Przewozy Regionalne często mnie zaskakują.
Przypomnijmy, firma ta nie jest pupilkiem "władz". Przypomnijmy choćby wymuszone na PR nieodpłatne przekazanie taboru pospiesznego (swoją drogą, ciekawa praktyka wśród prywatnych podobno podmiotów gospodarczych) PKP-Intercity. Za to jest to jedyna firma kolejowa, która od czasu do czasu myśli kategoriami interesu podróżnego.
Na przykład podstawia na dworcu w Katowicach InterRegio-busy, których odjazdy i przyjazdy precyzyjnie skorelowane są z warszawskim InterRegio. Sami powiedzcie, czy ktoś słyszał taką niesłychaną rzecz, aby PKP-Intercity - luksusowy pod względem drożyzny biletów przewoźnik - cokolwiek ze sobą skorelował? Zazwyczaj jest tak, że pociągi Ekspres-Inter-Super-Hiper przyjeżdżają 5 minut po odjeździe możliwego połączenia jakiejś niewartej przecież uwagi kolejarskiej arystokracji konkurencji.
Szkoda, że o takiej możliwości należy uprzednio być poinformowanym. Na www.rozklad-pkp-pl IR-busy nie były wyświetlane (dziś sprawdziłem, na szczęście już są) , a przy samym kupowaniu biletu na stronie Przewozów Regionalnych nie wolno zrażać się tym, że system nie akceptuje połączenia Warszawa-Wisła, tylko wpisać Warszawa-Katowice, a następnie dokupić autobus jako drugi odcinek. Skutek jest taki, że autobusy - IR-pociąg + autobus to naprawdę najlepsze w tej chwili połączenie Wisły ze stolicą -jeżdżą z 2-3 podróżnymi (i 2-osobową obsługą: kierowca + konduktor).
Ale za obce mentalności PKP-owskiego kolejarza myślenie kategoriami podróżnego i kategoriami zazębiających się połączeń - brawa dla Przewozów Regionalnych!
wtorek, 31 grudnia 2013
środa, 25 grudnia 2013
Omsk
Z dużym opóźnieniem mała relacja fotograficzna z koncertów w Omsku.
dla mnie najciekawsza architektonicznie - ulica Tarska - zderzenie starego i nowego ...
Restauracja Kołczak
a tu - Filharmonia :
widok z hotelowego okna na rzekę Irtysz :
Ślady Jaroslava Haska w Omsku :
...i "nasza" Sala Organowa :
...może jeszcze kiedyś ...
Ogromne podziękowania dla Darii Boczkarjewej - dobrego ducha naszej wizyty w Omsku.
dla mnie najciekawsza architektonicznie - ulica Tarska - zderzenie starego i nowego ...
idąc dalej :
Restauracja Kołczak
a tu - Filharmonia :
Ślady Jaroslava Haska w Omsku :
...i "nasza" Sala Organowa :
...może jeszcze kiedyś ...
Ogromne podziękowania dla Darii Boczkarjewej - dobrego ducha naszej wizyty w Omsku.
poniedziałek, 9 grudnia 2013
Ukraina - Lenin i Sikorski
Padł pomnik Lenina na Besarabce.
Wielu Ukraińców jest jednak zaniepokojonych - uważają to za prowokację, a w najlepszym razie za rozmywanie idei Majdanu. Odpowiedzialność za zniszczenie pomnika wzięła na siebie partia "Swoboda".
Moi ukraińscy przyjaciele już przy okazji zwracali mi uwagę na sposób, w jaki Partia Regionów posługuje się ukraińskim nacjonalizmem. Wspieranie takich ruchów na Lwiwszczynie pozwala znakomicie rozgrywać kartę "banderowców" i rzekomego faszyzmu. Pozwala to kanalizować strachy i lęki części ukraińskiego społeczeństwa w bezpiecznym dla władzy korycie, odwracać uwagę od rzeczy istotnych.
