Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wagner. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wagner. Pokaż wszystkie posty

piątek, 10 listopada 2017

Sonaty triowe ponownie w Siedlcach. 9 listopada 2017

Po raz kolejny zagraliśmy w naszym stałym składzie z Markiem Caudle i Irminą Obońską nasze „fryderykowe” sonaty w Siedlcach (sześć sonat triowych BWV 525-530 nagranch na płycie „Organy Joachima Wagnera III”). Projekt specyficzny, w którym partia basu została zastąpiona basso continuo (na wczorajszym koncercie wiolonczela i klawesyn). Projekt, który ma swój w Siedlcach dom i projekt, który – jak się okazało – funkcjonuje najlepiej w tych specyficznych uwarunkowaniach (organy z czasów Bacha, stosowne dla muzyki Bacha, bez pedału, stojące w kameralnej z ducha sali).
Po raz kolejny muszę skonstatować, że partii basu wykonana przez tak znakomitego kameralistę jak Mark Caudle żaden choćby najbardziej sprawny nożnie organista nie dorówna. A wczoraj grał znakomicie!
Po raz kolejny chylę czoła przed kapitalną działalnością Małgorzaty Trzaskalik (i Irka Wyrwy) budującą niezwykle ciekawy organowy krajobraz Siedlec.



piątek, 14 października 2016

Jest !



Poniżej fragment mojego tekstu w książeczce : 

Niniejsze nagranie opiera się na pomyśle swoistej rekameralizacji tych dzieł, bez rezygnacji z walorów wykonania na instrumencie klawiszowym. Organy Joachima Wagnera – w obecnym stadium rekonstrukcji – nie posiadają klawiatury nożnej, dwa zaś manuały wykorzystujące dzięki systemowi podwójnych klap te same rejestry (możliwe jest użycie zróżnicowanej registracji dla każdego z manuałów) pozwalają na zastosowanie subtelnej i kolorowej artykulacji bliskiej w „żywości” możliwościom instrumentów dętych. Nie da się ukryć, że właśnie bas – ze względu na specyficzne uwarunkowania emisyjne niskich piszczałek i przeszkody wynikające z techniki gry– stanowi element, w którym osiągnięcie kameralnej lekkości i polotu jest najbardziej problematyczne. W nagraniu powierzyliśmy zatem tę partię instrumentom smyczkowym (wiolonczela, wiola da gamba) uzupełniając jednocześnie harmonię o obligatoryjne w muzyce kameralnej wypełnienie basso continuo (klawesyn, pozytyw). Powoduje to jednocześnie uwolnienie rąk i ciała organisty, dzięki czemu możliwe jest skoncentrowanie się na kameralnej artykulacji i wykorzystanie fantastycznego potencjału instrumentu Wagnera w tym zakresie.
Przedstawione wykonanie jest oczywiście jedną z możliwych realizacji brzmieniowych tych niezwykle uniwersalnych pod względem obsadowym dzieł. Mamy jednak wrażenie, że propozycją pod względem muzycznym przekonywującą i przyjemną. Kameralna z ducha muzyka sonat triowych doskonale wpisuje się w to konkretne miejsce i stanowi idealną literaturę dla małego, zwinnego instrumentu.


piątek, 11 kwietnia 2014

Lohengrin w Operze Narodowej

Opera to dzieło kompletne, totalne ... Muzyka, tekst, scenografia, reżyseria, ruch, kostiumy, światła ... a może i zapach desek sceny, meandry teatralnych korytarzy ... kto wie ?
Zazwyczaj - na większości oper czuję się szczęśliwy i zaciekawiony kilkoma z wyżej wymienionych elementów. Ale kiedy zagrają wszystkie - po prostu można tylko rozdziawić paszczę i dać się ponieść. I - koniecznie! - przeżyć katharsis. Zrozumieć, że każda inna sztuka jest sztuką względem opery podrzedną (to nie znaczy gorszą i mniej potrzebną, ale podrzedną właśnie)

Taki jest właśnie nowy, warszawski Lohengrin. Oszczędna, mądra, wysmakowana scenografia, precyzyjny ruch sceniczny - podobnie precyzyjny jak gesty prowadzącego całość - Stefana Soltesza. Nieprawdopodobnie dobrze grająca orkiestra, fantastycznie strojąca (również w podniebnych regionach gry smyczkowej). Brzmiąca po prostu przepięknie. O solistach pewnie napiszą inni ...  mnie zachwyciła najbardziej Anna Lubańska.
Nie chcę i nie myślę recenzować. Bo nie jestem krytykiem, a piszącym muzykiem, który przeżył coś pięknego. To po prostu trzeba zobaczyć. Tam trzeba pójść. Takiego przedstawienia w Polsce jeszcze nie widziałem i pewnie długo nie zobaczę. Powiew wielkiego świata.