piątek, 1 czerwca 2012


Warszawska Opera Kameralna

Właściwie nie zamierzałem zabierać w tej sprawie głosu ... ale trochę nieoczekiwane dzisiejsza notka w „Gazecie Stołecznej” nadaje aktualność mojemu wpisowi z postu „Prawnikalizacja” (dotyczącego systemu szantażu).
Jakoś trudno uwierzyć mi w to, że Urząd Marszałkowski nagle doznał olśnienia i dowiedział się, że duża część środków Opery przeznaczana jest na pensje, a nie realizację przedstawień. Oczywiście: lepiej kiedy teatr gra, a nie stoi. Przypuszczam jednak, że struktura wydatków Opery Kameralnej była urzędnikom przyznającym środki tej instytucji od wielu przecież już lat doskonale znana, a może wręcz wynikała bezpośrednio ze struktury finansowania. Nikt jakoś nie próbował tego naprawiać (wystarczy przecież skojarzyć tylko ilość przedstawień i ilość zatrudnionych osób...to chyba nie takie trudne...i czyż tak późne odkrycie nieprawidłowości nie jest właśnie samooskarżeniem urzędników?)
Od dłuższego czasu zauważa się w Polsce upadek finansowania celowego. Uważam, że zdrowa struktura rynku muzycznego to istnienie pewnej ilości kluczowych instytucji i wielu mniejszych podmiotów stwarzających możliwości prezentacji dla formacji niezetatyzowanych. Tych drugich brakuje. Dla jasności, nie jestem jednak w polskich warunkach zwolennikiem likwidacji instytucji. Po prostu na ich miejsce nie powstanie nic. 
Widać jednak, że instytucjonalizacja i etatyzacja kultury pociąga za sobą niebezpieczeństwo znalezienia się w skomplikowanej sieci zależności. Ręka, która daje pieniądze w zamian otrzymuje pewną ilość delikatnych informacji. A w Polsce nie potrafimy korzystać z informacji po to, by działać lepiej i z większą korzyścią dla społeczności. Bez ścigania zwierzyny i szukania winnych.  Informacja to raczej karta atutowa trzymana w rękawie i gotowa w każdej chwili do użycia.
Trudno o zaufanie w tak skonstruowanym społeczeństwie ...


5 komentarzy:

miłosz pisze...

A jak ustosunkowałby się Pan do protestu teatralnego "Teatr nie jest produktem / Widz nie jest klientem"? Sprawę śledzę, teatr lubię, dużo mnie w nim boli. Może jakiś kolejny post a propos tej akcji? Co Pan sądzi o proteście i tak rażącym przeniesieniu środków budżetu Warszawy z 'kultury' na 'promocję'? Dobrze, bo euro? Bo kibice, bo pieniądze? A może nie, bo euro jest promocją samą w sobie? [Abstrahując od tego, że sam wyznaję znany w Poznaniu slogan: "chleba zamiast igrzysk!"]

pozdrawiam serdecznie,
miłosz sroczyński

MUZYKA DAWNA I NIE TYLKO pisze...

Morze tematów, nie na wszystkie jestem w stanie odpowiedzieć bez ferowania nieodpowiedzialnych sądów.
Szkoda, że zaczynamy myśleć kategoriami "zabrać piłkarzom - dać kulturze" lub odwrotnie. Problemy WOK nie są związane z Euro 2012; mistrzostwa są być może katalizatorem ujawnienia się konfliktu. WOK nie jest również typowym teatrem (albo lepiej: jest nie tylko teatrem), ale również wielowątkową instytucją koncertową, wydawniczą, a dawniej również muzykologiczno-badawczą.

MUZYKA DAWNA I NIE TYLKO pisze...

Teatr nie jest produktem, widz nie jest klientem. Ale działają w przestrzeni bardzo skomercjalizowanej, a teatr w ciągu kilkudziesięciu lat przekształcił się z powszechnej formy (szlachetnej) rozrywki w formę niszową. Stąd urzędnicy przedkładający jakąś formę aktywnego uczestnictwa w kulturze nad karmieniem się telewizyjną papką dramatycznie potrzebni! Tylko tacy będą bowiem podejmować światłe decyzje. Może nie tylko w dziedzinie kultury?

MUZYKA DAWNA I NIE TYLKO pisze...

...i jeszcze ciekawy link dotyczący możliwego losu stadionów po Euro :
http://www.polityka.pl/swiat/analizy/1526777,1,portugalia-miala-euro-i-stadiony-teraz-ma-klopot.read

miłosz pisze...

a tak, ten artykuł czytałem chyba w papierowej 'polityce'.. pozostaje tylko rozłożyć ręce, bo cóż więcej. Jak uczy historia, nasz Narodowy być może kiedyś się zapełni - straganami.