Przypomina mi to trochę niedawne wydarzenia u nas; te spod ambasady rosyjskiej, kiedy to polscy nacjonaliści radośnie zadziałali w interesie tych sił w Rosji. którym Polska potrzebna jest jako bezpieczny straszak i fantastyczny sposób odwracania uwagi od własnego podwórka.
Trochę dziwię się zatem ostatniej wypowiedzi Sikorskiego, który pochwalił rozbicie pomnika. Lenin nie zasługuje oczywiście na pomniki w cywilizowanych krajach, niemniej w obecnej sytuacji sprowadzanie walki o demokrację, europejskość, uczciwość i przejrzystość w życiu publicznym na Ukrainie do takich akcji jest na rękę władzy Janukowycza. Dziwię się również pouczaniu Ukraińców, że nie powinni domagać się ustąpienia obecnych władz. Oczywiście, bardzo wyraźnie widać podczepianie się liderów opozycji (Kliczko, Jaceniuk) pod prąd wydarzeń; myślę jednak, że nie jest to li tylko koniunkturalne i cyniczne wykorzystywanie nadarzającej się okazji. Choć może rzeczywiście nie jest dobrze, kiedy do konfrontacji nawołują właśnie politycy. Poziom emocji jest jednak na Ukrainie ogromny; wiatr historii dotyka również chłodno kalkulujących na co dzień uczestników życia politycznego. Po prostu, taki jest ten historyczny moment.
W Polsce nie ma dnia, aby opozycja nie żądała ustąpienia rządu (na przykład z powodu smoleńskiej brzozy). Czasem się z tych żądań podśmiewamy; nie przychodzi nam jednak do głowy kwestionowanie prawa do kwestionowania. Ot, takie reguły demokracji... A Janukowycz rzucając Berkut na bezbronnych studentów rzeczywiście przekroczył - jak to powiedział Juryj Łucenko - czerwoną linię. W oczach ogromnej części Ukraińców sam odebrał sobie mandat do sprawowania władzy i nie nam narzucać im dyktatora!
Wielu Ukraińców jest jednak zaniepokojonych - uważają to za prowokację, a w najlepszym razie za rozmywanie idei Majdanu. Odpowiedzialność za zniszczenie pomnika wzięła na siebie partia "Swoboda".
Moi ukraińscy przyjaciele już przy okazji zwracali mi uwagę na sposób, w jaki Partia Regionów posługuje się ukraińskim nacjonalizmem. Wspieranie takich ruchów na Lwiwszczynie pozwala znakomicie rozgrywać kartę "banderowców" i rzekomego faszyzmu. Pozwala to kanalizować strachy i lęki części ukraińskiego społeczeństwa w bezpiecznym dla władzy korycie, odwracać uwagę od rzeczy istotnych.
Przypomina mi to trochę niedawne wydarzenia u nas; te spod ambasady rosyjskiej, kiedy to polscy nacjonaliści radośnie zadziałali w interesie tych sił w Rosji. którym Polska potrzebna jest jako bezpieczny straszak i fantastyczny sposób odwracania uwagi od własnego podwórka.
Trochę dziwię się zatem ostatniej wypowiedzi Sikorskiego, który pochwalił rozbicie pomnika. Lenin nie zasługuje oczywiście na pomniki w cywilizowanych krajach, niemniej w obecnej sytuacji sprowadzanie walki o demokrację, europejskość, uczciwość i przejrzystość w życiu publicznym na Ukrainie do takich akcji jest na rękę władzy Janukowycza. Dziwię się również pouczaniu Ukraińców, że nie powinni domagać się ustąpienia obecnych władz. Oczywiście, bardzo wyraźnie widać podczepianie się liderów opozycji (Kliczko, Jaceniuk) pod prąd wydarzeń; myślę jednak, że nie jest to li tylko koniunkturalne i cyniczne wykorzystywanie nadarzającej się okazji. Choć może rzeczywiście nie jest dobrze, kiedy do konfrontacji nawołują właśnie politycy. Poziom emocji jest jednak na Ukrainie ogromny; wiatr historii dotyka również chłodno kalkulujących na co dzień uczestników życia politycznego. Po prostu, taki jest ten historyczny moment.
