, 12 sierpnia). Grzegorz Lalek cudownie wykonał na jelitowych strunach kilka miniatur Wieniawskiego. Na tym instrumencie i, oczywiście przede wszystkim, w Jego wykonaniu ta zajeżdżona nieco muzyka, odgrywana czasem nieco (lub bardzo) pretensjonalnie, odzyskała ciepło i naturalną świeżość. Czekam na więcej Wieniawskiego w tym wykonaniu! Podobne odczucia miałem przy wykonaniu pieśni Moniuszki przez Dawida Biwo; te małe, rubaszne scenki rodzajowe przedstawione zostały również z ogromnym urokiem, prostotą i talentem aktorskim. Również dwie pieśni Belliniego doskonale wpisały się w klimat tego wieczoru. Po raz pierwszy miałem okazję słyszeć Katarzynę Pilipiuk na 8-klapowym oboju w efektownych kompozycjach w stylu brillant (Widerkehr i Brod) współzawodniczących śpiewnością i wirtuozowską ruchliwością z muzyką wokalną. Zaś Anna Huszczo „ogarniała” wszystkich solistów i nie ruszała się od stołowego fortepianu Broadwooda wykonując na dodatek z ogromnym smakiem i wrażliwością utwory Marii Szymanowskiej i Michała Kleofasa Ogińskiego. Publiczność liczna, entuzjastycznie reagująca. Znakomita atmosfera, piękny wieczór.
Stałym elementem każdej edycji festiwalu jest konferencja wraz z panelem dyskusyjnym. W tym roku poświęcona była „Dialogowi sztuk w XIX-wiecznej Polsce”. Dr Sławomir Franc zachęcił nas do sięgnięcia po pamiętniki Kajetana Koźmiana. Ja opowiedziałem o muzyce George’a Fredericka Pinto (wiem, że trochę daleko od głównego wątku konferencji...) , którą tak chętnie grywam. Katarzyna Różańska w bardzo skondensowany sposób opowiedziała nam o warsztacie malarza w XIX wieku szczególnie eksponując elementy nowe w stosunku do wcześniej stosowanych technik. Wreszcie, jak zwykle fantazyjne i pełne nieoczekiwanych detali spojrzenie na historię Andrzeja Pilipiuka; w tym wypadku chodziło głównie o archeologiczne eskapady XIX-wiecznego zbieracza, hr. Michała Tyszkiewicza.
O naszym koncercie (Irmina Obońska i Marek Toporowski, 14.08) napiszę oczywiście trochę mniej. Trochę bałem się zestawienia angielskiego, stołowego fortepianu Broadwooda z moim skrzydłowycm Neupertem-Heilmannem, ale wydaje się, że oba instrumenty dobrze się uzupełniały brzmieniowo. Leitmotywem naszego koncertu był polonez. Zagraliśmy polonezy Riesa, Wilhelma Friedemanna (w moim nowym opracowaniu), Ogińskiego i dwa specjalnie napisane na krasnystawski festiwal „Polonaises fantastiques”: mój i Ryszarda Borowskiego. Nad zestrojeniem obu instrumentów czuwał Witold Gertner, który w niełatwych warunkach (stosunkowo mała i niska sala dawnego refektarza, bardzo wysoka wilgotność) zapewnił nam komfort grania. Dziękujemy za ciepłe przyjęcie.
Dzisiaj (16.08) odbyłem fascynujące spotkanie z muzyczną, pianistyczną młodzieżą, która na moim 5-oktawowym instrumencie grała różne utwory, w tym również Chopina. Okazało się, że niektóre wczesne utwory wymagające 6 oktaw pisane są w taki sposób, że ta szósta dyszkantowa oktawa pojawia się tylko czasem, jako efekt specjalny zaznaczony w nutach przenośnikiem oktawowym ułatwiającym sprowadzenie wykonania do dostępnych pięciu oktaw. Zaś Grande Valse Brillante bez problemu w 5 oktawach się mieści; w całości i bez wyjątku!
Niestety nie mogę być na koncercie finałowym „Huzia na Mozarta!”. Może ktoś o nim napisze …
Warto przyjechać do Krasnegostawu. Organizatorki – Anna Huszczo i Katarzyna Pilipiuk stworzyły imprezę stosunkowo krótką (trzy koncerty), ale zadbaną i wysmakowaną. Warto w przerwie zejść do Ogrodów Biblijnych (jego dolna część to ogród chiński); ogromna zielona przestrzeń, z której widać jedynie bazylikę św. Franciszka Ksawerego i zabudowania poklasztorne (obecnie muzeum…) To wejście w inną rzeczywistość czasową, kiedy z powrotem wraca się do miasteczka widzi się już wszystko z innej perspektywy. Warto to przeżyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz