wtorek, 22 maja 2012


Po co ten blog ?

...chyba z potrzeby zapisania i podzielenia się ulotnymi chwilami, których doświadczam jako muzyk podróżujący, na którego wpływają odwiedzane miejsca; jako muzyk-kameralista; a nawet jako muzyk „do wynajęcia” – taki rodzaj klasycznego sidemana; wreszcie jako muzyk uczący co dla mnie jest w pierwszym rzędzie uczeniem się od moich „własnych” studentów. Jest tak, że chwile pozytywne ulatują w niebyt i tylko te negatywne pozostawiają naprawdę trwały ślad w psychice. Ostatnio było takich całkiem sporo. A może po prostu to ja nie jestem optymistą? Stąd moje duchowe ćwiczenie szukania trwałego sensu również w tych negatywnych doświadczeniach poprzez ich opisanie, zdefiniowanie, nazwanie po imieniu (choć bez nazwisk). Dla jasności – nazwiska tylko takie, które w moim życiu zaświeciły najpiękniej.
Ci, którzy mnie nie znają kojarzą moje nazwisko ze światem „muzyki dawnej” (cokolwiek by to miało znaczyć). To prawda; bardzo kocham starocie. Równie mocne bicie serca wywołują we mnie XVII-wieczne organy, XIX-wieczny fortepian i organy Hammonda. Bardzo kocham  „Orfeusza” Monteverdiego, „Messe des Morts” Charpentier, Mszę h-moll Bacha, koncerty wokalne Bortniańskiego, symfonie Bałakiriewa i „Damę Pikową” Czajkowskiego.  Uwielbiam Joey de Francesco na Hammondzie i jedną z płyt Joe Cockera. Nienawidzę za to muzyki napuszonej, współczesne kompozycje wymagające pięciusetosobowego aparatu wykonawczego i pożerające wielomiesięczne subwencje na kulturę budzą w pierwszym zetknięciu moje wątpliwości (zainteresowanie i zachwyt tylko te, w których 500-osobowy skład wynika z konieczności artystycznej). Częste w środowisku akademickich muzyków proklamacje jaka muzyka ma prawo znajdować się na piedestale - odrzucam. Zbyt łatwo z tego piedestału spaść. Czasem wolę dobrą piosenkę z akompaniamentem , której tekst i jego muzyczne zobrazowanie zmusza mnie do zadumy i refleksji. Lubię muzykę, w której wykonawca nie jest pionkiem w biurokratycznej machinie zetatyzowanych instytucji, lecz współtwórcą rozmawiającym ze słuchaczami.
Back to Early Music. Z nieznanych dla mnie powodów; często ulubiony obiekt ataku bezrefleksyjnych grajków. Jako muzyk spełniający się w kilku równoległych światach, którego działalność trudno zdeprecjonować zdaniem-wytrychem „gra barok bo nic innego nie umie”,  podejmuję rękawicę w obronie tych, którzy sami nie są w stanie przyjąć na klatę ciosów i grudek błota. Gram barok, bo, choć wymaga osobnej, specjalistycznej wiedzy - to też to umiem.
Jeśli moje pierwsze słowa świadczą o tym, że ten blog powstał jako reakcja na negatywne doświadczenia to jest to prawda. Powstał z fundamentalnej niezgody na kłamstwo, marność i  polskie piekiełko, w którym wiedzę zastępują nieuzasadnione opinie powtarzane jak objawione prawdy, a ludzie chcieliby uregulować i uporządkować życie (swoje i bliźnich) za pomocą wzajemnego szczucia się paragrafami wymyślanych naprędce aktów i akcików prawnych.
Mam jednak cichą  nadzieję, że częściej będę pisał o pięknych rzeczach, pięknych ludziach i pięknych emanacjach muzycznego ducha.