W Polsce nie ma dnia, aby opozycja nie żądała ustąpienia rządu (na przykład z powodu smoleńskiej brzozy). Czasem się z tych żądań podśmiewamy; nie przychodzi nam jednak do głowy kwestionowanie prawa do kwestionowania. Ot, takie reguły demokracji... A Janukowycz rzucając Berkut na bezbronnych studentów rzeczywiście przekroczył - jak to powiedział Juryj Łucenko - czerwoną linię. W oczach ogromnej części Ukraińców sam odebrał sobie mandat do sprawowania władzy i nie nam narzucać im dyktatora!
piątek, 6 grudnia 2013
III Akademicki Konkurs Klawesynowy
...odbył się w Poznaniu w dniach 2-5 grudnia 2013 roku.
Ponieważ byłem tam, siedziałem i słuchałem - wiele wniosków. Nie traktujcie tego wpisu jak recenzji, oceny czy laurki; pomijam na przykład to, co robili moi studenci ... Ale myślę, że kilka ciekawych wniosków warto publicznie sformułować.
Po pierwsze, konkurs odbywa się dzięki inicjatywie Marioli Banaszkiewicz-Bryły. Inicjatorki, dobrego ducha tej imprezy... Osoby, która dla nas wszystkich ma dużo uśmiechu i życzliwości. Jurorów i uczestników. Konkurs akademicki to nie jest okazja do zrobienia szumu wokół własnej osoby; to cenna i dobra inicjatywa, która nas bardzo zintegrowała i służy wszystkim akademiom. Jest pożyteczna i użyteczna, dla wszystkich - wykładowców, uczestników, sprawy klawesynu w Polsce ... Taka dobra działalność. Po prostu.
Po drugie, sytuacja (dobra) klas klawesynu i kultury klawesynowej w Polsce. Zważywszy na stosunkowo niewielki (powtarzam, stosunkowo - w stosunku do innych krajów!) udział muzyki dawnej i historycznego wykonawstwa w naszym systemie edukacyjnym jest to swoisty fenomen. Istnienie silnej tradycji (chyba wszyscyśmy jednak z Landowskiej...) nie ulega wątpliwości.
A ten współczesny klawesyn - prezentowany przez uczestników - coraz bardziej odstaje od potocznych wyobrażeń o "maszynie do szycia" - to obraz instrumentu będącego medium komunikowania emocji, wzruszeń i kreowania pięknego dźwięku. Chyba też odpowiada doskonale naszej słowiańskiej wrażliwości, wcale nie mniej niż chopiny.
Po trzecie, o uczestnikach, którzy odważnie poddają się castingowi. Ograniczam się - do drugiego etapu, pomijam "moją" Darię, która sprawiła mi tak piękny prezent, pomijam moje własne uwagi krytyczne... Studentki Lilianny Stawarz - Katarzyna Kluczykowska, Dorota Karp - wysoce artystyczne wykonanie, dopracowane pod względem szczegółów, pełne radości grania i estradowej dojrzałości ... studentki prof. Elżbiety Stefańskiej - Edyta Suchanek, która przede wszystkim w pierwszym etapie błysnęła pięknym dźwiękiem, Monika Foryś - tu dźwięk i ogromna precyzja wykonania również były atutem, ciekawe wykonanie utworu "Pianohooligana" - Piotra Orzechowskiego ... studentka Aliny Ratkowskiej - Weronika Janyst - na pierwszym dopiero roku studiów - grająca z fantastycznym zrozumieniem stylu XVII wieku, wyrafinowanym podejściem do dźwięku ... i Paulina Żmuda od Marioli grająca z ogromną pasją i szwungiem ...
