wtorek, 6 marca 2018

Mannborg 755 gra! Cicho i ciepło.


To był chyba nietypowy koncert. Zanurzyliśmy się w świecie muzyki przełomu II połowy XIX i XX wieku. Pretekstem stała się demonstracja fisharmonii Mannborg 755, która po bardzo udanej rewitalizacji dokonanej przez Bartosza Żłobińskiego jest kolejną ozdobą Fortepianarium.
Bartosz Żłobiński to człowiek, który profesjonalnie rekonstruuje fisharmonie, a robi to z pasją i miłością do tego niedocenianego instrumentu.
O samym instrumencie pisałem już na tym blogu pisałem:
ale po koncercie wiemy już więcej co można z niego wydobyć.
Pod względem ilościowym możliwości wydają się niewielkie – rejestry 8’ w manuałach, 16’ w pedale. Możliwości modyfikacji brzmień (dźwignie rejestrowe powodują modyfikację , a nie włączenie kolejnych registrów). Róznorakie barwy tego bzyczenia są jednak niesłychanie subtelne; grając na instrumencie i przygotowując się do koncertu miałem trochę wrażenie obcowania z czymś analogicznym do klawikordu; instrumencie, który ma zachwycać samego grającego i niewielkie grono koneserów i który koncepcyjnie unika zewnętrznego blichtru. Instrumencie, który ciepłem i mękkością koi duszę i serce. I to od klasy muzyka, a nie zewnętrznych gadgetów zależy to czy w warunkach koncertowych słuchacz dozna wrażenia pełni i spełnienia.
Program koncertu dobraliśmy wspólnie z Tomaszem Plochem (regularnie na fisharmoniach koncertującym, a obecnie studentem moim i Marka Pilcha w katowickiej klasie klawesynu) tak, aby – z jednej strony pokazać kameralną domową muzykę niemiecką, z drugiej kilka klasycznych utworów francuskich. Mnie zachwyciły utwory mało znanych niemieckich kompozytorów – Otto Wermanna i Franza Höfera na skrzypce w czystym i szlachetnym wykonaniu Izabeli Kozak oraz smaczącego wspomnianymi już ciepłymi brzmieniami Tomasza Plocha. 


Agnieszka Porzuczek i Tomasz Ploch wykonali fortepianowo – fisharmoniową wersję Preludium, fugi i wariacji Francka. Wstyd się przyznać. Od wielu lat o tej wersji wiem, słyszałem ją jednak po raz pierwszy i zachwyciła mnie. Ponieważ Fortepianarium nie ma obecnie fortepianu w stroju 435 Hz musieliśmy wykorzystać posiadaną przeze mnie elektryczną Yamahę P-95. Nikt chyba jeszcze z tego elektronicznego klawisza nie wydobył tak pięknego i przekonywującego brzmienia. Z muzyki francuskiej była jeszcze przepiękna komunia Panis angelicus Theodore’a Dubois. Na sopran (świetne wykonanie Magdaleny Polok), fisharmonię (Tomasz Ploch), wiolonczelę (ale pisaną najczęściej wysoko – stąd partia zostałą wykonana na skrzypcach przez Izabelę Kozak), harfę (ja na Yamasze) i organy (Tomasz Ploch). Karolina Borodziuk – obdarzona pięknym, mocnym altem, którym posługuje się w sposób ekspresyjny i muzycznie poruszający – wykonała Agnus Dei Rossiniego. Wreszcie – muzyka liturgiczna najwyższego kalibru – Msza op. 187 Rheinbergera na 2 soprany (Justyna Łatasiewicz, Barbara Grzybek), alt (Dorota Strączek) i organy/fisharmonię (na zmianę Marek Toporowski i Tomasz Ploch).
 Prowadzony przeze mnie w katowickiej Akademii przedmiot Opracowanie partii oratoryjnych po raz kolejny okazał się dobrym narzędziem do przygotowania niecodziennego i nietypowego muzycznego projektu …



Mam nadzieję, że fisharmonia jeszcze wielokrotnie ukoi i uspokoi nasze dusze.
Tymczasem w Fortepianarium pojawił się nowy gość, 2-manuałowa fisharmonia tłocząca firmy Philippe J. Trayser ze Stuttgartu (który umiejętności zdobywał w Paryżu w firmie Alexandre), któą mam od kapelmistrza z Limanowej - pana Stanisława Pajora. Ciekawa okazja do porównywania dwóch bardzo różnych podejść estetycznych do budowania fisharmonii …

Zaraz po przyjeździe fisharmonii Trayser w Fortepianarium zaczęło się lać z sufitu … na szczęście byłem na miejscu. Nic bym jednak nie zrobił gdyby nie pomoc Adama i Macieja Gburków (Kebeth studio) , którzy razem ze mną wynosili instrumenty.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz