Kolejna - po wspaniałym sukcesie w Pesaro Darii Kubik, Maurycego Raczyńskiego i Edyty Suchanek radość sprawiona mi przez studenta. Ostatnio ciągle coś przywożą.
Pierwsza nagroda Małgorzaty Klajn, która - w moich oczach - coraz bardziej urasta do rangi charyzmatycznego wykonawcy muzyki współczesnej. A właśnie współczesnej muzyce klawesynowej poświęcony był ten konkurs. Może uda się wkrótce wrzucić więcej zdjęć ...
Na razie dzielę się radością z czytelnikami mojego bloga.
niedziela, 31 maja 2015
Wielki koncert w małej sali. Gabriela Szendzielorz-Jungiewicz i fortepianowa improwizacja.
Są profesorowie-celebryci i profesorowie, którzy bez wielkiego rozgłosu realizują niezwykle ciekawe projekty. Czasem są to działania nie należące do głównego nurtu muzycznego odtwórstwa będącego główną przecież domeną naszego akademickiego kształcenia. Gabriela Szendzielorz-Jungiewicz należy niewątpliwie do tej drugiej grupy. Od wielu lat niestrudzenie promuje muzykę współczesną, zachęca również studentów do improwizowania w różnych współczesnych stylach.
Jestem pod wrażeniem konsekwencji, z jaką wykonuje swoją artystyczną misję.
Stąd niniejszy króciutki wpis będący wyrazem mojego uznania i sympatii dla tych artystycznych poczynań.
Dotyczy koncertu, który zorganizowała 19 maja dla studentów-pianistów. Niezwykle ciekawy i przekonywujący pokaz tego jak ciekawie można grać bez nut i w jaki ciekawy sposób można wykorzystywać elementy muzycznej literatury wykuwając z nich nowe muzyczne byty.Piszę o tym dlatego, gdyż niektórzy uważają, że improwizowanie jest tworzeniem z niczego, a sięgnięcie po wzór - to plagiat. Tymczasem tak naprawdę improwizowanie jest ciągłym dialogiem z tradycją tak oralną, jak piśmienną, dialogiem tym ważniejszym, że świadczy o żywotności danej tradycji.
Muzyk, który sam sprawdzi muzyczny potencjał danego pomysłu, motywu inaczej grać będzie przecież potem zamknięty utwór, który jest przecież jedną z możliwych hipostaz.
Mówi się, że w środowisku klasyków pianiści to najmniej improwizujący muzycy. Dziękuję za tak przekonywujący dowód, że guzik to prawda!
A wykonawcom, którzy zainteresowali i obdarowali mnie masą pozytywnej energii serdecznie dziękuję.
Jestem pod wrażeniem konsekwencji, z jaką wykonuje swoją artystyczną misję.
Stąd niniejszy króciutki wpis będący wyrazem mojego uznania i sympatii dla tych artystycznych poczynań.
Dotyczy koncertu, który zorganizowała 19 maja dla studentów-pianistów. Niezwykle ciekawy i przekonywujący pokaz tego jak ciekawie można grać bez nut i w jaki ciekawy sposób można wykorzystywać elementy muzycznej literatury wykuwając z nich nowe muzyczne byty.Piszę o tym dlatego, gdyż niektórzy uważają, że improwizowanie jest tworzeniem z niczego, a sięgnięcie po wzór - to plagiat. Tymczasem tak naprawdę improwizowanie jest ciągłym dialogiem z tradycją tak oralną, jak piśmienną, dialogiem tym ważniejszym, że świadczy o żywotności danej tradycji.
Muzyk, który sam sprawdzi muzyczny potencjał danego pomysłu, motywu inaczej grać będzie przecież potem zamknięty utwór, który jest przecież jedną z możliwych hipostaz.
Mówi się, że w środowisku klasyków pianiści to najmniej improwizujący muzycy. Dziękuję za tak przekonywujący dowód, że guzik to prawda!