W pewnym sensie szkoda, że trzeba punktować. To zawsze ciężki obowiązek - zawsze jest to pewnego rodzaju krzywda, nie oszukujmy się... Muzyka, a szczególnie muzyka (i instrument) dopuszczający taką wielość interpretacji jak klawesyn trudno daje się zamknąć w ramki jakiegokolwiek systemu punktowego. Chyba już łatwiej ścigać się na fortepianach...
Z drugiej strony na tym właśnie polega ta praca - na nieuchylaniu się od wyrażenia opinii ...
A życie i praktyka koncertowa - później, kiedyś - nie ogranicza się do zdobytych na konkursach punktów. Zawsze z ogromnym krytycyzmem podchodzę do oceniania własnych studentów przez pryzmat zewnętrznych konkursów (np. uzależnianiu wyróżnienia od tego, czy na konkursach im się wiodło, czy nie) i nigdy tego nie będę robił (choć zawsze będę im pomagał w pokazywaniu się poza uczelnią).
Mam jednak nadzieję, że dla wielu osób ten konkurs będzie trampoliną do dalszej działalności, a przynajmniej zebraniem cennych doświadczeń.
Ponieważ byłem tam, siedziałem i słuchałem - wiele wniosków. Nie traktujcie tego wpisu jak recenzji, oceny czy laurki; pomijam na przykład to, co robili moi studenci ... Ale myślę, że kilka ciekawych wniosków warto publicznie sformułować.
Po pierwsze, konkurs odbywa się dzięki inicjatywie Marioli Banaszkiewicz-Bryły. Inicjatorki, dobrego ducha tej imprezy... Osoby, która dla nas wszystkich ma dużo uśmiechu i życzliwości. Jurorów i uczestników. Konkurs akademicki to nie jest okazja do zrobienia szumu wokół własnej osoby; to cenna i dobra inicjatywa, która nas bardzo zintegrowała i służy wszystkim akademiom. Jest pożyteczna i użyteczna, dla wszystkich - wykładowców, uczestników, sprawy klawesynu w Polsce ... Taka dobra działalność. Po prostu.
Po drugie, sytuacja (dobra) klas klawesynu i kultury klawesynowej w Polsce. Zważywszy na stosunkowo niewielki (powtarzam, stosunkowo - w stosunku do innych krajów!) udział muzyki dawnej i historycznego wykonawstwa w naszym systemie edukacyjnym jest to swoisty fenomen. Istnienie silnej tradycji (chyba wszyscyśmy jednak z Landowskiej...) nie ulega wątpliwości.
A ten współczesny klawesyn - prezentowany przez uczestników - coraz bardziej odstaje od potocznych wyobrażeń o "maszynie do szycia" - to obraz instrumentu będącego medium komunikowania emocji, wzruszeń i kreowania pięknego dźwięku. Chyba też odpowiada doskonale naszej słowiańskiej wrażliwości, wcale nie mniej niż chopiny.
Po trzecie, o uczestnikach, którzy odważnie poddają się castingowi. Ograniczam się - do drugiego etapu, pomijam "moją" Darię, która sprawiła mi tak piękny prezent, pomijam moje własne uwagi krytyczne... Studentki Lilianny Stawarz - Katarzyna Kluczykowska, Dorota Karp - wysoce artystyczne wykonanie, dopracowane pod względem szczegółów, pełne radości grania i estradowej dojrzałości ... studentki prof. Elżbiety Stefańskiej - Edyta Suchanek, która przede wszystkim w pierwszym etapie błysnęła pięknym dźwiękiem, Monika Foryś - tu dźwięk i ogromna precyzja wykonania również były atutem, ciekawe wykonanie utworu "Pianohooligana" - Piotra Orzechowskiego ... studentka Aliny Ratkowskiej - Weronika Janyst - na pierwszym dopiero roku studiów - grająca z fantastycznym zrozumieniem stylu XVII wieku, wyrafinowanym podejściem do dźwięku ... i Paulina Żmuda od Marioli grająca z ogromną pasją i szwungiem ...
