czwartek, 8 maja 2014

Paul O'Dette w Katowicach

Było pięknie i magicznie. Paul O'Dette grał jakby dla siebie, nie starając się na siłę przypodobać się publiczności. Muzykował spokojnie i w ciszy, po prostu grał pozwalając mówić Dowlandowi nie uatrakcyjniając go na siłę.
Jego lekko nagłośniona lutnia brzmiała ciepło, a każdy z głosów polifonicznych przecież kompozycji prowadzony był logicznie i klarownie.
Potem okazało się, że jest również fascynującym gawędziarzem, sypiącym zabawnymi historiami i zdarzeniami, ze swadą opowiadającym o własnych przeżyciach i spotkaniach z wielkimi artystami (którzy w jego opowiadaniach okazywali pełnymi ciepła, żywymi istotami). Podczas koncertu miałem wrażenie, że jego i Dowlanda muzyka to była właśnie takim pełna radości i przyjaźni do otaczającego świata (mimo tytułu - Dowland semper dolens) muzycznym opowiadaniem.

Ogromne brawa i podziękowania dla Katedry Gitary i Harfy i pani profesor Aliny Gruszki za to piękne spotkanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz