Pokazywanie postów oznaczonych etykietą akademie muzyczne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą akademie muzyczne. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 9 listopada 2014

Kazanie na 11 listopada. Aby Polska Polską była.

Z okazji zbliżającego się Święta Niepodległości (i związanego z tym komfortu dużej ilości wolnego czasu) kilka przemyśleń na styku patriotyczno-muzyczno-uczelnianym. Czyli w ulubionym przeze mnie obszarze. :-)
Co zrobić aby Polska była Polską?
Ostatnio moje dziecko przyniosło ze szkoły obniżoną ocenę ze sprawowania uzasadnioną na piśmie tym, że „zbyt wiele uwagi poświęca nauce”. W domyśle – zbyt mało we wspólnych działaniach klasy. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że chodzi o bardzo modny (i słusznie) obecnie prąd nacisku na umiejętność współpracy. Budując nowe nie możemy jednak zapominać o tym, że szkoła jest dla uczenia i uczenia się. Działania społeczne, wychowywanie, integrowanie się – to wszystko fantastyczne ideały – pod warunkiem, że nie zaczniemy negować pierwotnego i uniwersalnie obowiązującego założenia wynikającego z definicji szkoły! Nauczycielowi nie wolno było czegoś takiego napisać. 
Musimy zatem wciąż dbać o to aby różne mniejsze sprawy były tym czym są lub raczej tym czym być powinny. A niestety właśnie z takim zdroworozsądkowym usytuowaniem naszych instytucji i założeniem, że muszą one spełnić pierwszą przyczynę, dla której istnieją, mamy problem.
Weźmy na przykład taką kolej. Wiem, chłopiec (lub raczej panna) do bicia... Łatwa krytyka. Nie o krytykę tu jednak idzie. Bo właściwie dlaczego jest aż tak źle?  Ja chciałbym aby kolej to była kolej właśnie. Rozumiem to jako istnienie pewnego funkcjonującego systemu, ale również pewien poziom kultury cywilizacyjnej. Polegający na tym, że kiedy jeden pociąg spóźni się do dużego miasta B to za godzinę, lub najdalej dwie godziny będę miał kolejne połączenie do innego dużego miasta. A. Kolej zaś nie jest przedsiębiorstwem do generowania łatwych zysków, nie – machiną przerzucającą odpowiedzialność za własne niedociągnięcia na podróżnych... Nie wiem nawet czy kolej (pasażerska) ma przynosić zysk. I chyba nawet – zakładając pewien cywilizacyjny standard – nie mnie powinno to obchodzić. Wiem, że w cywilizowanym kraju kolej musi być. Kraju biednym i bogatym. W kraju biednym może być biedniejsza - mieć starszy tabor, mniej komfortowe wagony ...   Ale musi być i działać! Bo na tym właśnie nasza europejska cywilizacja polega.
Szpital to instytucja służąca leczeniu chorych. Kiedy pojawia się osoba z nagłym zachorowaniem system powinien zacząć kręcić się trzy razy szybciej niż zwykle. Bo celem jego istnienia jest niesienie pomocy. Pacjentowi. Nie finansom NFZ. Proszę o właściwe zrozumienie. Nie wołam o rozmontowanie systemu opieki społecznej i powrót do braku dbałości o finansowanie i świadomości realiów z czasów komunizmu. Uważam tylko, że szpital jest placówką pomocy, a nie organem kontrolnym NFZ i to własnie pacjenta interesy powinien reprezentować. Nie zaś interesy NFZ przed pacjentem.
No dobrze. To zastanówmy się jak to może wyglądać w wypadku bliskim mi – uczelni wyższej. Podobnie. Żyjemy w czasach różnorakich zagrożeń. Różne ministerialne mendy produkują masy prawnego chłamu, zaś władze uczelni – pod groźbą surowych konsekwencji – otrzymują często odgórny prikaz wdrażania urzędniczej szamotaniny prawnej. Mimo deklarowanej autonomii trudno jest odmówić. Mam wrażenie, że nie zakłada się nawet takiej możliwości.
Myślę jednak, że każdy rektor (pars pro toto, tak naprawdę każdy pracownik uczelni) musi pamiętać, że jest reprezentantem studentów wobec nadrzędnych organów. Nie zaś organów wobec studentów!
Oczywiście – brzmi to pewnie trochę idealistycznie ... A może wcale nie ? Może właśnie na tym polega normalność?
Mnie - profesorowi wyższej uczelni - tej normalności, a nawet zrozumienia konieczności tego by było normalnie - brakuje coraz bardziej. Coraz bardziej ci, którzy studentów reprezentować powinni zajmują się tak naprawdę szukaniem argumentów dla strony przeciwnej. System zniewolenia włącza ich w swój krwiobieg i sprawia, że zaczynają pracować dla cudzych interesów. Studenci bywają oczywiście też różni. Mniej i bardziej sympatyczni. Ale to nie jest dobre wytłumaczenie ...


Musimy sobie chyba wreszcie uświadomić to, że budowanie Polski – Polski rozumianej jako normalny europejski kraj – to nic innego jak przywracanie zgodności definicji ze stanem faktycznym. 

piątek, 6 grudnia 2013

III Akademicki Konkurs Klawesynowy

...odbył się w Poznaniu w dniach 2-5 grudnia 2013 roku.
Ponieważ byłem tam, siedziałem i słuchałem - wiele wniosków. Nie traktujcie tego wpisu jak recenzji, oceny czy laurki; pomijam na przykład to, co robili moi studenci ... Ale myślę, że kilka ciekawych wniosków warto publicznie sformułować.

Po pierwsze, konkurs odbywa się dzięki inicjatywie Marioli Banaszkiewicz-Bryły. Inicjatorki, dobrego ducha tej imprezy... Osoby, która dla nas wszystkich ma dużo uśmiechu i życzliwości. Jurorów i uczestników. Konkurs akademicki to nie jest okazja do zrobienia szumu wokół własnej osoby; to cenna i dobra inicjatywa, która nas bardzo zintegrowała i służy wszystkim akademiom. Jest pożyteczna i użyteczna, dla wszystkich - wykładowców, uczestników, sprawy klawesynu w Polsce ... Taka dobra działalność. Po prostu.

Po drugie, sytuacja (dobra) klas klawesynu i kultury klawesynowej w Polsce.  Zważywszy na stosunkowo niewielki (powtarzam, stosunkowo - w stosunku do innych krajów!) udział muzyki dawnej i historycznego wykonawstwa w naszym systemie edukacyjnym jest to swoisty fenomen. Istnienie silnej tradycji (chyba wszyscyśmy jednak z Landowskiej...) nie ulega wątpliwości.
A ten współczesny klawesyn - prezentowany przez uczestników - coraz bardziej odstaje od potocznych wyobrażeń o "maszynie do szycia" - to obraz instrumentu będącego medium komunikowania emocji, wzruszeń i kreowania pięknego dźwięku. Chyba też odpowiada doskonale naszej słowiańskiej wrażliwości, wcale nie mniej niż chopiny.

Po trzecie, o uczestnikach, którzy odważnie poddają się castingowi. Ograniczam się - do drugiego etapu, pomijam "moją" Darię, która sprawiła mi tak piękny prezent, pomijam moje własne uwagi krytyczne... Studentki Lilianny Stawarz - Katarzyna Kluczykowska, Dorota Karp - wysoce artystyczne wykonanie, dopracowane pod względem szczegółów, pełne radości grania i estradowej dojrzałości ... studentki prof. Elżbiety Stefańskiej - Edyta Suchanek, która przede wszystkim w pierwszym etapie błysnęła pięknym dźwiękiem, Monika Foryś - tu dźwięk i ogromna precyzja wykonania również były atutem, ciekawe wykonanie utworu "Pianohooligana" - Piotra Orzechowskiego ... studentka Aliny Ratkowskiej - Weronika Janyst - na pierwszym dopiero roku studiów - grająca z fantastycznym zrozumieniem stylu XVII wieku, wyrafinowanym podejściem do dźwięku ... i Paulina Żmuda od Marioli grająca z ogromną pasją i szwungiem ...

W pewnym sensie szkoda, że trzeba punktować. To zawsze ciężki obowiązek - zawsze jest to pewnego rodzaju krzywda, nie oszukujmy się... Muzyka, a szczególnie muzyka (i instrument) dopuszczający taką wielość interpretacji jak klawesyn trudno daje się zamknąć w ramki jakiegokolwiek systemu punktowego. Chyba już łatwiej ścigać się na fortepianach...
Z drugiej strony na tym właśnie polega ta praca - na nieuchylaniu się od wyrażenia opinii ...
A życie i praktyka koncertowa - później, kiedyś - nie ogranicza się do zdobytych na konkursach punktów. Zawsze z ogromnym krytycyzmem podchodzę do oceniania własnych studentów przez pryzmat zewnętrznych konkursów (np. uzależnianiu wyróżnienia od tego, czy na konkursach im się wiodło, czy nie)  i nigdy tego nie będę robił (choć zawsze będę im pomagał w pokazywaniu się poza uczelnią).

Mam jednak nadzieję, że dla wielu osób ten konkurs będzie trampoliną do dalszej działalności, a przynajmniej zebraniem cennych doświadczeń.




wtorek, 22 października 2013

O szkodliwości funkcji asystenta w uczelniach muzycznych

W uzupełnieniu wpisu dotyczącego stanu profesorskiego dzisiaj o asystentach.
Muszę od razu zaznaczyć, że problem analizuję z punktu widzenia profesora uczelni muzycznej. Sytuacja zespołów badawczych w uczelniach o profilu naukowym może być zupełnie inna. Tej nie znam i nie podjąłbym się analizy.
Niemniej, powiedzmy to od razu. W muzyce jest tak, że albo jest się asystentem, albo artystą. Są oczywiście pewne sytuacje, w których pomoc i współpraca jest potrzebna (przychodzi mi tu na myśl funkcja dyrygenta-asystenta w operze). Jednak uczenie innych wymaga wzięcia odpowiedzialności za WŁASNE koncepcje, a nie krycie się za parawanem cudzych poglądów. Model awansu w polskich uczelniach muzycznych jest nie do przyjęcia. Ten model, przypomnijmy, polega na tym, że zaraz po studiach delikwent zostaje asystentem. Ma "realizować linię profesora" co oznacza siedzenie na lekcjach mistrza, robienie za niego lekcji (kiedy ów w koncertowych bawi wojażach), przytakiwanie, ewentualnie wkopywanie studentom, których "mistrzu" skazał na niebyt.
Funkcja asystenta nie zakłada samodzielności artystycznej. Wielu z asystentów podążając ścieżką jedynoprawdy zostaje potem równie karnymi doktorami-adiunktami, a potem ... profesorami. Tu już nie karnymi (chyba, że w stosunku do innej, nadrzędnej władzy...), a karności oczekującymi.
Na żadnym z etapów tej ścieżki priorytetem nie jest niezależność artystyczna.

Jestem przeciwnikiem funkcji asystenta jako takiej. Powinna być ona raczej wyjątkiem niż regułą.
W tej formie to najbardziej szkodliwy element polskiego szkolnictwa muzycznego wyższego stopnia.

PS Oczywiście chwała tym, którzy tę ułomną strukturę wypełniają treścią inną niż opisana powyżej.