W pewnym sensie szkoda, że trzeba punktować. To zawsze ciężki obowiązek - zawsze jest to pewnego rodzaju krzywda, nie oszukujmy się... Muzyka, a szczególnie muzyka (i instrument) dopuszczający taką wielość interpretacji jak klawesyn trudno daje się zamknąć w ramki jakiegokolwiek systemu punktowego. Chyba już łatwiej ścigać się na fortepianach...
Z drugiej strony na tym właśnie polega ta praca - na nieuchylaniu się od wyrażenia opinii ...
A życie i praktyka koncertowa - później, kiedyś - nie ogranicza się do zdobytych na konkursach punktów. Zawsze z ogromnym krytycyzmem podchodzę do oceniania własnych studentów przez pryzmat zewnętrznych konkursów (np. uzależnianiu wyróżnienia od tego, czy na konkursach im się wiodło, czy nie) i nigdy tego nie będę robił (choć zawsze będę im pomagał w pokazywaniu się poza uczelnią).
Mam jednak nadzieję, że dla wielu osób ten konkurs będzie trampoliną do dalszej działalności, a przynajmniej zebraniem cennych doświadczeń.
czwartek, 5 grudnia 2013
Hurraaa !!!!!!
Moja studentka Daria Kubik dostała I Nagrodę na III Akademickim Konkursie Klawesynowym w Poznaniu !!
Dla mnie - ogromna radość.
Dla mnie - ogromna radość.
Co powiedzieć Ukraińcom?
Szczerze powiedziawszy; zupełnie nie wiem.
Zawsze kiedy jestem na Ukrainie mam wrażenie, że nie jestem tak do końca za granicą. W sensie pewnej wspólnoty odczuć, uczuć, sposobu bycia, kultury ...
Spotykam ludzi, którzy przypominają mi Polaków sprzed dwudziestu lat.
Taką gościnność, ciepło i otwartość pamiętam z niegdysiejszej Polski. Polski ostatnich lat komunizmu i pierwszych lat po jego upadku, kiedy materialnie byliśmy jeszcze Wschodem, a duchowo aspirowaliśmy do uczestnictwa w europejskiej przestrzeni wolnych społeczeństw.
Dzisiaj nie mamy już trochę na to czasu zajęci "pogonią za pieniądzem" (w pozytywnym, nie negatywnym sensie sensie - otrzymaliśmy od losu możliwości budowania bezpiecznego i dostatniego bytu sobie i naszym bliskim, możliwość realizowania się zawodowo - o takim życiu i stawaniem się "Zachodem" marzyliśmy i w tym kierunku idziemy).
Ale co powiedzieć tym , którzy - choć wyglądają tak jak my, mówią podobnym językiem, śmieją się czasem z tych samych kawałów - znaleźli się po tamtej stronie?
Przecież nie powiem im: "Nie martwcie się. Wszystko będzie dobrze". Ukraina ma jeszcze daleką drogę do tego, aby stać się w miarę normalnym krajem, choć ukraińskie majdany, nawet bójki w parlamencie po stokroć wolę od cichego spokoju i tego dziwnego porządku, jaki emanuje z telewizji rosyjskiej. Na razie nic nie wskazuje, aby na Ukrainie miało być w przewidywalnym czasie dobrze. Tym bardziej godni są podziwu za upór i bohaterstwo, z jakim demonstrują wolę awansu cywilizacyjnego i dystansowania się od postsowieckiego świata z twarzą Putina.
Nie powiem im też: :Walczcie", bo taka wypowiedź w ustach, kto spokojnie siedzi sobie w bezpiecznym i ciepłym kraju byłaby niewyobrażalną bezczelnością.
Zastanawiam się nawet, czy miała do tego prawo Julia Tymoszenko, która właściwie wezwała naród do obalenia "dyktatora" (nie mnie o tym sądzić...)
