niedziela, 9 grudnia 2012
O organach wirtualnych i technologii słów kilka jeszcze
Nasze spotkanie wywołało pewne poruszenie w organowym światku.
Wiele dyskusji, reakcji ...
Stąd wydaje mi się, że sprawa zasługuje na jeszcze jeden wpis. Dotyczący strategii ochrony dawnych wartości. Czytaj : dawnych organów. I naszej reakcji na nowe technologie.
Chyba nikt nie wątpi, że sprawa rekonstrukcji historycznych instrumentów leży mi jak najbardziej na sercu. Sądzę, że mój poprzedni wpis jest jednoznaczny.
Uważam jednak, że podejście polegające na negowaniu istnienia innych technologii bądź zabranianiu kontaktów jest po prostu nieskuteczne. Chyba wręcz śmieszne. Nie sprawdziło się w wypadku żadnego innego instrumentu (no, klawesyn się jeszcze nieźle broni; dźwięk bardzo nieprzewidywalny...).
Co zatem nam wolno? Możemy tworzyć warunki dla tego, aby te technologie służyły sprawie organów. Definiować sytuacje, w których inwestor ma obowiązek zastosowania dawnej technologii. Nie da się jednak zadekretować zaprzestania badań i rozwoju instrumentarium.
O historyczne organy, ich rekonstruowanie, restytucję, ochronę walczmy zatem mądrze i skutecznie.
A poniżej ciekawostka - nasz klawesyn z podwieszoną klawiaturą pedałową. Może być wykorzystywany również jako kontuar wirtualnych organów.
Zdjęcia towarzyszące temu wpisowi tym razem mojego autorstwa.
Fajne organy... Chciałbym umieć grać :(
OdpowiedzUsuńJeżeli ktoś jest zainteresowany organami cyfrowymi z prawdziwego zdarzenia, polecam Allen Organ (nie mylić z Ahlborn!). Jest w Polsce dystrybutor, można przetestować. Będziecie wówczas mieli porównanie z innymi instrumentami oraz "organami" wirtualnymi. Dopiero wtedy proponuję powrócić do rozmowy na temat instrumentów cyfrowych, ich brzmienia i jakości wykonania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dyskusja na łamach tego bloga nabiera (wypowiedzi są również pod drugim z wpisów) rumieńców :-) .
OdpowiedzUsuńBardzo się z tego cieszę, gdyż uważam, że sprawy związane z szeroko rozumianymi "organami elektronicznymi" (czy to generacji analogowej, cyfrowej, czy wirtualnej) nie dają się skwitować prostym zaszufladkowaniem : ersatz, imitacja organów piszczałkowych.
Wracając do tematu dyskusji...Myślę, że organy "wirtualne" dają bardzo ciekawą możliwość symulacji działania konkretnych instrumentów piszczałkowych. Wymagają jednak współpracy kilku urządzeń; podłączenia komputera wyposażonego w stosowne oprogramowanie, zakupu samplesetów; nie bez znaczenia jest również jakość nagłośnienia. Dla wielu użytkowników - którym zależy na prostym "poćwiczeniu" prostsze rozwiązanie "all in one" -zatem instrument zawierajacy własne oprogramowanie, obsługiwalny za pomocą własnych przełączników (a nie np. dotykowego monitora) i po prostu możliwy do błyskawicznego uruchomienia jednym pstyczkiem może być wystarczający i satysfakcjonujący.
Serdecznie dziękuję za wpisy !
Jednocześnie proszę o przeczytanie mojego nowego wpisu!