A wykonawcom, którzy zainteresowali i obdarowali mnie masą pozytywnej energii serdecznie dziękuję.
piątek, 15 maja 2015
A capella Leopolis w Warszawie. Kościół Ewangelicko-reformowany 14 maja 2015
Niezwykłe dla mnie przeżycie. Często razem występowaliśmy, ale prawie zawsze na Ukrainie. Znajome, przyjazne twarze... głosy, które znam i które z przyjemnością wychwytuję w skomplikowanej tkance polifonii. Dziwnie, ale i pięknie być tym razem tylko słuchaczem radującym się pięknem, którym obdarowują mnie moi ukraińscy przyjaciele.
Piękny koncert. Zaczęło się od polifonii polskiego renesansu. Nigdy nie podejrzewałbym - ja, zajmujący się taką muzyką na codzień - że do tych ściśle skonstruowanych utworów da się włożyć tyle barw. Czy jest jakiś polski chór tak śpiewający tę muzykę ? Nie sądzę ... Cudowne piana, zaczynane przez wszystkich razem, jakby z niczego. A potem narastające do cudownego, brzmiącego fortissimo.
Spokój, panowanie nad dźwiękiem. Śpiew płynący gdzieś z głębi duszy.
Jeszcze raz potwierdzę moją teorię - zatraciliśmy naszą wschodnią część kultury. Nie zaśpiewamy dobrze muzyki polskiego renesansu i baroku jeśli tej cząstki naszej wrażliwości nie przywrócimy. Ta muzyka musi brzmieć właśnie tak!
Potem rzadko wykonywane w Polsce partesne koncerty wokalne - muzyka na rozdrożu Wschodu i Zachodu. Wenecka, wileńska i kijowska zarazem. A może trochę krakowska i warszawska? Łyk włoszczyzny, którą kompozytorzy muzyki Wschodu przyswoili sobie dzięki polskiemu pośrednictwu.
A potem klasyka - Berezowski i Wedel - ponownie przykład mistrzowskiego wprzegnięcia zachodnich technik w służbie wschodniej naturalnej ekspresji.
Na zakończenie niesłychanie przejmujące utwory Dmytra Kotka.
Piękny program. Jakże oni spiewają! Piano brzmiące niczym delikatny miód, forte - złociste, pewne niczym głos trąbek.
Ja się rozpłakałem. Publiczność oszalała z zachwytu.
Piękny koncert. Zaczęło się od polifonii polskiego renesansu. Nigdy nie podejrzewałbym - ja, zajmujący się taką muzyką na codzień - że do tych ściśle skonstruowanych utworów da się włożyć tyle barw. Czy jest jakiś polski chór tak śpiewający tę muzykę ? Nie sądzę ... Cudowne piana, zaczynane przez wszystkich razem, jakby z niczego. A potem narastające do cudownego, brzmiącego fortissimo.
Spokój, panowanie nad dźwiękiem. Śpiew płynący gdzieś z głębi duszy.
Jeszcze raz potwierdzę moją teorię - zatraciliśmy naszą wschodnią część kultury. Nie zaśpiewamy dobrze muzyki polskiego renesansu i baroku jeśli tej cząstki naszej wrażliwości nie przywrócimy. Ta muzyka musi brzmieć właśnie tak!
Potem rzadko wykonywane w Polsce partesne koncerty wokalne - muzyka na rozdrożu Wschodu i Zachodu. Wenecka, wileńska i kijowska zarazem. A może trochę krakowska i warszawska? Łyk włoszczyzny, którą kompozytorzy muzyki Wschodu przyswoili sobie dzięki polskiemu pośrednictwu.
A potem klasyka - Berezowski i Wedel - ponownie przykład mistrzowskiego wprzegnięcia zachodnich technik w służbie wschodniej naturalnej ekspresji.
Na zakończenie niesłychanie przejmujące utwory Dmytra Kotka.
Piękny program. Jakże oni spiewają! Piano brzmiące niczym delikatny miód, forte - złociste, pewne niczym głos trąbek.
Ja się rozpłakałem. Publiczność oszalała z zachwytu.