Popatrzcie; wyglądają tak jak w tym linku :
http://www.youtube.com/watch?v=QqrpllRAprM&feature=youtu.be
Życie wymaga od nich bohaterstwa. Codziennego. Bohaterstwa, które muszą wciąż potwierdzać narażając się osobiście. Nie tak, że napiszą sobie kilka słów na blogu, tylko wystawiając się na ryzyko oberwania razów od chłopców z Berkutu. Walcząc o te same ideały, do których niegdyś dążyliśmy my. O ideały, które my traktujemy już jak oczywistość, jak powietrze, które nam się należy.
Chyba nigdy nie byli nam tak bliscy jak teraz.
Boję się o los moich znajomych tam i życzę im takiej Ukrainy, o jakiej marzą.
Zawsze kiedy jestem na Ukrainie mam wrażenie, że nie jestem tak do końca za granicą. W sensie pewnej wspólnoty odczuć, uczuć, sposobu bycia, kultury ...
Spotykam ludzi, którzy przypominają mi Polaków sprzed dwudziestu lat.
Taką gościnność, ciepło i otwartość pamiętam z niegdysiejszej Polski. Polski ostatnich lat komunizmu i pierwszych lat po jego upadku, kiedy materialnie byliśmy jeszcze Wschodem, a duchowo aspirowaliśmy do uczestnictwa w europejskiej przestrzeni wolnych społeczeństw.
Dzisiaj nie mamy już trochę na to czasu zajęci "pogonią za pieniądzem" (w pozytywnym, nie negatywnym sensie sensie - otrzymaliśmy od losu możliwości budowania bezpiecznego i dostatniego bytu sobie i naszym bliskim, możliwość realizowania się zawodowo - o takim życiu i stawaniem się "Zachodem" marzyliśmy i w tym kierunku idziemy).
Ale co powiedzieć tym , którzy - choć wyglądają tak jak my, mówią podobnym językiem, śmieją się czasem z tych samych kawałów - znaleźli się po tamtej stronie?
Przecież nie powiem im: "Nie martwcie się. Wszystko będzie dobrze". Ukraina ma jeszcze daleką drogę do tego, aby stać się w miarę normalnym krajem, choć ukraińskie majdany, nawet bójki w parlamencie po stokroć wolę od cichego spokoju i tego dziwnego porządku, jaki emanuje z telewizji rosyjskiej. Na razie nic nie wskazuje, aby na Ukrainie miało być w przewidywalnym czasie dobrze. Tym bardziej godni są podziwu za upór i bohaterstwo, z jakim demonstrują wolę awansu cywilizacyjnego i dystansowania się od postsowieckiego świata z twarzą Putina.
Nie powiem im też: :Walczcie", bo taka wypowiedź w ustach, kto spokojnie siedzi sobie w bezpiecznym i ciepłym kraju byłaby niewyobrażalną bezczelnością.
Zastanawiam się nawet, czy miała do tego prawo Julia Tymoszenko, która właściwie wezwała naród do obalenia "dyktatora" (nie mnie o tym sądzić...)
Popatrzcie; wyglądają tak jak w tym linku :
http://www.youtube.com/watch?v=QqrpllRAprM&feature=youtu.be
Życie wymaga od nich bohaterstwa. Codziennego. Bohaterstwa, które muszą wciąż potwierdzać narażając się osobiście. Nie tak, że napiszą sobie kilka słów na blogu, tylko wystawiając się na ryzyko oberwania razów od chłopców z Berkutu. Walcząc o te same ideały, do których niegdyś dążyliśmy my. O ideały, które my traktujemy już jak oczywistość, jak powietrze, które nam się należy.
Chyba nigdy nie byli nam tak bliscy jak teraz.
Boję się o los moich znajomych tam i życzę im takiej Ukrainy, o jakiej marzą.
niedziela, 24 listopada 2013
Krótki wpis o Ukrainie
To, co dzieje się obecnie na Ukrainie śledzę z ogromnym zainteresowaniem i smutkiem. Bo
chyba nasza nadzieja pozyskania bliskiego nam przecież sąsiada dla tego świata, w którym znaleźliśmy
się my odchodzi w sferę marzeń. Oczywiście – jako Polak nie mogę rościć sobie
prawa do dyktowania Ukrainie i Ukraińcom jaką drogę powinni obrać. Chciałbym,
aby Ukraina przybliżała się do Europy, a nie oddalała, ale oczywiście muszę
przyjąć do wiadomości oczywistą zależność ekonomiczną od Rosji, która jest
jednym z argumentów dla uzasadniania eurosceptycznych, albo europasywnych
decyzji.
Cieszę się, że właśnie teraz ukazał się na polskim rynku arcyciekawy
wywiad Izabeli Chruślińskiej z Oksaną Zabużko przynoszący polskiemu
czytelnikowi lawinę informacji o osobach, książkach, ideach, które ukształtowały współczesną ukraińską kulturę. Wywiad, który może też wzbudzać podziw dla tego,
co Ukraińcom udało się dokonać w niesłychanie niesprzyjających warunkach XX
wieku, w którym radziecka władza językowi ukraińskiemu wyznaczyła ściśle
określoną rolę i próbowała zamknąć go w getcie ludowego dialektu (kontynuując zresztą
w ten sposób antyukraińską politykę caratu). Jak wiele zrobiono dla odrodzenia
ukraińskiego języka jako języka możliwego
do zastosowania we wszystkich obszarach życia (literatura, nauka, polityka...) w ciągu ostatnich 20 lat...
Z mojej strony – nieustanny podziw dla Ukraińców,
ukraińskiej kultury i ukraińskiej wytrwałości w obronie własnych ideałów. W obliczu prześladowań o skali nieporównanej z losem Polaków.
wtorek, 19 listopada 2013
Robotnicy dziękują władzy
Często bywam w okolicach zaatakowanego przez "prawicowców" w czasie ostatniej 11-listopadowej rozróby squatu.
Na drzwiach wejściowych plakat o zdecydowanie "lewicowym" charakterze. Moim zdaniem, w naszej polskiej rzeczywistości, wyjątkowo głupi i nieadekwatny do sytuacji :
Też nie promujący łagodności i porozumienia.
To nie jest usprawiedliwianie prawolsko-kibolskiej wojenki, to co stało się 11 listopada 2013 było ohydne. Nie atakuję również poglądów mieszkańców squatu.
Tak mi się tylko zestawiło...
Na drzwiach wejściowych plakat o zdecydowanie "lewicowym" charakterze. Moim zdaniem, w naszej polskiej rzeczywistości, wyjątkowo głupi i nieadekwatny do sytuacji :
To nie jest usprawiedliwianie prawolsko-kibolskiej wojenki, to co stało się 11 listopada 2013 było ohydne. Nie atakuję również poglądów mieszkańców squatu.
Tak mi się tylko zestawiło...
Koncert w Królewcu - Kaliningradzie
W Kaliningradzie (dawnym Królewcu) znalazłem się dzięki polskiemu konsulowi - Ryszardowi Sosińskiemu; bardzo aktywnie (jak zdołałem się zorientować) działającemu na rzecz promocji polskich wykonawców i polskiej kultury w obwodzie kaliningradzkim.
Katedra - obecnie przekształcona w Muzeum - jest domem dla jednego z bardziej udanych znanych mi , współczesnych koncertowych instrumentów firmy Schuke. A właściwie dla dwojga organów.
Na emporze znajduje się wielki czteromanuałowy instrument; przy (nieistniejącym) ołtarzu - organy chórowe zawierające Hauptwerk, Schwellwerk i sekcję pedałową. Pomyślane jest to tak, że każdy z dwóch kontuarów (stołów gry) może obsługiwać oba instrumenty.
Wydawałoby się - monstrum. Tymczasem są to dwa bardzo precyzyjne i perfekcyjne zaplanowane pełnowartościowe instrumenty. Możliwość dołączenia, po osiągnięciu pełni przez jeden z nich drugiego jest dodatkowym bonusem. Niesamowite jest to, że dzięki znakomitej intonacji musimy dobrze się wsłuchiwać aby poczuć, że instrumenty grają razem. Niesamowite efekt stereofoniczny; znakomita moc i zero "przesteru".
To nie jest opis profesjonalny, ale dobrze chyba charakteryzuje wyjątkowość instrumentu (i miejsca).
A teraz wracamy na prospekt Lenina.
Restauracja "Atlantika" w czasach, gdy powstawała była pewnie jedną z nielicznych. Została więc zaprojektowana z rozmachem, który dziś byłby po prostu rozrzutnością :
Wykorzystywany jest mały jej fragment - jako knajpa "Stary Pirat" (z lewej...)
A taką limuzyną poruszają się nowożeńcy :
Dziwnych pojazdów jest chyba zresztą w Rosji więcej (patrz : przednie koło) :
A teraz niecodzienna dla nas nieco symbioza patosu i codzienności :
Mój plan był dosyć napięty. Następnym razem postaram się zobaczyć więcej.
Na pewno jednak chętnie tu wrócę.
Katedra - obecnie przekształcona w Muzeum - jest domem dla jednego z bardziej udanych znanych mi , współczesnych koncertowych instrumentów firmy Schuke. A właściwie dla dwojga organów.
Na emporze znajduje się wielki czteromanuałowy instrument; przy (nieistniejącym) ołtarzu - organy chórowe zawierające Hauptwerk, Schwellwerk i sekcję pedałową. Pomyślane jest to tak, że każdy z dwóch kontuarów (stołów gry) może obsługiwać oba instrumenty.
Wydawałoby się - monstrum. Tymczasem są to dwa bardzo precyzyjne i perfekcyjne zaplanowane pełnowartościowe instrumenty. Możliwość dołączenia, po osiągnięciu pełni przez jeden z nich drugiego jest dodatkowym bonusem. Niesamowite jest to, że dzięki znakomitej intonacji musimy dobrze się wsłuchiwać aby poczuć, że instrumenty grają razem. Niesamowite efekt stereofoniczny; znakomita moc i zero "przesteru".
To nie jest opis profesjonalny, ale dobrze chyba charakteryzuje wyjątkowość instrumentu (i miejsca).
Z dawnego Królewca nie pozostało wiele; to co pozostało tym dobitniej krzyczy o dawnej świetności i tym bardziej uzmysławia nam ogrom zniszczenia. W pewnym sensie smutne doświadczenie; siłą rzeczy musimy zdać sobie sprawę, że Miasto powstało na nowo - w przytłaczającym sowieckim kształcie. Szerokie aleje na batalion czołgów, blokowiska. Zazwyczaj staram się nowe miasto zbadać chodząc po nim pieszo; tu wyprawa prospektem Lenina okazała się męcząca, odległości ogromne, a budynki wydawały się zupełnie niedostępne.
Najpierw jednak przykład bardziej optymistyczny. Stylizowane, rekonstruowane nabrzeże :
Restauracja "Atlantika" w czasach, gdy powstawała była pewnie jedną z nielicznych. Została więc zaprojektowana z rozmachem, który dziś byłby po prostu rozrzutnością :
Wykorzystywany jest mały jej fragment - jako knajpa "Stary Pirat" (z lewej...)
A taką limuzyną poruszają się nowożeńcy :
I jeszcze widok na Katedrę z innego miejsca :
Teraz coś dla ciała (okolice Jużnego Wokzału) :
Dojeżdżając do granicy widzimy hangary dawnego niemieckiego lotniska
A to już granica i sympatyczne pożegnanie :
oraz lingwistyczna ciekawostka :
Mój plan był dosyć napięty. Następnym razem postaram się zobaczyć więcej.
Na pewno jednak chętnie tu wrócę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)